Hello LA, nice to meet you

233 14 0
                                        

Los Angeles, teledysk Thirty Seconds To Mars,przecież to jakaś paranoja. Musze się spakować się, powiedzieć Marcosowi, poinformować ludzi na studiach,odwołać moje grupy w szkole tańca, może Frankie mnie zastąpi, tylko przez ile, nawet nie wiem na ile tam jadę. Muszę wyciągnąć Steph na zakupy, bo nie mam co do walizki spakować. Przed chwila sprawdziłam lot,11 godzin,to się dopiero wynudzę, laptop, tablet, telefon, książka, słuchawki i może dam radę. Wyjęłam telefon z torby i jak najszybciej zadzwoniłam do Steph. Dwa, trzy, cztery sygnały - no odbieraj kochana, mówiłam do siebie. "Po sygnale nagraj wiadomość" to jedyne co usłyszałam. Dobra, jadę do niej do pracy, jest 17, więc zaraz powinna kończyć. Podróż miałam wrażenie, że trwa wieczność, jedno metro, potem drugie i trzecie, żeby dojechać na północ Londynu do salonu kosmetycznego w którym pracuje Stephanie. Jakim cudem dawała radę pokonywać tę drogę dwa razy dziennie?!

- Hey Vicky, jest Step jeszcze w pracy ? - wchodząc zapytałam niską brunetkę, właścicielkę salonu.

-Ooo hey Chloe, jak się masz? Dawno cię tu nie widziałam, tak jest, ostatnią klientkę ma i finito, ale jak chcesz skorzystać z naszych dobrodziejstw, to zostawię wam klucze i Steph jutro otworzy salon.

- Taaak, byłoby cudownie, szykuje mi się mały wyjazd i dobrze byłoby się trochę przygotować.

Vicky Greene była młodą właścicielką salonu kosmetycznego, jak i dobrą koleżanka z kursu mojej współlokatorki. Zawsze kiedy szłyśmy na jakim pokaz, premierę, wywiad, to u niej odbywały się przygotowania. Jakim cudem ja im powiem, że jadę taki kawał za ocean, na nie wiadomo ile. Miałam stres jak przed egzaminami do szkoły aktorskiej lub tym na prawo jazdy.

- Gigi ! - usłyszałam donośny okrzyk radości mojej przyjaciółki, Gigi to jedno z moich przezwisk,nadane nadane właśnie przez nią, jeszcze w liceum i tak do teraz trzyma.

- Heeeeej, zamawiam manicure, pedicure, solarium i masaż twarzy, bo mam ci dużo do opowiedzenia, a jutro na zakupy, bo dzisiaj to już nie zdążymy.

***

- Czegoś zapomniałam, czuje to q kościach Steph, na pewno to coś ważnego i przypomni mi się w samolocie i będzie jak w Kevinie, wydrę się na cały samolot jak wariatka " Keviiiiiiiin". Już zaczęłam panikować, jak to mam w zwyczaju, jednak na całe szczęście była ze mną moja osobista oaza spokoju. Na Heathrow byłyśmy ponad dwie godziny przed czasem, ale wiedząc ile czasu zajmie nam żegnanie się, musiałyśmy mieć zapas.

- Już z 5 razy sprawdzałyśmy, na pewno masz wszystko, ale dla świętego spokoju sprawdźmy jeszcze raz. Bilet, paszport, pieniądze, telefon. Wszystko co najważniejsze jest, jak czegoś nie wzięłaś to kupisz na miejscu. A teraz zmykaj na pokład, ja też się będę zbierać, bo znowu mi za parking majątek policzą. I pamiętaj, mnóstwo zdjęć, telefon po wylądowaniu i Skype all the time. Wiesz, że cię kocham i taaaak mocno trzymam kciuki?! Wracaj szybko do nas.

- Aaaa zaraz się popłaczę, wiesz, że nie jestem dobra w pożegnaniach, zawsze się rozklejam. Jednak zrozumiałam, przyswoiłam i jesteśmy cały czas w kontakcie. Jak ja szybko nie będę wracać, to ty do mnie przylecisz, wiec szykuj się.

Przytuliłam przyjaciółkę jak mogłam najmocniej, mam nadzieje, że wszystkie żebra ma całe, łzy oczywiście mimowolnie popłynęły, ale były to bardziej łzy szczęścia, bo wiedziałam po co jadę. Miałam cel i w końcu go realizowałam. Po parunastu minutach, trwających sekundę oderwałam się od Steph i z wielkim uśmiechem skierowałam się do odprawy mówiąc sobie po cichu "Hollywood, nadchodzę".

***

Ohhh jakim zbawieniem było wielkie, wysokie i co najważniejsze wygodne łóżko w hotelu. Po chwili zamknęłam oczy i usunęłam. Nie zdążyłam jeszcze otworzyć oczu, a już słyszałam jak mój organizm wolał "kawy". Przed studiami kawę piłam raz na dzień, do śniadania, żeby łatwiej było się ogarnąć, jeszcze najlepiej z mlekiem nie za mocna. Jednak kiedy rozpoczęłam prace w Starbucks, a następnie doszły studia, prowadzenie zajęć w szkole tańca i nocki na kelnerowaniu w pubie u znajomego no i dodatkowo siłownia rekreacyjnie...ojjj wtedy moje podejście do kawy zmieniło się diametralnie i teraz śmiało mogę powiedzieć, że jestem od niej uzależniona. Spojrzałam na zegarek, fuck dopiero 2 w nocy,nienawidzę jet laga...ciekawe czy dają o tej godzinie kawę w bufecie, albo może chociaż mają automat.

***

Nie, to za bardzo wyzywające, to jak zakonnica, za mały dekolt, za duży dekolt, stanik prześwituje, ojjj to zdecydowanie nie jest mój kolor, na wieszaku wygląda o niebo lepiej, fuuu ale grubo w tym wyglądam, standardowa mała czarna?? eee zbyt elegancko...nie mam w co się ubrać. Nie idę, moja życiowa szansa przejdzie mi koło nosa, ale cóż, nie mam się w co ubrać, wiec dupa, skończę pod mostem i tyle, kupię dwa kartony, żeby było cieplej i voila. Dobra, ale skoro i tak mam mieszkać pod mostem to nie zaszkodzi jeżeli ostatni raz ubiorę się w firmowe ciuchy, a nie worek po ziemniakach. Odwala mi, totalnie mi odwala, gadam do siebie, jeszcze żebym do ciuchów gadała, ale nie, lepiej do siebie, niestwierdzona schizofrenia. Zaraz przyjedzie taxi i się nie wyrobie, la la la. Dobra, koniec. Granatowa elegancka bluzka bez pleców i białe jeansowe rurki, do tego czarne szpilki i czarna torba Channel. Okay, Chloe nie jest źle, jakaś biżuteria, make up, lekko podkręcone włosy i będzie dobrze.

***

Wysiadłam z taxówki i rozejrzałam się po okolicy, obok mnie Japońska restauracja i po przeciwnej stronie dostrzegłam kawiarnie, której nazwę i adres dostałam rano smsem od mojego menadżera. Niewielka kafejka na obrzeżach Los Angeles, kilka okrągłych stolików wystawionych na zewnątrz i mnóstwo kolorowych kwiatów w donicach. Ojjj na pewno mężczyzna nie wybierał tej restauracji. Przy jednym stoliku dostrzegłam wysoką w ciemno blond włosach kobietę o wyraźnych rysach twarzy, ubraną bardzo elegancko, ale old schoolowo, na oko trochę starsza ode mnie. Zobaczywszy mnie podniosła się z krzesła i podała dłoń witając się.

- Cześć, jestem Emma, Emma Ludbrook, rozmawiałyśmy przez telefon.

- Hey, Chloe Winkler, co słychać?

- Trochę zabiegana jestem ostatnimi dniami, ale ogólne super, dzięki. Czekamy jeszcze na chłopaków ale może napijesz się czegoś? Ja właśnie sobie zamówiłam zieloną herbatę.

- Hmm kawę poproszę, czarną bez cukru. Dzięki.

Cały czas byłam lekko zestresowana, na szczęście Emma okazała się dosct sympatyczna, co sprawiło, że trochę się rozluźniłam. Teraz tylko czekać na gorsze, chociaż w sumie lepsze. Siedziałyśmy razem i rozmawiałyśmy przez jeszcze pół godziny, zaczynając od pracy, a kończąc na najnowszych promocjach w pobliskich butikach. Aż nagle usłyszałam za plecami lekko zachrypnięte " Hey dziewczyny" i wstrzymałam oddech.

Charmante chickOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz