Rozdział 18

289 34 1
                                    


Ross

Rozdzieliliśmy warty. Pierwszą miała Rydel i Rocky. Ja z Riker'em wróciłem do domu odpocząć, a Ellington pobiegł po swoich. Miał wydzielić jeszcze dwie osoby do pomocy przy warcie.

Kiedy wróciliśmy do domu, od razu rzuciłem się na kanapę.

- Serio, aż tak się zmęczyłeś? – zaśmiał się Riker.

- Gdybyście mnie tak wcześnie nie obudzili to byłbym w pełni sił – powiedziałem, udając pokrzywdzonego pieska.

- Ale zgaduję, że nie będziesz spał. Nie dasz rady, bo chcesz wrócić i przejąć wartę. Mam rację? – spytał poważnie.

- Tak – szepnąłem i ułożyłem się wygodnie na kanapie – Nawet nie wiesz jak jest mi ciężko z myślą, że mogłem ją ochronić i prawdopodobnie przeze mnie teraz cierpi.

- Może dobrze się z nią obchodzą?

- Nie sądzę.

- Lepiej zaśnij – polecił mi brat – Jako twój dawny przywódca, dobrze ci radzę.

- Wiesz co? – chłopak popatrzył na mnie – Czasami nie wiem jaki jesteś. Raz zabawny i głupi, a raz opiekuńczy i mądry.

- Ja głupi? – spytał zaskoczony, ale z uśmiechem – Po prostu taki jestem. Co na to poradzisz? A teraz śpij!

- Tak jest – zasalutowałem, a on wybuchnął śmiechem.

Kiedy wyszedł z salonu, zamknąłem oczy i odpłynąłem do krainy snów.

***

Stałem w jakimś parku. Rozejrzałem się zdezorientowany, ale nikogo wokół mnie nie było. Zacząłem iść przed siebie. Mijałem drzewa i krzewy, ale niczego innego nie znalazłem. Nagle ujrzałem ławkę, a na niej siedzącą dziewczynę o pięknych brązowych włosach. Ami! Z wielką radością podbiegłem do niej.

- Ami! – krzyknąłem, a dziewczyna odwróciła się do mnie.

- Ross! – podbiegła do mnie i wpadła mi w ramiona – Ross...

- Już dobrze – Ami zaczęła płakać, przez co poczułem jak mój rękaw moknie od nadmiaru jej łez – Spokojnie – mówiłem kojąco – Skąd się tu wzięłaś?

- Sama nie wiem – powiedziała, kiedy przestała płakać – Byłam w celi i nagle BUM! Siedzę na ławce w parku – wzruszyła ramionami – Fajnie jest ciebie zobaczyć nawet we śnie.

- Co ty mówisz? – spytałem zdziwiony.

- Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni – szepnęła i znów zaniosła się szlochem – Ja chce do prawdziwego Ross'a! Ja chcę do domu!

- Ami – objąłem ją czule i pocałowałem w mokry policzek – Jestem tu.

- Nieprawda ! – krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie - Teraz pewnie walczysz z wojskiem Magnusa o życie przeze mnie! – jej twarz i włosy były już całe mokre – Przepraszam....przepraszam.

- Nic się nie stało. Powiedz gdzie cię trzymają – miałem jakieś dziwne przeczucie, że to nie był zwyczajny sen. Ona twierdziła, że jestem jej wyobraźnią, ale równie dobrze to ona mogła być moją wyobraźnią – Znajdę cię i nigdy nie opuszczę.

- Nie wiem gdzie mnie trzymają – odparła smutno – Raz tylko widziałam ogromny kanion, a tak to siedzę cały czas w kamiennej celi – łzy spływały jej po policzkach – On mówi, że złota księga to podróbka, a ja nie wiem gdzie jest prawdziwa! Zabiją cię przez moją niewiedzę!

Ross WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz