R17

395 52 31
                                    

WAŻNE INFO NA DOLE ROZDZIAŁU!
******************************
...Nic nie odpowiadając wlepiałem tępo wzrok w doktora, który proponował mi podpisanie zgody na leczenie, które może nawet zabić! A jak jej organizm nie jest wystarczająco silny to co? Co jak odejdzie? Przecież ja sobie tego nie wybacze! Tego, że podpisałem zgodę na ,,leczenie", a tak naprawdę ją uśmierciłem.
Postanowiłem nie czekać z decyzją do jutra i odparłem:

-Doktorze Jones! Niech Pan zaczeka!-wykrzyczałem w miarę tonując głos, gdy mężczyzna był już przy progu wyjścia z pomieszczenia.

-W czym mogę jeszcze Panu pomóc?- zapytał w odpowiedzi na moje wołonie.

-Bo...ja nie chcę czekać z decyzją do jutra...każda chwila jej życia, walki o życie jest dla mnie na wagę złota. -odwróciłem twarz w stronę gdzie leżała Natalia. Wpatrując się w nią przez dłuższą chwilę dalej zastanawiałem się czy podpisać to cholerstwo czy nie. Przecież jak to ją zabije?! To co wtedy? W moim życiu zagości dożywotnia żałoba i pustka! A jak nie podpisze? To ona też może umrzeć! A wtedy? Wtedy nie wybacze sobie, że nie zrobiłem nic aby ją ratować! Musze zaryzykować. To jedyne wyjście, musze spróbować!
Wszystko niesie ze sobą jakieś obawy, ryzyko, ale nie chcę być zimnym draniem i pozwolić jej umrzeć, bo przecież taki nie jestem. Kocham ją i będę walczył o nią do samego końca!

Mój wzrok znów przeniósł się na lekarza. Chwyciłem długopis i dokumenty, które trzymał w dłoniach.

Przeczytałem wszystko powierzchownie i zostawiając swój podpis na dokumencie dodałem:

-W IMIĘ MIŁOŚCI! -po czym wręczyłem ordynatorowi zgodę z moim podpisem i podszedłem do szpitalnego łóżka, aby ucałować moją dzielną księżniczkę w czółko.

Słyszałem tylko stukot oddalających się kroków lekarza.
Patrząc na nią w moich oczach znów zebrały się łzy, nie hamowałem ich, pozwoliłem swobodnie spływać. Nie mogłem ciągle tego w sobie tłumić.
Pogładziłem ją po głowie i szlochającym głosem wyszeptałem:

-Skarbie, jeśli mnie słyszysz to proszę nie zostawiaj mnie...bez Ciebie to już nie będzie to samo. Piotruś i Nibylandia bez Dzwoneczka nie istnieją.-łzy zaczęł co raz bardziej się nasilać. Wyszeptałem jeszcze tylko
,,Kocham Cię" gdy właśnie usłyszałem dobrze znany mi już głos Dr. Jonesa:

-Możemy zaczynać?- zapytał, a ja szybko otarłem łzy co i tak nic nie dało, bo same dalej płynęły i pokiwałem twierdząco głową.

-Mogę tu siedzieć i trzymać ją za rękę? -zapytałem tonąc we łzach. Lekarz uniósł tylko konciki swoich ust i machnięciem ręki dał znać, że się zgadza.

Nie mogłem się opanować, ciągle zerkałem to na Natalię, to na ekran ukazujący jej ,,życie" i na to co robi lekarz.

Po chwili zauważyłem, że pielęgniarka przywiozła jakiś niewysoki wózek z tytanową walizeczką na górze. Zobaczyłem jak doktor otwiera ją w szpitalnych rękawiczkach i wyjmuje pierwszą strzykawkę, a raczej strzykawę...była ogromna!
A na dodatek cała szklana, a nie plastikowa. Gdy zapytałem dlaczego tak jest, dostałem odpowiedź, że Betaprofinium jest bardzo niebezpiecznym specyfikiem i trzeba zachować wszystkie środki ostrożności.

Widziałem jak wbija wielką igłę z tą substancją w rękę Natalii. Dostała takich dwie albo trzy. Zrobiłem wielkie oczy gdy zobaczyłem tak dużą ilość tego. Bo skoro jest to śmiertelne to czemu podaje się tego tak dużo? Szczerze mówiąc wtedy nie zastanawiałem się nad tym. Bardziej myślałem i modliłem się w duchu o życie mojej prawniczki.

Po paru sekundach od podania środka usłyszałem dziwne pikanie. Piip piiip piiiip piiiiiiiiiiiiiiiiiiip. Odruchowo spojrzałem na ekran gdzie wcześniej linie podskakiwały, a teraz widziałem tylko ciągnące się prosto pasy.
Rozpłakałem się jak dziecko, zacząłem panikować, krzyczeć:

-Nie! Nie! Kochanie proszę! Obudź się! Nie umieraj! Nie zostawiaj mnie, proszę Dzwoneczku.- z każdym wypowiadanym słowem głos co raz bardziej mi się załamywał. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że odeszła, nie ma jej.

Dalej trzymając jej chłodną i bladą dłoń wtuliłem się zapłakaną twarzą w jej talię i mimo woli zacząłem śpiewać, przynajmniej próbowałem, bo łamiący i szlochający głos nie zabardzo mi na to pozwalał.

- Whisper three words and I'll come runnin'
And girl you know that I'll be there
I'll be there-łzy z każdą chwilą się nasilały, ale mimo tego śpiewałem dalej.

- you are not alone
I am here with you
Though you're far away
I am here to stay

- you are not alone
I am here with you
Though we're far apart
You're always in my heart-co chwila robiłem małe przerwy na nabranie odrobiny powietrza.
Klatka piersiowa sama zaciskała się uniemożliwiając jakikolwiek oddech, słowo. Ból jaki czułem wtedy w środku, w umyśle, w sercu był nie do opisania. Ale ja dalej śpiewałem, nie poddawałem się dla Niej...dla Natalii.

-For you are not alone...
Not alone ohh
You are not alone
You are not alone
Say it again
You are not alone
You are not alone
Not alone, Not alone
If you just reach out for me girl
In the morning, in the evening

Oczy miałem już podpuchnięte, włosy całe mokre od łez.
Nie ustające kropelki płynące niczym wodospad z moich oczu, nie chciały się zatrzymać, przestać płynąć.

- Not alone, not alone
You and me not alone
Oh together together
Not not being alone
Not not being alone
TOGETHER HONEY - ostatnie słowa dodałem,szepcząc je z ogromną szczerością i miłością.

Wtedy właśnie poczułem na swojej głowie lekką dłoń i z powrotem usłyszałem pozytywne pikanie maszyny, która pokazywała puls i rytm bicia serca.

Gdy poczułem dotyk tej dłoni, nie mogłem uwierzyć! Szybko oderwałem wtuloną w nią moją twarz i spojrzałam do góry. Najpierw na ekran maszyny...linie znów rytmicznie podskakiwały i pikały, potem swój wzrok skierowałem na twarz mojego aniołka.
Miała otwarte oczy...znów je widziałem, te piękne, czekoladowe tęczówki, w których tańczyły małe iskierki pełne życia, a na twarzy widniał ogromny, promienny, śnieżno biały uśmiech.

Na mojej zapłakanej twarzy, momentalnie też pojawił się wielki, promienny uśmiech. Po chwili milczenia i wpatrywania się w siebie ,,rzuciłem" się jej na szyję i mocno wtuliłem, poczułem jak jej ręce spoczywają na moich plecach, a ona odwzajemnia mój uścisk równie uczuciowo.

-Kochanie wróciłaś-wyszeptałem do jej ucha dalej ze łzami, ale tym razem były to łzy miłości i szczęścia.

-Nigdzie się nie wybierałam skarbie-odparła cicho, a w jej głosie słychać było płacz.

-Jestem przy tobie i zawsze będe-powiedziałem, próbując dodać jej trochę otuchy.

-Wiem Michael, KOCHAM CIĘ!-odrzekła krzyczącym szeptem i wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.

******************************
Hej misiaki! ;)
I jak rozdział ? Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobał.
Chcecie aby w tym momencie historia dobiegła końca czy mam napisać dalsze losy Michaela i Natalii?
Bo jeżeli chcecie taki koniec tej historii to ok i wtedy zaczynam nową książkę oczywiście też o Michaelu :* pt.:,,You are Not alone"
Piszcie wszystko w komentarzach ;p
Buźka!<33

Po Drugiej Stronie Medalu /MJOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz