- Na pewno mam zostać? - spytał Niall.
- Tak, idę tylko do sklepu ulicę dalej. Nic mi nie będzie. - uśmiechnęłam się. - Pomóż Teddy'emu w lekcjach.
- Dobrze, ale uważaj na siebie. - powiedział i cmoknął mnie w usta. Weszłam do windy i po chwili byłam już na parterze. Wyszłam z budynku i spokojnym spacerem ruszyłam do sklepu.
*Niall pov*
- Tu musisz pomnożyć Teddy. - westchnąłem.
- Przecież pomnożyłem. - powiedział. - A nie to dzielenie. - mruknął, a ja się zaśmiałem. Mercy wyszła piętnaście minut temu i nadal nie wróciła. Martwiłem się, a gdy próbowałem się do niej dodzwonić odzywała się poczta głosowa.
- Tato, słuchasz mnie? - syn pomachał mi dłonią przed oczami.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - mruknąłem. Spojrzałem na zadnie i uśmiechnąłem się. - Jest dobrze. - powiedziałem, a Teddy się uśmiechnął. Zabrał swój zeszyt i wbiegł na górę. Nagle zadzwonił mój telefon. Zerwałem się z kanapy i chwyciłem urządzenie. - Halo? - spytałem.
- Pan Niall Horan? - odezwał się męski głos.
- Tak. - powiedziałem i dość głośno przełknąłem ślinę.
- Pańska żona jest w szpitalu, została potrącona przez samochód. - powiedział, a mną wstrząsnął szok.
- C-co? - szepnąłem. Byłem na skraju łez.
- Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala.
- Będę na dziesięć minut. - powiedziałem i rozłączyłem się. Od razu wybrałem numer do mojej mamy i opowiedziałem jej wszystko w pośpiechu. Pięć minut później była już u mnie w mieszkaniu. Powiedziała, że poinformuje moje dzieci, a ja podziękowałem jej i wszedłem do windy. Szybko znalazłem się na parterze i wybiegłem z budynku. Moje ręce trzęsły się, więc nie mogłem nawet odpalić auta. Kiedy w końcu mi się to udało, wyjechałem szybko z parkingu i ruszyłem w stronę szpitala. W niecałe pięć minut znalazłem się pod szpitalem. Wysiadłem z samochodu i wbiegłem do budynku, którego tak bardzo nienawidziłem.
- W czym mogę pomóc? - spytała recepcjonistka, gdy stanąłem przy jej stanowisku.
- W której sali znajdę Mercy Horan? - spytałem.
- Jest Pan...
- To moja żona. - przerwałem jej.
- Sala 245, piętro trzecie. - powiedziała, a ja mruknąłem ciche ''dziękuję'' i szybkim krokiem ruszyłem w stronę schodów. Nie chciałem czekać na windę, więc wbiegłem po schodach. Znalazłem sale z numerem ''245'' i akurat wychodził z niej lekarz.
- Doktorze co z nią? - spytałem, nawet się nie witając.
- Pan Horan? - spytał, a ja przytaknąłem. - Pana żona jest w stanie stabilnym, jak na razie jej życiu nic nie zagraża. Ma obrażenia zewnętrzne, jak siniaki i zadrapania. Jest w śpiączce, ale niedługo powinna się obudzić. - wytłumaczył.
- A dzieci? Co z dziećmi?
- Udało nam się uratować oba płody, ale pańska żona może nie donosić jednego z nich. - powiedział, a ja totalnie się załamałem.
- M-mogę do niej wejść? - spytałem.
- Tak, ale nie na długo. - powiedział, a ja przytaknąłem Podziękowałem mężczyźnie w fartuchu i wyminąłem go. Wszedłem do sali, w której leżała Mercy. Była blada, a do jej ciała były przypięte różne aparatury. Usiadłem na krześle obok jej łóżka i pogładziłem jej bladą dłoń. Spojrzałem na jej twarz. Miała opatrunek na łuku brwiowym oraz rozciętą wargę.
- Mercy. - szepnąłem. - Obudź się, proszę. Emily i Teddy Cię potrzebują, ja też. - powiedziałem i kciukiem przejechałem po jej kostkach u dłoni.
Nadal była niemiłosiernie chuda.
- Już nigdy, ale to prze nigdy nie pozwolę Ci wyjść samej. - szepnąłem.
- Panie Horan, musi pan już iść. - w sali pojawił się lekarz. Przytaknąłem głową i wstałem z krzesła. Nachyliłem się na Mercy i złożyłem pocałunek na jej czole. Pożegnałem się z lekarzem i wyszedłem na korytarz. Szybko wyszedłem z budynku szpitala i wsiadłem do samochodu. Oparłem głowę o kierownice i wybuchnąłem płaczem.
Ja nie mogę ich stracić.
***
- Tato i co z mamą? - spytała Emily, gdy tylko wszedłem do mieszkania.
- Jej stan jest stabilny, ale jest w śpiączce. - odpowiedziałem. - Idźcie już do łóżek. - powiedziałem, a Emily razem z Teddy'm weszli na górę.
- Niall. - przy mnie pojawiła się moja mama. - Będzie dobrze.
- Musi być, mamo.
- Mercy jest silna, wyjdzie z tego. - powiedziała i poklepała mnie po ramieniu. - Jeszcze razem będziecie siedzieć na tej kanapie i patrzeć jak wasze dzieci rozrabiają. - dodała, a ja się zaśmiałem.
- Dziękuję, że przyjechałaś. - przytuliłem moją rodzicielkę. - Odwieźć Cię do domu?
- Nie, Twój tata już czeka pod blokiem. - odpowiedziała. Moja mama wyszła z mieszkania, a ja wszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Schowałem twarz w dłoniach, a w mojej głowie panował jeden, wielki chaos. Poczułam dłoń na ramieniu, więc podniosłem głowę i zobaczyłem Emily.
- Miałaś pójść spać. - odezwałem się pierwszy.
- Nie mogę, tato. - mruknęła i usiadła obok mnie. - Martwię się o mamę i o Ciebie. - powiedziała, a ja objąłem ją ramieniem.
- Będzie dobrze. - szepnąłem i złożyłem pocałunek na czubku jej głowy.
- Musi być.
XXXX
Wiem, jestem okropna.
Za spokojnie było.
Marcelina x
CZYTASZ
Horan Family||n.h. ✔
Fanfictiondruga część ''friends'' . Piątka dzieci, zdrada i dużo problemów - to właśnie rodzina Horan. #8 in Losowo - 17.03.2016 #9 in Losowo - 18.03.2016 #4 in Losowo - 24.03.2016