hmm

32 6 3
                                    


Była jego przeznaczeniem;
Ofiarą,
Zagadką.
Wybrał ją, choć wiedział, że nie będzie łatwo.
Udawał kogoś kim nie był.
Zmieniał swe oblicze
Niczym kamień chował swe zło skrycie.
Bał się być sobą, bo widział, że ona odejdzie.
Jeśli się dowie ucieknie zanim słońce wzejdzie.
Jednak trwał w kłamstwie lata długie,
Udawał, że kocha,
Choć ledwo tolerował,
Czuł obrzydzenie,  za każdym razem kiedy ją całował.
Lecz w całym tym paradoksie była jakaś metoda,
-Ona niewinna, młoda.
Kiedy jej nie było odczuwał smutek, lecz nie chciał go czuć,
Bo nie mógł.
Topił swe smutki
W litrze wódki.
I wtedy nareszcie nie czuł...
Kiedy wracała
Zawsze całowała,
A po jakimś czasie odkrył,
że kiedy jej nie ma on tylko na to czeka.
Nie mógł,
Nie potrafił.
Przerosło go uczucie,
Opowiedział mi to wszystko w skrócie.
A kiedy o tym mówił;
Oczy błyszczały łzami,
Usta drżały.
Zostawił,
Bez żadnego pożegnania,
A  ona płakała.
Była na skraju.
Chciała trafić do przeklętego raju.
Do miejsca gdzie nareszcie by spotkała,
Największą miłość jaką dane nam było zobaczyć.
Wrócił,
Po latach pięciu,
Wszedł do środka,
Po cichu policzył do dziewięciu.
Ona tam była,
Mała,
Zapłakana.
Niezdolna do funkcjonowania.
Wtuliła się w niego jak w misia i krzyczała,
Nie cierpię, nienawidzę, jesteś najgorszym co mnie spotkało,
A było tego niemało.
A ja cię kocham mała.
I to zamknęło jej buzię.
Pierwszy raz,
Po latach dziewięciu,
Usłyszała to
I zapisała w swoim sercu.
Złamany człowiek pokochał,
Serce podarował.
I pocałował,
Bo bał się stracić
I nigdy więcej nie zobaczyć...

Some mistakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz