Epilog

169 12 8
                                    

SPOV


Odjebało mi totalnie. Nie wiem ile już sterczę bezczynnie pod tymi drzwiami, ale na tyle długo, że sąsiedzi zaraz zaczną dzwonić pod 911. Człowieku, nie zachowuj się jak dzieciak, skoro już zadałeś sobie tylko trudu, żeby tu przyjechać, to zadzwoń. Okay, najwyżej da mi w pysk. Gdy zadzwoniłem, zza drzwi rozległ się wielki hałas, krzyki, śmiechy i nie wiedziałem co jeszcze. Od razu pożałowałem. Kiedy drzwi się otworzyły usłyszałem zdziwiony, a zarazem przestraszony głos wypowiadający moje imię.

- Cześć – powiedziałem niepewnie, ale gdy zaczęła zamykać przede mną drzwi, oprzytomniałem 

– Poczekaj, nie zamykaj, proszę, chcę tylko pogadać.

- Skąd masz adres? – zapytała – Nie powinieneś tu przychodzić. Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł.

- Tyle się nie widzieliśmy, a ty mnie tak witasz? Proszę cię, pogadajmy. – spróbowałem jeszcze raz.

- Shannon

- Stephanie

- Dobra, wejdź. – powiedziała i otworzyła szeroko drzwi – Napijesz się kawy?

- Zaraz, usiądźmy najpierw – wszedłem do środka zaraz za brunetką i usiadłem na wskazanej kanapie. Z drugiego pokoju dochodziły ciche śmiechy. – Nie jesteś sama?

- Chłopcy, chodźcie się przywitać – krzyknęła Steph, a z pokoju wybiegło dwóch szkrabów szturchając się co chwile. Nie znam się na dzieciach, ale jeden na pewno był starszy, nie dużo, ale był wyższy, więc musiał być starszy, to chyba logiczne, nie? Ten drugi, urwis straszny, jeszcze nic nie zbroił, a już wiedziałem, że potrafi dać popalić.

- Mamuś, a kto to jest? – zapytał ten wyższy wskazując palcem na mnie.

- Oh kochanie, nie pokazuje się palcem, to nie ładnie. To jest – zawahała się chwilę, a ja wykorzystałem okazję.

- Jestem Shannon – wyciągnąłem do niego rękę, a on przedstawił się, jako „Max". Mały był trochę bardziej speszony, niż brat, schował się za Stephanie i trzymał kurczowo jej nogi. – Hey koleżko, powiesz mi, jak masz na imię? – zapytałem siadając na dywanie obok niego.

- Kody – powiedział dokładnie akcentując swoje imię.

- Miło się poznać Kody. Jak się masz?

- Dobrze, a ty? - zawahał się - Pobawisz się ze mną samochodzikami? – zapytał, jakbyśmy byli najlepszymi kumplami.

- No pewnie, uwielbiam samochody. – chłopiec złapał mnie za rękę i prowadził do swojego pokoju.

- Kody, wracajcie. Najpierw muszę porozmawiać z Shannonem, później się z tobą pobawi, okay? – odezwała się Stephanie przywołując nas z powrotem, co spowodowało grymas na twarzy dziaciaka. – Chłopcy, zostawicie nas na chwilę?

Gdy dzieciaki wyszły z pokoju rozejrzałem się dookoła. Dopiero teraz dostrzegłem, że musieli się tu niedawno przeprowadzić, bo w pokoju leżały jeszcze nierozpakowane pudła.

- Po co przyszedłeś? – jej pytanie wyrwało mnie z zamyśleń.

- Chciałem się spotkać, czy to takie dziwne? Ile się nie widzieliśmy, trzy lata? Dlaczego nie napisałaś, że przyjechaliście do LA? Chloe też wróciła, prawda? Widziałem zdjęcia w internecie.

- Shann znasz sytuację. Dobrze wiemy, że jakbym powiedziała ci o tym, to spędził byś na lotnisku każdy dzień czekając na nią. Problem w tym, że ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Gdyby dowiedziała się, że przez ten cały czas mieliśmy ze sobą kontakt, ona by mnie zabiła. – odpowiedziała.

Charmante chickOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz