Hollywood Hills

140 10 1
                                    


Miałam wrażenie, że moje powieki były ze stali, nie mogłam ich otworzyć mimo, iż bardzo chciałam. Słyszałam natarczywy dźwięk, który rozlegał się w mojej głowie, ale nie mogłam zlokalizować jego źródła. Bałam się, nie wiedziałam czego się spodziewać po otworzeniu oczu. Nie wiedziałam gdzie jestem i co się ze mną stało. W głowie miałam przeróżne myśli, każdy najgorszy scenariusz, zero litości. Dźwięk ustąpił, miałam ciszę i spokój, mogłam pomyśleć, jednak nie na długo, bo po pewnym czasie znowu dał o sobie znać i to dużo głośniej i donośniej niż wcześniej. Zebrałam w sobie siły i otworzyłam oczy. Leżałam, więc podniosłam się na rękach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Spojrzałam się na swoje dłonie, a następnie odkryłam kołdrę, którą byłam przykryta. WTF?! Czy to naprawdę możliwe? Przez cały ten czas...? Jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się wszystkiemu. To musiała być prawda. Ja pierdole. Sięgnęłam ręką po piszczący przedmiot, a dokładniej mój telefon i budzik, który to wydawał tak irytujące dźwięki. Wyłączyłam budzik i spojrzałam na datę i godzinę – 9:45, 6 marca. Dodatkowo na moim telefonie widniało powiadomienie, że za ponad dwie godziny mam spotkanie z reżyserem i całą filmową ekipą. Nie dochodziło to do mnie. Wstałam z łóżka i podeszłam do krzesła, gdzie miałam naszykowany strój, ciemno zieloną sukienkę i jeansową kurtkę. Ubrania nie były noszone wciąż pachniały płynem do płukania. Miałam ochotę się rozpłakać, chwyciłam za telefon i wybrałam numer Shannona. Musiałam się upewnić. Po 5 sygnałach usłyszałam głos Shannona.

- Co tam cukiereczku? – zapytał jakby nigdy nic.

- Jesteś w domu? Wszystko okay? Co robisz? – pytałam chaotycznie.

- Taaak, siedzimy z Jaredem i pijemy kawę, hey co się stało?

- O Boże jak dobrze, tak się bałam – praktycznie krztusiłam się własnymi słowami.

- Ej mała, co się dzieje? Przyjechać do ciebie? W domu jesteś? Poczekaj już jadę. – po jego słowach i tonie wiedziałam, że jest wyraźnie zaniepokojony.

- Nie, nie, jest dobrze, po prostu miałam głupi sen. Nie kłopocz się, za chwilę muszę jechać na próbne zdjęcia, nie ma sensu.

- Jesteś pewna? Wiesz, to żaden problem, 15 minut i jestem.

- Dziękuję. Posiedź z Jaredem i potem się zdzwonimy, okay? – nie chciałam, żeby specjalnie przyjeżdżał i to w dodatku z powodu moich snów.

- To zróbmy tak, że po tych zdjęciach zadzwonisz i się spotkamy, nie przyjmuję słowa odmowy. Uważaj na siebie mała.

- Mhm, do zobaczenia Shan, pa – odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Kamień spadł mi z serca. Nie wiedziałam co było dla mnie większa ulgą, czy to, że z Shannonem było wszystko okay, czy to, że nie miałam wypadku. Jezu, byłam święcie przekonana, że to się działo naprawdę. Osunęłam się na dywan w sypialni i łzy poleciały mi ciurkiem. A może powinnam wyciągnąć coś dobrego z tego snu? Może miał on jakiś cel? Świadomość, że brak akcji może spowodować takie zakończenie, przerażała mnie. Co by się stało, gdybym powiedziała Shannonowi, że coś do niego czuję. Może ten sen miał na celu pokazać mi, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej coś na czym bardzo mi zależy przepadnie. Wizja tego była najgorszą z możliwych. Z jednej strony wszystkie sprawy zawodowe zaczynały mi się układać, a sercowe rozbijały się na kawałki. Jednak miałam jeszcze czas, była nadzieja, żeby to naprawić, żeby skleić ze sobą te elementy, żeby połączyły się w spójną całość. I tak też zamierzałam zrobić. Żeby nie kusić losu wybrałam inny stój na dzisiaj. Zaparzyłam sobie kawy i zrobiłam płatki owsiane. W pojemnik zapakowałam owoce i orzechy, żeby miała coś do przekąszenia na później. Nie wierzyłam w przesądy, czarne koty, piątki 13-tego i tego typu rzeczy, aż do dzisiaj. Jadąc na spotkanie nie wstąpiłam do Starbucksa, wybrałam inną drogę dojazdu. To było chore, nie da się tego ukryć, ale czułam się przez to bezpieczniej. Dojazd zajął mi więcej czasu niż przewidywała moja nawigacja, ale wolałam być ostrożna. Jak przetrwam dzisiejszy dzień będę spokojna. Mimo, iż długo jechałam to i tak byłam przed czasem. Zaparkowałam samochód przed wytwórnią i ruszyłam w stronę sali 235 w której miało się odbyć spotkanie. Dopiero teraz doszło do mnie, że dostałam główną rolę w tym filmie i będę ją grać z Jaredem... Po drodze spotkałam Petera, który był tak zabiegany, że praktycznie w locie dał mi buziaka w policzek i rzucił, że za chwilę się widzimy. Minęło może 20 minut, aż spotkanie się rozpoczęło, aczkolwiek Jared jeszcze się nie pojawił. David, reżyser, przedstawiał po kolei każdego obecnego. Dostaliśmy dokładny plan zdjęć, kiedy, gdzie, kto. Jak się dopatrzyłam przy większości scen z moim nazwiskiem widniało też nazwisko Leto. W sumie, nawet fajnie, że to on. Poznałam już młodszego Leto i naprawdę go lubiłam, dogadywaliśmy się, dzieliliśmy wspólne pasje. Przyznam jednak, że gdyby między mną a Shannonem coś wyszło, byłoby to mało komfortowe. Postanowiłam jednak się tym nie przejmować, a jedynie skupić na pracy. Miałam zacząć pracę z Davidem Fincherem, światowej sławy reżyserem, nie mogłam pokazać się jako niedojrzała. Jestem dorosłą osobą, która jest pewna siebie i wie czego chcę. Dostałam życiową szansę i muszę ją wykorzystać, jak tylko się da. Jak się dowiedziałam, mieliśmy jeszcze dwa miesiące do rozpoczęcia zdjęć. Do tego czasu akurat nakręcimy teledysk z chłopakami i może będę mieć chwilę czasu, żeby odwiedzić Stephanie. Po sprawach organizacyjnych mieliśmy czas, żeby zapoznać się z ekipą i przedyskutować na osobności parę spraw. David cały czas był zajęty rozmową z innymi, więc nie miałam jak z nim pogadać, jednak wiedziałam, że będę musiała to w końcu zrobić. Zapoznałam się z ludźmi z ekipy, na pierwszy rzut oka wszyscy, poza jedną dziewczyną, wyglądają naprawdę sympatycznie. Owa dziewczyna Rooney, jak się dowiedziałam już mnie nie lubi. Podobno do momentu mojego przyjścia na casting to ona miała „zaklepaną" główną rolę, niestety teraz musi nacieszyć się drugoplanową. No to będzie wojna, już to czuję. Wszyscy już się zbierali do wyjścia, gdy nagle Jared wparował do sali.

Charmante chickOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz