- Ami? Ami, obudź się!
Poczułam brutalne szarpnięcie, co sprawiło, że ocknęłam się. Przed moimi oczami ujrzałam zmartwioną twarz Rena, który był sprawcą mojego bólu ramion.
- Co? Co się stało? – spytałam skołowana i spróbowałam usiąść, co bez trudu mi się udało.
- Opowiedziałem ci historię, pamiętasz? – odparł, a ja przytaknęłam głową, gdy wspomnienia zaczęły wracać – Gdy skończyłem, postanowiłaś zemdleć.
- Postanowiłam? – wytknęłam mu, rozbawiona jego doborem słów.
- No tak – potwierdził, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Kiedy w pełni się ocuciłam, zaczęłam niezdarnie łączyć fakty. Moje przeznaczenie to być służącą Najwyższego Alfy jako Strażnik Księgi. Było to dla mnie jednym wielkim absurdem. To nie mogła być prawda. Musiałam to jakoś odkręcić. Nie miałam zamiaru poświęcać całego mojego życia dla jakiegoś gbura. Co to, to nie.
- Muszę pogadać z Rossem – mruknęłam, wstając z podłogi – On i jego rodzeństwo muszą mi to wyjaśnić.
- Okey, ja tu poczekam – powiedział Ren, po czym usiadł na swoim prowizorycznym posłaniu – Jakoś nigdzie mi się nie śpieszy.
- Nie wiem kiedy wrócę, więc jak zgłodniejesz to możesz wyjść przez okno i sobie coś złapać – poinformowałam go, zanim opuściłam podziemia, a on nie zdążył już udzielić mi odpowiedzi.
Wbiegłam do pokoju cała w nerwach. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu Lynchów, więc bez zbędnych przygotowań, opuściłam pokój, kierując się do holu. Mama i tata byli jak zwykle zajęci swoimi sprawami, więc sprawnie prześlizgnęłam się między pokojami, ubrałam kurtkę i buty, po czym opuściłam dom.
Szłam dość szybkim i niespokojnym tempem. Denerwowała mnie myśl o tym, że Ross postanowił zataić przede mną prawdę. Przecież ja mu ufałam! On jednak postanowił nie powiedzieć mi o tak ważnej dla mnie rzeczy. Cieszyłam się, że przynajmniej Ren zdecydował się do zrobić.
Kiedy znalazłam się w lesie, postanowiłam resztę drogi przebyć pod postacią wilczycy. Nie obawiałam się, że przez emocje stracę kontrolę, lecz byłam zdania, że właśnie to pomoże mi się uspokoić i chociaż trochę pozwoli wyładować je na czymś innym niż twarz Rossa. Biegłam więc najszybciej jak umiałam, chcąc choć na chwilkę zapomnieć o tej bolesnej myśli. Jednak to nie pomagało. Las przestał być dla mnie miejscem nowych bodźców i doświadczeń. Nie zmieniał się, tylko ja przeszłam zmianę. Zdążyłam się przyzwyczaić do nowych zapachów, dźwięków przyrody i spotęgowanym bodźcom. Już nie było to takie wspaniałe jak na początku.
Dotarłam do domu Lynchów szybciej niż się spodziewałam. Przed wejściem zamieniłam się z powrotem w człowieka i bez pukania wparowałam do środka. Wściekłość nie minęła w drodze tutaj. Samo miejsce spotęgowało moje zdenerwowanie. Otwierające się drzwi zaalarmowały Rikera, który bezczynnie siedział w salonie oraz Rydel, która jak zwykle siedziała w kuchni z psiakami.
- O, cześć Ami... - zaczął Riker, ale ja nie miałam czasu go słuchać.
- Gdzie Ross? – przerwałam mu, wchodząc do salonu – Muszę z nim pogadać.
- Ross? Sam nie wiem. Pewnie siedzi w lesie. Powinien zaraz wrócić – powiedział, po czym spojrzał na mnie badawczym wzrokiem – Coś się stało?
- Jeszcze pytasz – burknęłam, siadając obok niego na kanapie – Mam nadzieję, że Ross nie wiedział o tym, o czym ja się dowiedziałam i... - przerwałam na chwilkę, przyglądając się Rikerowi. On także mógł przecież wiedzieć coś na temat przyszłości Strażnika Księgi. Nie tylko Ross jest tutaj winien – Z tobą też chętnie na ten temat pogadam, ale nie mam zamiaru się powtarzać, więc poczekasz ze mną na Rossa – dodałam trochę ostrzej.
- Przerażasz mnie trochę, Ami – powiedział, a następnie zwrócił swoją uwagę na telewizor.
Po kilku minutach drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wszedł nie kto inny jak Ross. Wstałam z kanapy jak oparzona, a jego brązowe oczy spotkały się z moimi. Chłopak uśmiechnął się na mój widok i już chciał coś powiedzieć, lecz zauważył mój wyraz twarzy i to jak się do niego zbliżam, mina mu się zmieniła.
- Musisz mi coś wytłumaczyć – warknęłam, gdy zamykał drzwi – Natychmiast.
- Ami, co się stało? – spytał zamartwiony i chciał mnie złapać za ręce, ale odsunęłam się.
- Dlaczego postanowiłeś oszukiwać mnie przez tak długi czas? – zapytałam, a jego mina stała się zmieszana – Na pewno wiesz jaka przyszłość czeka Strażnika Księgi, ale postanowiłeś to przede mną zataić. Wszyscy postanowili to przede mną zataić – ostatnie zdanie wykrzyczałam na cały dom – Ty i twoje rodzeństwo... Myślałam, że jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, że sobie ufamy i nie mamy takich tajemnic przed sobą. A ty to już zwłaszcza! – krzyknęłam, wytykając Rossa palcem.
- Ami, uspokój się, jesteś strasznie roztrzęsiona. Pogadajmy normalnie, wytłumaczę ci wszystko – Ross próbował jakoś załagodzić sytuację, lecz ja nie miałam zamiaru mu na to pozwolić. Mój krzyk i tak przyciągnął już całą jego rodzinę i mogłam teraz mówić do wszystkich.
- Nie chciałeś być moim przyjacielem, tylko od razu chłopakiem, tak? - kontynuowałam – Cieszę się, że nim nie byłeś, bo się kompletnie do tego nie nadajesz! Wszyscy postanowiliście, abym żyła w kłamstwie! Aby pewnego dnia przyszli ludzie Najwyższego Alfy i tak po prostu mnie zabrali! Na szczęście teraz znam prawdę i wiem jakie jest moje przeznaczenie, ale wiecie co? Nie obchodzi mnie ono! Mam tak samo je w dupie jak i was!
Gdy skończyłam, ominęłam osłupiałego blondyna i opuściłam dom Lynchów. Miałam w planach niby wysłuchać ich tłumaczenia się, ale przez swój monolog tylko nakręciłam swoją wściekłość i nie dałabym rady wytrzymać tam ani minuty dłużej. Teraz niech sobie robią, co chcą. Byłam im wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobili, ale to i tak nie tłumaczyło ich zachowania.
Świeże powietrze trochę ukoiło moje zszargane nerwy. Chciałam już zmieniać się w wilka i pobiec do domu, ale dźwięk otwieranych drzwi przyciągnął moją uwagę.
- Czekaj! – do moich uszu dobiegł ciepły głos Rossa – Daj mi wszystko wytłumaczyć.
- Czyli wiedziałeś? – spytałam, czując nieprzyjemne ukucie.
- Tak – odparł, stając przede mną – Ellington przypomniał mi o tym w dniu, w którym zostałaś uwolniona. Nie chciałem ci o tym mówić, bo to jest okropne i po prostu...
- No co?
- Nie chciałem się z tym godzić, bo to znaczy, że cię stracę – dokończył, chwytając mnie za dłonie.
- Musisz mi coś obiecać – powiedziałam, a on przytaknął głową – Żadnych więcej tajemnic, okey?
Zmieszał się na moje słowa. Acha, czyli jest coś jeszcze.
- Ross?
- Żadnych tajemnic – obiecał, po czym pocałował mnie lekko w policzek.
- Trzymam cię za słowo – odparłam, przyglądając mu się uważnie. Coś czułam, że jest jeszcze jedna rzecz, ale postanowiłam, że poczekam aż sam zechce mi o tym cokolwiek powiedzieć.
****
Halo, ktoś tu jeszcze jest? xD
CZYTASZ
Ross Wolf
FanfictionAmi Cross to zwykła szesnastolatka, która przeprowadza się wraz z rodzicami do małego miasteczka : Dalton, ponieważ zmarła babcia przepisuję jej dom. Ami spotyka pewnego chłopaka, który niechcący pokazuję jej świat, do którego jej babcia nie zdążyła...