Shakespeare & Guinness

299 13 0
                                        

- Marcos, ja już mam tego serdecznie dosyć! - powiedziałam podniesionym tonem rzucając ścierką o podłogę.

- Oj Chloe, proszę cię. Wiesz, że tacy są klienci, zawsze będą rzucać takimi tekstami, szczególnie do tak pięknej kobiety, jak ty. - Odpowiedział mi niewysoki mężczyzna o hiszpańskiej urodzie.

- Taaaak, powtarzasz mi to od początku, odkąd tu pracuję i od tych dwóch lat się trzymam, ale już kończy mi się wewnętrzny spokój. Zobaczysz, że pewnego dnia coś im odpowiem i wtedy będziesz musiał wyrzucić mnie z pracy. - powiedziałam zrezygnowana wycierając blat stolika.

- Tylko na to czekam złotko. - rzucił z uśmiechem. - A teraz zbieraj się do domu, jest już późno, a Ty cały ten tydzień harowałaś jak wół przez tą przerwę na uczelni. Tak więc do domu, gorąca kąpiel, herbata, komedia romantyczna i spać. - Hiszpan objął mnie zdejmując przy okazji fartuszek z nazwą restauracji „Salsa!".

Przekręcając klucz w drzwiach domu już czułam wspaniały zapach grzanego wina i ciasta czekoladowego. Z kuchni słychać było żywa krzątaninę i wesoły kobiecy śpiew.

- Chloe kochanie moje! -zza drzwi kuchennych wychyliła się burza ciemno brązowych loków. Biała bluzka cała umazana czekoladą, spodnie już też niewiele ukrywając nadawały się do prania. Jednym słowem: Stephanie. Stephanie Cessford, moja 23 letnia przyjaciółka i współlokatorka. Razem mieszkałyśmy ze sobą od ponad 6 lat, kiedy to rodzice moi rodzice z powodu awansu przeprowadzili się do Dubaju, a ja, niepokorna córka zostałam, żeby wbrew rodzicom spełniać swoje marzenia. Ze Steph poznałyśmy się w liceum, razem chodziłyśmy do szkoły, dzieliłyśmy wspólne pasje.

- Hey kochana. Padam na twarz dzisiaj. Na nic nie mam siły, a jeszcze ten referat na historię teatru na jutro. Chyba umrę, ale czując po zapachach ty masz świetny humor. Czyżby Jesse miał dzisiaj wolne? - zdejmując kurtkę i buty weszłam z torbami zakupów, które zrobiłam w czasie przerwy w pracy.

- Aaaa zgadłaś i zostaje dzisiaj na noc ! - wykrzyczała mi prosto w twarz brunetka. - Może usiądziesz z nami, jak już będzie, wypijemy winko, ciacho zrobiłam - zaproponowała ciesząc się niczym małe dziecko, które dostało lizaka.

- Dzięki Step, ale referat sam się nie napisze, zresztą wiesz, że nie jem słodyczy. Ale małym kubkiem grzanego wina nie pogardzę - dodałam puszczając oczko i pakując rzeczy do lodówki i szafek. - A teraz lecę się wykąpać .

Teatr nowożytny, niesamowicie ciekawy temat na niedzielę po całotygodniowym zapierdzielu w restauracji. Najważniejsze, żeby napisać, oddać i mieć święty spokój. Zaczynamy. Oh Shakespeare, największa duma narodu, oby więcej takich, sarkastycznie dodałam w myślach. Dochodziła godzina 21, Shakespeare przez cały czas nie dawał o sobie zapomnieć, jednak z owej zadumy wyrwał mnie dzwonek telefonu. Niczym strzała popędziłam do szafki na której ładował się mój ukochany IPhone.

- Mike, oooo Mike, hey, jak miło cię słyszeć! Co u ciebie?- odebrałam w ciągu sekundy.

- A dzięki mała, wszystko okay. Wybacz, że tak późno dzwonię, ale wiesz ostatnio trochę zabiegany jestem i to w sumie przez ciebie - odpowiedział mi głos w telefonie.

- Ja wiem, wiem, że jestem uparta i namolna, ale to przyniesie zysk nam obojgu, wkrótce się o tym przekonasz.

- Dobra, w tym się z tobą zgodzę. Jest sprawa do obgadania, ale to musimy się gdzieś na kawę umówić, bo trochę więcej do opowiadania. Ooo i co do ostatniego projektu powinnaś już mieć kasę na koncie, więc sprawdź i nie zapomnij, bo część dla mnie. Jutro premiera w TV. - dodał mężczyzna chichocząc.

- Okay, okay, już widzę te sześcio zerowe sumy na koncie. Premiera, premierą. A propos kawy, co powiesz na środę 19:30 po moich zajęciach tanecznych? - zapytałam ciekawskim tonem.

Charmante chickOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz