Zdarł ze mnie szaty,
Przyodział w jego łachmany.
Czy to moja wina, że nigdy nie był kochany?
Podniósł, położył i odszedł.
Zostawił samą,
Na wieczną nicość skazaną.
Pokój był ciemny i szary,
Wydawał się bardzo stary.
Bałam się każdego kąta,
Bo kto wie jakie tam kryje zwierzątka?
Nie wracał,
Bardzo długo,
A ja byłam głodna
I chłodna.
Zawsze myślałam, że umrę staro, z gromadką wnuków.
A tymczasem w piwnicy wyczekuję czarnych kruków.
Nie wiem ile tu siedzę,
Dzień, dwa a może siedem.
Drzwi się otwierają,
A ja chowam się pod koc.
Przed nim nie ochroni mnie żadna moc.
Koc daje schronienie i ciepło,
Jednak zapomniał o mocy znikania,
Tak więc brudne ręce podnoszą za kark
-Jak zwierzę.
A ja już w jakikolwiek ratunek nie wierzę.
Wkładam całą energię i delikatnie podnoszę powiekę.
Przede mną widzę korytarz,
A potem wszystko znika.
.
..
...
Aparatura miga równo,
Bez zakłóceń,
Czuję czyjeś ręce.
Ktoś płacze,
A ktoś krzyczy.
Padają ostre słowa.
Auć, moja głowa.
Mogłabym przeżyć,
Lecz czy warto?
Nie mam po co i dla kogo.
Tak więc serce przestaje bić nieśpiesznie i dociera w inną przestrzeń.
CZYTASZ
Some mistake
RandomObudzić się, oboje musimy się obudzić Może jeżeli stawimy temu czoła Będziemy mogli jakoś to przejść Bliżej, może będziemy bliżej Silniejsi niż byliśmy wcześniej, tak Zrób z tego coś więcej, tak