Jaskrawe światło ujrzałem w blasku swych dni, dlaczego jednak tak mocno razi oczy me?
Nie czułem nic.
Żadnego bólu, żadnego smutku ani zmartwienia.
Nie było jednak też radości, szczęścia, a nawet ciepła.Byłem niczym próżnia.
Niby pusta, a jednak coś zawierająca.
Pełna, a jednak nic nie warta.Próżnia, która sama w sobie się dusi.
Paradoks.
Czym więc jestem?
Istotą, która doprowadziła się do obłędu.
Więźniem własnej woli, zamkniętym w labiryncie swoich decyzji.Stąd nie ma ucieczki.
To twoja próżnia, trafisz do niej prędzej, czy później i to od Ciebie będzie zależeć jaką przybierze barwę, stan paradoksalnego istnienia.
Moja...
Moja jest pusta.Wiesz czemu?
Bo, to właśnie ten stan świadomości przepełniał moje życie.
Pustka.
Głucha cisza.
Nic nie znaczące miejsce w moim sercu.Niby bez znaczenia, ale to właśnie to miejsce, za wszelką cenę chciałem wypełnić.
Sztuczna pełnia jest tym samym co wypełniona próżnia.
Niczym.Wiesz dlaczego tu jestem?
Bo, się pogubiłem.
Byłem człowiekiem naiwnym do tego stopnia, że dziecko przy mnie, to człowiek po studiach.
Dałem się zmanipulować, tak łatwo jak bym nigdy nie przypuszczał.
Popełniłem wiele błędów, które niestety zrozumiałem zbyt późno.
Jednak to jaskrawe światło nie dawało mi spokoju.
Nagle znów zaczynałem czuć.
Odczuwać ból niesamowicie rażący moją głowę.
Słyszeć ciche szepty oraz rozpoznawać głosy.Lekko rozchyliłem powieki w tym samym czasie szybko je zamykając, ponieważ źrenice nie były przyzwyczajone do tak ostrego światła.
Po chwili udało mi się otworzyć oczy i delikatnie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Nie wiedziałam gdzie jestem, ale pokój ten przypominał salę szpitala.
Spojrzałem po sobie i dostrzegłem, że ubrany jestem w szpitalną piżamę, a ja sam spoczywam na łóżku również należącym do szpitala.
Wszystkiemu towarzyszył ogromny ból głowy, który przeszywał moje skronie niemiłosiernie.
Uniosłem dłonie ku górze, tak abym mógł dotknąć nimi czubka swojej głowy, czując pod nimi szorstki bandaż.
- Kochanie, wreszcie się obudziłeś - usłyszałem kobiecy głos, który był mi bardzo znajomy.
- Tak bardzo się o ciebie bałam - mówiła zapłakana dziewczyna, kurczowo trzymająca moją dłoń.
Nic nie rozumiałem.
Nie miałem pojęcia co się dzieję, przecież to nie tak...- Na - Natalia? - zapytałem niepewnie, a dziewczyna słysząc moje słowa uroniła kolejne łzy, tym samym lekko się uśmiechając.
- Tak kochani, to ja - odparła szlochając.
- Co?! Ale jak to?! - wyrwałem dłoń z jej objęcia - Przecież ty nie żyjesz! Byłem na twoim pogrzebie i na Kate! Ty masz męża i... - przerwano mi mój napad złości.
CZYTASZ
Po Drugiej Stronie Medalu /MJ
FanfictionDwa złote dzwoneczki, wręczone niegdyś na zgodę. Na lśniącym łańcuszku zawieszone, miały symbolizować więź nad wyraz silną. Jednak medalion zawsze dwiema tarczami lśni, która okaże się tą prawdziwą? Michael Jackson, światowej sławy piosenkarz zatru...