Rozdział 10

316 42 3
                                    



Trzy tygodnie później

Siedziałam pod drzewem i próbowałam uspokoić oddech. Po raz kolejny zerwałam się z lekcji, bo znów zaczęłam przemianę w szkole. Lekki wietrzyk pieścił moją skórę. Od ostatniego spotkania z Ross'em w moim pokoju, starałam się go unikać. Udawało mi się to. Czasami przychodził pod moje okno, ale ignorowałam go. Przysyłał mi codziennie zaproszenie na lekcje przemiany, ale nie przychodziłam. Radziłam sobie dobrze. Raz nawet udało mi się powstrzymać przemianę. Nie potrzebowałam jego pomocy.

Wstałam i ruszyłam przed siebie. Szłam najwolniej jak tylko mogłam. Nie chciałam wracać do domu. Wiedziałam, że matka znów nawrzeszczy na mnie i po raz chyba dwudziesty da mi szlaban, który zignoruje. Rodzice nie byli ze mnie zadowoleni. Odkąd przemieniłam się po raz pierwszy, pogorszyły mi się oceny i zaczęłam wagarować. To nie moja wina. Nie mogę się skupić kiedy się uczę, bo cały czas jakiś gryzoń biega po ogrodzie, a wagaruje przez przemiany. Postanowiłam przejść się na shake'a do kawiarenki, do której ostatnio często zaglądam.

- Cześć Ami! - gdy tylko weszłam z wielkim uśmiechem przywitał mnie Lukas. Był tu kelnerem, pracował jako kasjer i robił przepyszne shake'y. Miał 18 lat, czarne zawsze potargane włosy i bardzo zielone oczy.

- Hej Lukas - wygodnie usadowiłam się na krzesełku przy ladzie - Poproszę shake o smaku owoców leśnych.

- Już się robi złotko - puścił mi oczko, a ja trzepnęłam go w ramię i wybuchłam śmiechem. Lukas podszedł do kuchni. Z nudów zaczęłam przeglądać menu. Po chwili chłopak wrócił z moim zamówieniem.

- Dzięki - podał mi shake'a. Wzięłam kilka łyków i poczułam się jak w niebie. Takie shake'y robił tylko on.

- Jak tam w szkole wagarowiczko? - Lukas wiedział, że wagaruję, ale myślał, że uciekam z lekcji, bo nienawidzę szkoły.

- Spoczko. Dostałam 3 z angielskiego - to naprawdę świetna ocena. Ostatnio dostaję same pały i dwóje.

- Naprawdę musiałaś nieźle wkuwać! Taka super ocena - popatrzyliśmy na siebie i zanieśliśmy się niekontrolowanym śmiechem. Tylko jemu udaje się mnie rozśmieszyć odkąd odepchnęłam Ross'a od siebie. Lukas to mój najlepszy przyjaciel. Jest kompletnie inny niż Ross.

- To kiedy nauczysz mnie jeździć na desce? - spytałam. Chłopak obiecał mi to tydzień temu.

- Może jutro? Kończę wcześniej to możemy się spotkać w parku.

- Okey - dopiłam shake'a i położyłam pieniądze na ladzie - Pa Lukas! - wstałam i wyszłam z kawiarni.

***

Weszłam do domu. Nie zdążyłam nawet zdjąć kurtki, a przede mną pojawiła się mama.

- Czy ty niczego nie rozumiesz smarkulo?!!

- Zanim zaczniesz te swoje kazanie, dasz mi się rozebrać? Gorąco mi - odparłam oschło. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na wieszaku i zdjęłam też buty, a matka cały czas mierzyła mnie wściekłym spojrzeniem.

- Marsz do kuchni ! - ruszyłam za nią i usiadłam na krześle przy stole.

- Jestem głodna. Co na obiad? - zapytałam miłym głosikiem. Wiedziałam, że dolewam oliwy do ognia, ale nie obchodziło mnie to.

- Nie dostaniesz nic do żarcia do końca swojego życia!!! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Myślisz, że możesz od tak sobie wychodzić ze szkoły i szlajać się po mieście!? O nie moja droga! Jeśli nie przestaniesz tak się zachowywać to....

- Coś się stało kochanie? - do kuchni nagle wszedł tata. Myślałam, że śnię. Mój tata opuścił gabinet i przyszedł do kuchni! Wytrzeszczyłam na niego oczy, a mama stała bez ruchu wpatrując się w tatę - Co się tak na mnie patrzycie? Słyszałem krzyki. Co jest?

- T-t-ty wyszedłeś z gabinetu - odezwałam się ignorując pytania ojca.

- Cieszę się, że przyszedłeś - mama odzyskała mowę - Twoja ukochana córeczka wagaruję i tylko spójrz na jej oceny! - podała mu moją kartę ocen. Tata przejrzał ją i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

- Ami, dlaczego aż tak pogorszyłaś się w ocenach? - podszedł bliżej i spojrzał mi głęboko w oczy - Jestem twoim tatą. Mi możesz powiedzieć wszystko. Będę cię wspierał i pomogę ci w nauce jeśli tego potrzebujesz.

- Dopiero teraz zaczęłam cię interesować? - warknęłam. Nagle przypomniało mu się o moim istnieniu! Chce mi pomagać i być moim wsparciem ! To ja umiem latać - Po prostu przeszkodziły ci nasze ciągłe kłótnie i nie mogłeś się skupić na pisaniu tych najważniejszych dla ciebie głupich książek! - krzyknęłam i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i po chwili usłyszałam krzyki i zobaczyłam, że ktoś szarpie klamkę.

- Ami otwieraj te drzwi ! - krzyknął tata i mocno uderzył w drzwi. Podjęłam szybką decyzję. Otworzyłam okno i wyuczonym już sposobem wyszłam na dwór. Puściłam się biegiem w stronę lasu. Słyszałam jak rodzice wołają mnie, ale nie chciałam nawet zaszczycić ich spojrzeniem. Biegłam zwinnie omijając drzewa. Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele i po chwili biegłam już pod postacią białej wilczycy . Nagle poczułam dym. Odwróciłam się i zobaczyłam jak trzy drzewa za mną się palą. Spojrzałam na moje łapy i z przerażeniem uświadomiłam sobie, że ja płonę!!! Moje serce przyśpieszyło, więc postanowiłam się uspokoić. Wzięłam kilka głębokich wdechów i płomień znikł. Odetchnęłam z ulgą. Może to był mój dar? Umiejętność samozapłonu? Potrzebowałam w tej chwili tylko jednej osoby. Osoby, którą ignorowałam przez ostatnie trzy tygodnie. Potrzebowałam Ross'a.

***

Zmęczona i zdyszana wreszcie spostrzegłam znajomą piękną chatkę. Z radością w sercu przyśpieszyłam bieg. Nagle w połowie drogi przystanęłam. Nie mogę tak po prostu wbiec mu do domu i powiedzieć „Ross musisz mi pomóc". Odtrąci mnie. Tak samo jak ja odtrącałam go. Odwróciłam się i ruszyłam w przeciwną stronę. Musiałam poradzić sobie sama. Szłam przez las szukając jakiejś norki na noc, ale nic nie znalazłam. Poczułam wielki ból w brzuchu. Byłam strasznie głodna i zmęczona. Nie miałam już sił. Zimno pogarszało całą sprawę. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i padłam na ziemię. Nie wiem kiedy, świat pogrążył się w ciemności.

Ross

Leżałem na kanapie oglądając telewizję. Leciała jakaś głupia komedia romantyczna, ale i tak nie skupiałem nie niej najmniejszej uwagi. Jak każdego wieczoru, zastanawiałem się czemu Ami mnie ignoruje i unika. Musiałem jej jakoś pomóc. Jest jeszcze młodą wilczycą i nie radzi sobie zbyt dobrze. Widziałem już nie jeden raz jak uciekała z lekcji.

- Ross! Rusz się i wynieś śmieci - do pokoju weszła Rydel.

- Po co ? - spytałem obojętnie.

- Nie możesz całe życie leżeć bezczynnie na kanapie i żalić się nad sobą! - z całej siły zepchnęła mnie z kanapy. Poczułem zimno podłogi i ból w żebrach - Śmieci stoją przy wyjściu. Jeśli nie wstaniesz i nie wyrzucisz ich to rozszarpię ci gardło! - warknęła i wyszła. Wiedziałem, że robi to dla mojego dobra. Musiałem mieć motywację, żeby wstać i zapomnieć o Ami. Podniosłem się z podłogi i powlokłem się do wyjścia. Chwyciłem wór ze śmieciami i wyszedłem na dwór. Lodowate powietrze zetknęło się z moją skórą. Wziąłem głęboki wdech i wtedy poczułem najsłodszy zapach na świecie. Ami tu była. Rzuciłem śmieci na ziemię i pobiegłem za zapachem Ami. Ona tu była, ale jednak zawróciła. Coś musiało być nie tak. Przyśpieszyłem. Musiałem jak najszybciej znaleźć się obok niej. Przytulić jej drobne ciało i chronić ją przez wszystkim. Zapach stawał się coraz intensywniejszy. Po kilku minutach zauważyłem w oddali leżącą postać. Gdy podbiegłem okazało się, że to była Ami. Leżała na ziemi całkiem wyziębiona. Oddychała płytko. Delikatnie wziąłem ją w ramiona i skierowałem się do domu. Przez całą drogę próbowałem oddać jej trochę swojego ciepła.

Kiedy dotarłem na miejsce, kopnąłem drzwi i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia mojego rodzeństwa, wniosłem ją do pokoju, w którym wcześniej leżała po pierwszej przemianie i ułożyłem jej drobne ciało na łóżku. Zwinęła się w kulkę, a ja przykryłem ją grubą kołdrą. Złożyłem pocałunek na jej czole i po przemianie w wilka, postanowiłem czuwać przy niej całą noc.



*********

Nie mogę uwierzyć, że tyle osób czyta moją książkę! Dzięki J

Komentujcie i głosujcie, bo to naprawdę motywuje !!!

Do zobaczenia :D

Ross WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz