rozdział 28

66 9 7
                                    

Jeden komentarz wyraża więcej niż 1000 słów ♥♡♥
Merci, że jesteś tuu *,*

Cały ten miesiąc to jedna wielka porażka, pustka. To ja go odrzuciłam i kazałam nie wracać, ale on już nawet nie próbował. Myślałam, że będzie walczył. Nie widziałam go, nie słyszałam jego głosu, śmiechu, nikt mnie nie przytulał, nie całował. Myślałam, że po jakimś czasie zapomnę, ale minął ponad miesiąc, a w mojej głowie nadal był tylko on. Kompletnie odizolowałam się od Maxa, chociaż on przychodził często i był wspaniałym sposobem na polepszenie humoru to on nigdy nie zastąpi mi Louisa.
Moje życie niby było takie samo jak wcześniej, a jednak tak inne. Nie cieszyły mnie już małe rzeczy, praktycznie nic mnie nie cieszyło. Zawsze byłam uparta i dążyłam do swoich racji, tak było i tym razem. Nie próbowałam tego ratować w żaden sposób.
Wierzyłam w to, co powiedział mi ostatnim razem, wierzyłam, że mnie kocha, że mu zależy. Nie wiem dlaczego się tak zachowałam. Chyba stchórzyłam po tym kiedy zobaczyłam jaką on ma nade mną władzę. Żałuję, tak bardzo żałuję.
Postanowiłam, że do niego pojadę. Tak; dojście do tego wniosku zajęło mi pieprzony miesiąc. Aż mi żal samej siebie.
Zaraz po wyjściu z pracy pojechałam do jego mieszkania.
Stałam tam kilkanaście minut, dzwoniłam, pukałam, jednak nikt nie otwierał.
Po wielu próbach poddałam się, jednak nie zamierzałam tak łatwo odpuszczać. Wybrałam jego numer, który dalej zajmował honorowe miejsce w kontaktach. Nie ma takiego numeru.
Byłam zaskoczona tym, że zmienił numer. Nie miałam siły na to wszystko. Usiadłam na schodach. I siedziałam. Głupia. Czekałam. Zaczął padać deszcz, siedziałam nieruchomo. Nie czułam nic.
Nagle usłyszałam kroki. Podniosłam oczy do góry. Zobaczyłam młodego chłopaka.
Tylko, że to nie był Louis.
- Umm... dlaczego tu siedzisz i mokniesz?- zapytał brunet.
- Czekam na kogoś , mieszkasz tu? - zapytałam zachrypnięta.
- Yhmmm. - odpowiedział zmieszany.
- Kiedy będzie Lou? - zapytałam pełnym nadziei głosem.
- Kto? - zapytał zdezorientowany. - No twój współlokator. - wyjaśniłam
- Mieszkam sam, a Lou nie ma tu już od kilku tygodni. - podrapał się po karku.
- To gdzie jest? - błagam niech mi powie.
- Nic nie wiem, sprzedał mi mieszkanie i tyle go widziałem. - powiedział wchodząc do domu. - Mam nadzieję, że go znajdziesz.

Ponownie usiadłam na schodach, ponownie się rozpłakałam. Tu nic nie ma sensu.
Nagle przypomniałam sobie o jego mamie, może jest u niej, albo chociaż wie, gdzie jest jej syn. Nie patrzyłam na fatalną pogodę, jechałam i nic nie było w stanie przerwać mojego amoku.
Trafiłam pod dom Helen. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi kobieta w szlafroku.
- Kochanie co tu robisz. - uśmiechnęła się ciepło.
Nie wytrzymałam i wpadłam w jej ramiona, Helen objęła mnie delikatnie przekazując mi swoje matczyne ciepło. Rozpłakałam się. Cichutko szlochałam w jej ramię.
- Słoneczko, nie płacz, czemu jesteś smutna? - zapytała zmartwiona i wprowadziła nas do salonu.
- Lou, jego nie ma ... - mój głos się załamał.
- Co ty opowiadasz ?- uśmiechnęła się serdecznie. - Pewnie siedzi w domu i ogląda mecz, leń jeden.
- Nie. Pokłóciliśmy się jakiś miesiąc temu, nie odzywaliśmy się do siebie i ja już nie mogłam wytrzymać, pojechałam do niego do domu, ale on już tam nie mieszka. - wyciągnęłam kolejną chusteczkę z pudełka.
- Zadzwonię do niego. - oznajmiła zmartwiona.
-Nie ma takiego numeru.
- Zostawił mnie. - bezwładnie opadłam na podłogę. - Ja tak nie chcę ...
Po co żyć bez niego? Ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy kobieta zatrzymała mnie.
- Kochanie co ty chcesz zrobić ?- zapytała ze łzami w oczach.
- Ja nie chcę bez niego, ja go kocham. - szepnęłam.
- Nie rób głupot, to nie twoja wina, że zakochałaś się akurat w tak trudnym człowieku. - powiedziała. - Jesteś silna.
Złapała mnie za rękę i poprowadziła w kierunku sypialni.
Po drodze usłyszałam dwa znajome głosy. Lily i ... Lou?
Podbiegłam w kierunku drzwi, jednak nie ujrzałam tam jego, a jedynie Lily z telefonem w ręku.
- Chyba ktoś chce z tobą pogadać Lou. - powiedziała i popatrzyła na mnie.
- Daj ją. - usłyszałam cichy głos zza słuchawki.
W jednej chwili byłam zaskoczona, a w drugiej moje bezwładne ciało przeżywało bliskie spotkanie z podłogą...

Some mistakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz