Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Serce, które przed chwilą biło jak oszalałe, ustało momentalnie. Nogi ugięły się pod moim ciężarem. Opadłam na kolana. Oczy wypełniły się łzami.
- Pomóżcie mu!! – krzyknęłam z gulą w gardle – Proszę, pomóżcie mu...
Wszyscy spojrzeli na mnie skołowani.
- Ami, to tylko Nocny Łowca – zaczął Riker – To jeden z tych nic nie wartych śmieci, którzy cię porwali. Zasłużył na to.
- Przestań tak mówić! – ryknęłam.
Nagle poczułam ciepło. Podniosłam oczy i ujrzałam otaczający mnie, ognisty krąg. Czas jakby niespodziewanie zatrzymał się. Powoli próbowałam uspokoić oddech.
- Ami! Zgaś ten ogień!!! – przez płomienne mury przedzierał się głos. Nie miałam pojęcia kto wypowiada te słowa. Ogień utrudniał mi słuchanie.
- Ona zaraz nas wszystkich usmaży! Ross, zrób coś z nią!! – ponowne krzyki dotarły do moich uszu.
Nagle dotarła do mnie powaga sytuacji. Siedzę w samym środku wielkiego ogniska! Próbowałam nie wpaść w paranoje i trzeźwo myśleć. Jak to wszystko zgasić? Instynktownie dotknęłam nadgarstka, lecz nie wyczułam niczego twardego. Nie założyłam łańcuszka ze Złotą Księgą! Dlaczego wszystko musi iść dzisiaj nie tak?
Wstałam z ziemi i zamknęłam oczy.
Niech ten ogień zniknie, niech ten ogień zniknie, niech ten ogień zniknie, proszę.
Na szczęście, gdy otworzyłam oczy ognia już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się i zauważyłam, że stoję nad rannym Renem, a wszyscy inni stoją dobre kilkanaście metrów od wyrwy.
Spojrzałam na przyjaciela i uklękłam przy nim.
- Ren – szepnęłam i pogłaskałam jego miękkie futro – Co ci się stało, biedaku? Kto ci to zrobił?
Jedna pojedyncza łezka spłynęła mi po policzku, lecz szybkim ruchem ją starłam.
- Ami! – nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu – Nic ci nie jest?
- Mi nie – odparłam zerkając na Ross'a – ale musimy pomóc Renowi.
- Niby czemu?! – oburzył się Rocky.
- On dotrzymywał mi towarzystwa w celi oraz pomógł nam uciec – spojrzałam na Ross'a i Riker'a, ale po ich zmieszanych minach, mogłam się domyślić, że nie pamiętali Rena.
Westchnęłam z rezygnacją.
- Mam wam przypominać cały ten dzień? – spytałam zirytowana – A zresztą nieważne. To dla mnie ktoś ważny i jak nie chcecie to nie musicie mi pomagać.
Z powrotem skupiłam się na Renie. Spróbowałam delikatnie go podnieść, ale ciężar wilka był dla mnie za duży.
- Czekaj, pomogę ci, bo zrobisz mu jeszcze większą krzywdę.
Zerknęłam na Ross'a, który chwycił za część zadnią rannego. Zrobiłam to samo z głową i przednimi łapami i powoli zaczęliśmy wstawać.
- Gdzie go zaniesiemy? – po drodze spytał blondyn.
- Nie wiem. W waszym domu na pewno nie będzie mile widziany – westchnęłam – Zabierzemy go do mnie. Uleczę go dzięki Złotej Księdze, a potem ukryje go w podziemiach.
Chłopak skinął lekko głową i już nie odezwał się przez resztę drogi.
***
- Połóż go tutaj – wskazałam na rozłożony na podłodze ręcznik.
Kiedy Ross wykonywał moją prośbę, pobiegłam do łazienki po Złotą Księgę. Dopadłam umywalki, na której zostawiłam ostatnio łańcuszek, ale on przepadł.
Cholera.
Przejrzałam wszystkie szafeczki oraz prysznic, lecz po łańcuszku ani śladu.
- Wiem, że gdzieś tu jesteś! Nie bądź jak rozwydrzona nastolatka Księgo – warknęłam pod nosem – No pokaż się! – powiedziałam już głośniej.
Zdenerwowana wróciłam do pokoju z pustymi rękami.
No trudno, będę musiała posłużyć się tradycyjnymi sposobami.
- Spróbuj go obudzić – rzuciłam w stronę blondyna i wybiegłam z pokoju.
Biegałam po domu jak oszalała szukając potrzebnych rzeczy. Miałam nadzieję, że uda mi się uratować Ren'a, ale miałam wątpliwości. Akurat teraz Złota Księga postanowiła przestać współpracować! Byłam na nią strasznie wściekła. Przez nią chłopak może umrzeć, a tej okoliczności nie mogłam znieść. Gdy miałam już wszystko, popędziłam do pokoju, gdzie zastałam Ross'a z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ami – zaczął z troską – On umiera.
- Musimy mu jakoś pomóc – odparłam twardo – Musimy. Nie daruję sobie jeśli nie spróbuje.
Uklękłam obok wilka i zaczęłam oceniać rany. Najpierw postanowiłam zająć się raną po ogonie. Wybrałam z przyniesionych rzeczy igłę i nitkę.
- Czy ty zamierzasz samodzielnie zaszyć mu tę ranę? – spytał z niedowierzaniem Ross, kiedy nawlekłam igłę.
- A co myślałeś? Przecież nie zabierzemy go do weterynarza – prychnęłam i po przeczyszczeniu rany, wbiłam igłę w skórę.
Zszywałam ranę najdokładniej jak potrafiłam. Kiedyś zszywałam dziury w spodniach, ale to zupełnie co innego. Ręce miałam już czerwone od krwi, lecz nie przerywałam pracy. Po zakończonej pracy, wytarłam dłonie i przyjrzałam się mojemu dziełu. Wyglądało całkiem nieźle, lecz nie chwaliłabym dnia przed zachodem słońca. Następnie zajęłam się przeczyszczaniem reszty ran. Niektóre z tych większych posmarowałam specjalnym kremem, który pomagał w zrastaniu się ran. Przypomniało mi się jak mama kiedyś smarowała mnie nim, gdy spadłam z roweru i zdarłam sobie porządnie kolano oraz kiedy przebiłam sobie stopę gwoździami. Stare dzieje...
- Dobrze się spisałaś – pochwalił mnie Ross po wszystkim.
- Nie miałam pojęcia, że tak potrafię – wzruszyłam ramionami – A teraz musimy przenieść go do podziemi.
Wzięłam kilka koccy, przycisnęłam łeb wilka, który otwierał przejście i pomogłam blondynowi znieść wilka. Na dole rozłożyłam koc na podłodze, a drugi zwinęłam jako poduszkę i położyliśmy Rena. Następnie przykryłam go jeszcze grubym kocem i opuściliśmy podziemia. Miałam nadzieję, że Ren przeżyje do jutra.
************************
Hej, cześć i czołem! :D
Jak podoba się nowy rozdział? ^^ Wiem, wiem, jestem okrutna >:D
Czekam na gwiazdki i komentarze!
Do zobaczenia!!!
CZYTASZ
Ross Wolf
FanfictionAmi Cross to zwykła szesnastolatka, która przeprowadza się wraz z rodzicami do małego miasteczka : Dalton, ponieważ zmarła babcia przepisuję jej dom. Ami spotyka pewnego chłopaka, który niechcący pokazuję jej świat, do którego jej babcia nie zdążyła...