R20

391 36 26
                                    

Postanowiłem to przerwać. Natalia walczy o życie, a oni się tu zachwalają...trochę odpowiedzialności.

-Doktorze Jones? -zapytałem, nieco poirytowanym tonem.

-Tak?- odpowiedział zdziwiony.

-Em...to co z Natalią?- powiedziałem głosem pełnym nadziei.

-A tak! Pani Alchi...-zaczął, kiedy właśnie usłyszałem dźwięk mojego telefonu.

,,Kurde, teraz? "-pomyślałem i sięgnąłem ręką do czarnej kieszeni spodni.

Spojrzałem na wyświetlacz.
Dzwonił Frank.
Muszę odebrać, to menager...ale Natalia...

-Przepraszam na chwilkę- powiedziałem, kierując słowa w stronę Dr.Jonesa, po czym odbierając połączenie oddaliłem się parę kroków w głąb korytarza.

-Tak Frank?-zapytałem lekko zachrypniętym i zdołowanym głosem.

-Michael? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?-odparł, a w jego głosie rozbrzmiewała troska i dziwna pustka.

-Tak...to znaczy nie, Natalia...ona...- moje oczy po raz kolejny dziś już się przeszkliły, a głos zaczął się jąkać.
Tego wszystkiego jest za dużo, to wszystko dzieję się za szybko, ja...ja nie nadążam...

-Eej Mike spokojnie, będzie dobrze. Jak mniemam jesteś pewnie w szpitalu, tylko że niestety musisz go już opuścić i to na jakiś dobry miesiąc- jego głos był taki...no właśnie, jaki?
Zmieszany, nie mogłem wyczuć w nim żadnej emocji.

Każde wypowiedziane przed chwilą przez niego słowo docierało do mnie co raz dobitniej.

Jak to opuścić szpital?
Na miesiąc?
Zostawić ją tu?
Samą?

-Co? Frank, ja nie mogę. Nie mogę jej tu zostawić...ja, ja nawet nie wiem co się z nią dzieję...Boże, Frank nie rób mi tego, nie każ mi jej zostawiać...ja Cię proszę- mówiłem, a przynajmniej starałem się coś powiedzieć. Łzy sączyły się po moich policzkach, nie docierała do mnie informacja, że mam stąd tak poprostu wyjść.
Nie mogę...nie chcę.
Ból przeszywał moje ciało, umysł, serce w każdym najmniejszym milimetrze.
Strach jaki odczuwałem, jaki odczuwam do tej pory zagłębia się we mnie co raz mocniej, wypełniając myśli samymi już czarnymi scenariuszami.
Szczęście?
To dla mnie pojęcie względne...
Ono kiedyś było, teraz uszło ze mnie, jak ostatnie tchnienie z płuc.
A może to tylko złudzenie?
Może tak naprawdę nigdy nie byłem szczęśliwy?
Nigdy nie doznałem takiego uczucia, prawdziwego?
Może to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę, a obok będzie Ona...cała, zdrowa i promiennie uśmiechnięta.
Niestety, to nie jest sen, to życie...ale czy realny świat nie może być jak sen?
W końcu sami go budujemy i to od nas zależy czy z cegieł jakie podsuwa nam los, wybudujemy mocny, solidny dom na skale, czy chwiejną, łatwą do zwiania chatkę na piasku.

Po krótkiej chwili ciszy, która rozbrzmiewała w słuchawce, usłyszałem głośne westchnięcie Franka.
Obawiałem się jego odpowiedzi, a może tego, co mgłoby dziać się podczas mojej nieobecności.
Tak naprawdę, to sam nie wiem co wywoływało we mnie taki strach, nawet przed słowami najbliższego przyjaciela.

-Michael...-zaczął, ale nie skończył. Jakby to co chciałby powiedzieć mi Frank, ugrzęzło mu w gardle i nie chciało przejść dalej.

Milczałem.

Czekałem, aż w końcu mi odpowie. Napięcie jakie wtedy narastało we mnie, było nie do zniesienia...

-Michael, naprawdę bardzo mi przykro, że musisz opuścić szpital i swoją prawniczkę, ale masz trasę. Nie zapominaj, że jesteś gwiazdą, Królem, żywą legendą i nie możesz tego tak zaniedbywać.
Masz rodzinę, przyjaciół, a do tego tylu fanów, którzy czekają na twój przyjazd...chyba nie chcesz ich zawieść, prawda?
Mike, nie możesz przetracić, tak poprostu zostawić to wszystko, tyle lat pracy. Za dużo temu poświęciłeś, to co robisz, śpiew, taniec, trasy, muzyka, fani to twoje życie, to coś z czym jesteś związany od zawsze, to Ty Michael- gdy usłyszałem jego głos, znów chciało mi się płakać.Z trudem, ale powstrzymałem łzy. Nie mogłem się znów rozklejać, nie teraz.
Frank ma rację, nie mogę tego wszystkiego tak zostawić, to moje życie, to Ja.

Po Drugiej Stronie Medalu /MJOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz