Rozdział 31

157 15 1
                                    


O poranku, od razu po przebudzeniu się, postanowiłam zajrzeć do podziemi. Chwyciłam szlafrok i po drodze założyłam go. W głowie miałam mętlik. A co jeśli nie przeżył nocy? Co jeśli przeżył, ale teraz skręca się z bólu? A jeśli obudził się zdezorientowany i przerażony i próbował uciec? Mam nadzieję, że nie zgubił się w bibliotece.

Po przejściu ostatniego stopnia, odważyłam się podnieść głowę i spojrzeć na miejsce, gdzie wczoraj pozostawiłam wilka. Na szczęście leżał na kocu, lecz nie poruszał się. Po cichu podeszłam do Rena. Położyłam swoją dłoń na jego klatce piersiowej i z ulgą przyjęłam fakt, że oddycha. Nie mogłam niestety ocenić jego stanu. Wilki regenerowały się szybciej niż ludzie, ale nie miałam pojęcia ile to może trwać. Ostrożnie podniosłam koc, którym był przykryty i obejrzałam rany. Musiałam przyznać, że Rena musi obejrzeć specjalista, chyba, że odnajdę nadąsaną Złotą Księgę.

Nagle wilk poruszył się. Był to tak delikatny ruch, że sama byłam pod wrażeniem wyczucia go. Jego powieki powoli i z trudem, podniosły się ukazując jedną pięknie niebieską tęczówkę i jedne szaro-białe oko.

- Cześć Ren – uśmiechnęłam się delikatnie, a on zwrócił swój wzrok na mnie – Jak się czujesz?

Wilk zaskomlał i pisnął, uśmiechając się.

- Oj, nie przesadzaj! – pogroziłam mu żartobliwie palcem – A teraz śpij! Musisz odzyskać siły, aby opowiedzieć, mi co się stało.

Pogłaskałam delikatnie jego łeb, przykryłam z powrotem kocem i wyszłam z podziemi. Rzuciłam szlafrok na łóżko i skierowałam się do łazienki. Kiedy weszłam pod strumień cieplutkiej wody moje mięśnie rozluźniły się. Zaczęłam zastanawiać się : Co dalej? Przecież Ren może w każdej chwili umrzeć, a ja nie byłam żadną lekarką. Ciekawiło mnie coś jeszcze. Co się wydarzyło w lesie? Przecież Nocni Łowcy nie napadali na swoich, prawda? Co jeśli powstała jakaś nowa wataha? Jeśli powstała i Nocni Łowcy zaczną szukać swojego wilka to znajdą go u nas! Będą przekonani, że trzymamy go jako zakładnika! Zakręciłam kurek i wyszłam z prysznica z burzą w głowie. Coraz gorsze scenariusze wkradały mi się do myśli. Skończywszy poranną toaletę, ubrałam się i skierowałam do kuchni. Niestety te pomieszczenie nie było puste.

- Cześć kochanie! Jak tam poranek? – zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha mama.

Zaklęłam pod nosem, bo starałam się iść jak najciszej, aby nie zwróciła na mnie uwagi.

- Całkiem nieźle – odparłam z grymasem i otworzyłam lodówkę – Jak książka taty? Rozmawiałaś z nim?

- Tak, rozmawiamy codziennie, skarbie – zaświergotała, poprawiając włosy – Mam też wspaniałą wiadomość dla ciebie!

Niepewnie odwróciłam się i spojrzałam na rodzicielkę.

- Jaką wiadomość? – spytałam podejrzliwie.

- Tata zarabia coraz więcej i postanowił zrobić coś dla ciebie, – zaczęła – więc postanowiłam, że najbardziej spodoba ci się twój własny ładny ogródek!

- Ten ogród z tyłu będzie mój?! – krzyknęłam z niedowierzania.

- Tak! Ale jest jeden problem. Twój tata postanowił, że da ci pieniądze albo na ogrodnika, który wszystko stamtąd posprząta lub na kwiaty.

- Mogę mieć czas na zastanowienie się? – zapytałam z uśmiechem.

- Oczywiście, kochanie – odparła kobieta i opuściła kuchnię.

Byłam taka szczęśliwa! Mój własny ogród to coś o czym marzyłam odkąd tu jesteśmy. Postanowiłam jednak na razie wziąć się w garść. Mam wilka do nakarmienia! Wzięłam jogurt naturalny z lodówki i zrobiłam sobie musli. Postawiłam miskę obok i zajęłam się mięsnym śniadaniem dla Rena. W lodówce znalazłam szynkę i kiełbasę, ale nie było tego za wiele. W zamrażarce za to znalazłam wielką kość pewnie przeznaczoną na jakąś zupę. Był tylko jeden problem. Kość była zamrożona! Rozejrzałam się. Nikogo nie było w pobliżu. Położyłam dłoń na kości i skoncentrowałam się na przepływie ciepła. Nie miałam pojęcia czy mi się uda w ludzkiej postaci, ale nagle poczułam gorąc pod palcami. Spojrzałam na kość, z której leciał dym. Zadowolona ze swojego wyczynu, nalałam jeszcze wody w miskę i ruszyłam do pokoju. Sprawnie zeszłam do podziemi.

Ross WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz