sex, sweat and leto

198 11 0
                                    

Był sobotni poranek, kiedy z pięknego snu wyrwał mnie dzwonek telefonu, spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem na wyświetlacz i dopiero po większym skupieniu, kiedy obraz przestał mi się rozmazywać wyczytałam z liter „Shannon".

- Halo? – spytałam zaspanym głosem.

- Hey, wyspana? – zapytał zadowolonym i wypoczętym głosem.

- Leto, możesz mi wytłumaczyć co z wami jest nie tak, że zawsze musicie mnie budzić swoimi telefonami? – ledwo złożyłam słowa w zdanie.

- No coś ty Chloe, już 7 rano.

- Mhm 7 rano w sobotę, o tej godzinie z reguły przerzucam się na drugi bok. A ty raczej nie wyglądasz na rannego ptaszka.

- Bo nie jestem, ale na dzisiejszy dzień mam świetny plan, więc wstawaj, podaj mi swój adres i będę u ciebie jak najszybciej się da. – odpowiedział radośnie.

- Chwila, chwila, a od kiedy my spędzamy razem weekend? – zapytałam zmieszana.

- Od dzisiaj. Prześlij smsem adres. O i ubierz się porządnie, bo zimno jest – i tak sygnał się urwał.

Okay, dość ciekawa sytuacja. Mówiąc szczerze takiego obrotu sprawy w życiu się nie spodziewałam. Przemyślałam jednak wszystko i gdy okazało się, że nie mam żadnych planów na weekend i tak czy siak spędziłabym go w domu, postanowiłam, że zaryzykuję. Wysłałam Shannonowi smsa z adresem i poszłam pod prysznic. Tak jak powiedział, ubrałam się dość ciepło, związałam włosy w kitkę i zrobiłam lekki makijaż. W momencie kiedy skończyłam make up usłyszałam dzwonek do drzwi. Shannon powitał mnie z kubkiem kawy z Starbucksa i buziakiem w usta. Nie wiedziałam co jest grane, ale byłam chyba zbyt zaspana, żeby zareagować. Jak gdyby nigdy nic wszedł pewnym krokiem do mieszkania i zaczął się po nim rozglądać.

- No,no wiedziałem, że masz dobry gust, ale nie spodziewałem się, że aż tak – rozsiadł się wygodnie w fotelu w salonie – styl trochę odbiega od mojego, ale podoba mi się. Dobrze pamiętałem, że nie słodzisz kawy?

- Dokładnie, a o co w ogóle chodzi z tym wszystkim ?

- Ooo właśnie, gdzie masz sypialnie? – poderwał się nagle z fotela.

- Hola, hola, nie tak szybko, o co chodzi?

- Oj spokojnie, musisz po prostu spakować parę rzeczy do torby, ot cała historia, no chodź, bo mało czasu – popędzał mnie starszy Leto idąc za mną do mojego pokoju. Gdy weszliśmy do sypialni posłałam mu niepewne spojrzenie mówiące najzwyczajniej w świecie „ o co tu kurwa chodzi?!", gdyż jego „wytłumaczenie" nie dało mi nic.

- Oj po prostu mi zaufaj.

Łatwo mu było to mówić, gorzej jednak ze zrobieniem tego. Po raz kolejny poddawałam mu się i nie wiedziałam czemu to robię. Brak jakiegokolwiek logicznego wytłumaczenia, musiałam być nim zaślepiona i jak w amoku wykonywałam jego polecenia.

- Okay, więc bierz torbę i pakuj do niej jeansy, jakaś bluzkę z długim, sweter, może być zimno, jakieś buty jak chcesz, bieliznę, piżamę, chyba, że śpisz nago, to lepiej dla mnie – w tym momencie puścił mi oczko – i to chyba byłoby wszystko, jutro wracamy, więc dużo nie potrzeba.

- Że co? Piżama i jutro wracamy? – zapytałam zdziwiona, pakując jednak do torby ciuchy, które złapałam w ręce, wśród nich była również piżama.

- Po drodze wejdziemy też do sklepu, żebyśmy mieli co jeść, mam też w samochodzie croissanty, jakbyś nie zdążyła zjeść śniadania.

Byłam pod wrażeniem, niby nic takiego, jak kawa i rogalik, ale pomyślał o mnie. Wcześniej odbierałam go jako samoluba, który jak coś robi to tylko dlatego, żeby coś zyskać, chociaż kto powiedział, że i tym razem nie chce czegoś zyskać...Wyrwał mnie z zamyśleń biorąc ode mnie torbę i praktycznie wyganiając z domu. Wsiedliśmy do jego czarnego Range Rovera i ruszyliśmy w stronę sklepu. W czasie drogi zdążyłam dopić kawę i zjeść rogalika z czekoladą. Z racji na wczesną godzinę na ulicach było mało samochodów, więc w krótkim czasie udało nam się dojechać do hipermarketu. Jedyne co się dowiedziałam od Shannona to to, że tam gdzie jedziemy nie ma ani jedzenia, ani sklepu, więc musimy coś mieć do jedzenia. Nasz koszyk zapakowany był jakbyśmy jechali tam na co najmniej tydzień. Zaczynając od owoców, a kończąc na chipsach. Byłam prawie pewna, że jedziemy na ognisko, gdyż w koszyku były kiełbaski i pianki, co jest nieodłącznym elementem tego typu rozrywki, jednak Shannon nie chciał mi przyznać racji. Od wyjścia ze sklepu jechaliśmy już dobre 2,5h, kiedy nagle Shannon skręcił w wąską drogę prowadzącą prosto do lasu. Przyznam szczerze, że przez chwilę przeszły mi ciarki po plecach. Jechałam w końcu z prawie nieznajomym gościem, gwiazdą rocka, z którą nota bene przespałam się po paru godzinach znajomości i w dodatku nikt nie miał pojęcia gdzie ten weekend spędzę. Posłałam Shannonowi lekko przestraszone spojrzenie.

Charmante chickOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz