Rozdział IV

174 27 2
                                    

Najpiękniejsza znajomość to ta, której nikt się nie spodziewał,
która pojawiła się nagle,
jakby znikąd -  była pełna cudownych emocji i mnóstwa uśmiechu.
Najpiękniejsza znajomość to ta,
która sprawiła,  że zaczęłaś rozumieć, co znaczy kochać.

Budzę się. Czuję pod sobą zimną ziemie. Otwieram oczy. Moim oczom rzuca się postać, która leży na ziemi, a mój wybawca kieruje się w moją stronę. Długo nie trwa przeglądanie się jej. Nie mam sił na to. Odpływam.

Kolejna pobudka uświadamia mi, że ktoś mnie niesie na rękach. Odzyskanie świadomości jest krótkotrwałe. Magiczny świat snu zabiera mnie z powrotem.

Po raz kolejny odzyskuję jasność umysłu. Tym razem na dłużej. Jestem w stanie stwierdzić, że jestem w samochodzie...
Słyszę cichy dźwięk silnika. Wewnątrz jest ciepło i przytulnie. Leżę na tylniej kanapie.

- Gdzie ja jestem? - mówię, czując suchość w ustach. Językiem dotykam ust, które są suche i popękane.

- Cśś, śpij spokojnie, zabiorę cię w bezpieczne miejsce - mówi nieznajomy głos.

Czuję, że mam siłę wstać i nawet próbuję. Jednak gdy tylko lekko się podnoszę to czuję przerażający ból głowy.
Nie znam tego chłopaka, ale jakoś mu wierzę. Poddaję się bólowi i zasypiam.

Budzę się w ciepłym pomieszczeniu. Z przyjemnością stwierdzam, że jest to przytulny pokój. Leżę na wygodnym łóżku, opatulona kołdrą. Rozglądam się. Ściany pokoju są w dwóch odcieniach żółci. Tuż przy mnie stoi stolik ze szklanką soku. Na jego widok przypominam sobie o suchości w gardle. Bez zastanowienia biorę szklankę i upijam łyk. Jest pyszny i zimny. Idealnie nadaje się na złagodzenie mojego pragnienia.
Moje gardło nawet po szklance napoju pragnie więcej. Cholera, czy ja mam kaca myślę.

Leżąc, mimowolnie przypominam zdarzenia z wczorajszego wieczoru. Moja podświadomość ukazuje mi Jeva i to co robi. Czuję jak żołądek robi salto. Okropność.

Nagle drzwi się otwierają i wchodzi do pokoju mój wybawca. Mój anioł stróż.

Gapię się na niego jak dziecko w lizak.
Chłopak wygląda na mój wiek. Jest przystojnym brunetem, który ma gdzieniegdzie jasne pasemka, jakby blond. Grzywka jest wilgotna i zaczesana do góry. Niebieskie oczy i te duże usta. Wpatruję się w nie jak urzeczona.
Jest szczupły i umięśniony. Nie ma na sobie koszulki, przez co widać jak jego mięśnie się poruszają. Nad lewą piersią widać siniak, który musiał powstać wczoraj. Jedynie ma na sobie spodnie, które wiszą nisko na biodrach. Wygląda jak istny bóg. W mojej głowie pojawia się słowo Ciacho, którego tak nie lubię.

- Cześć, jak się spało? - zagaduje. O raju.. Te ciało, wygląd i głos. Moje serce mięknie a w brzuchu czuję stado motyli.

- Yy. Aa.. Dobrze jak na fakt co wczoraj zaszło. - przy nim zabiera mi mowę. Brakuje mi słów, zapominam o bożym świecie. Chłopak działa na mnie jak środek na zanik pamięci, zapominam przy nim o wczorajszym zajściu.

- A tak. Skopałem skurwiela jak tylko potrafiłem - powiedział. Czuję się po tych słowach zmieszana i trochę przerażona. Anioł musiał to zobaczyć bo od razu zmienił ton. - Och przepraszam. Nie chciałem cie wystraszyć.

- Nie nie, spokojnie. Nie wystraszyłeś - i jak tu się bać jak widzisz jego uśmiech, który rozbija każdy statek wroga i podpływa do twojej tratwy by cię uratować. Który tak rozbraja twoje serce, że aż brakuje tchu.

- Gdzie moje maniery. Wybacz. Jestem Patch. - uśmiecha się i podaje mi rękę

- Nickola, dla przyjaciół Nicki - odwzajemniam jego uśmiech i gest.

Patch bierze moją dłoń i ją całuje. O mamusiu jakie to słodkie. Czuję jak moje policzki przybierają odcień głębokiej czerwieni.

- Jaki ty jesteś miły - mówię, by zamaskować swoje rumieńce.

- Tylko dla przyjaciół. Masz ochotę coś zjeść. - pyta się z tym słodkim uśmiechem.

W tej właśnie chwili mój żołądek daje o sobie znak i wydaje niekontrolowany dźwięk co mnie zawstydza jeszcze bardziej.

- Z chęcią - odpowiadam

- No to załatwione. Leż tu a ja skoczę coś ci zrobić - wychodzi, a mi robi się smutno. Już nie mam na kogo się przyglądać z takim uwielbieniem. Chociaż może to i dobrze, nie wiem jak długo powstrzymywałabym cieknącą ślinę.

Dłuższą chwilę czekam na Patcha. Postanawiam w między czasie poszukać łazienki. Nie muszę daleko szukać. Wystarczyło tylko wyjść z jego pokoju a już na przeciwko było to czego szukam.

Po około 15 minutach wychodzę.
Na stoliku czeka już na mnie śniadanie.

- Co to jest? - pytam się, bo nie mogę się nadziwić.

- Owsianka, jajecznica, tutaj masz kanapki. Jeszcze myślałem o omlecie, ale zabrakło mi czasu, wybacz - mówi z widniejącymi w oczach iskierkami smutku. -  nie wiedziałem co lubisz - mówi zakłopotany.

- Ej, kolego, starczy mi jedna rzecz. Nie potrzebuję aż tyle, żeby się najeść - uśmiecham się do niego - a i wybacz, ale skorzystałam z prysznica, mogłam, prawda?

- Tak tak, jasne, cały dom do twoich usług. - Znów ten jego uśmiech, który rozbroiłby każdą bombę.

Śniadanie jest bardzo pyszne, zważając na to, że nie jem owsianki, ale teraz się przemogłam i bardzo mi smakowała.

- Patch, mogę się o coś spytać? - mówię z zakłopotaniem

- Tak, oczywiście - odpowiada biorąc ostatni kęs swojej kanapki.

- Patch, co dokładnie stało się wczoraj? Ja nic nie pamiętam. Byłam jak w transie. Mam jakieś przebłyski, ale to i tak za mało, żeby stworzyć z nich całość. Nie wiem, czy to był sen, rzeczywistość, czy naprawdę no wiesz. - nie mogę wymówić słowa zgwałcona. Tych kilka zdań dużo mnie kosztuje, może dlatego czuję jak łzy palą mnie pod powiekami.

- Ćśś - mój anioł stróż przytula mnie - Byłaś w naprawdę kiepskiej sytuacji. Wyszedłem z klubu zapalić i usłyszałem twój głos. Wołałaś o pomoc. Wiedziałem, że coś komuś grozi. Gdy podbiegłem bliżej zobaczyłem jak ten palant usiłuje cię zgwałcić. Wcale nie myślałem nad tym co robię. Rzuciłem się na niego, odciagnąłem i zacząłem bić. - na te słowa spuszcza głowę jakby się wstydził swojego postępowania - gdy już leżał, zabrałem cie do mnie. No i tak się tu znalazłaś, ale spokojnie nic ci nie zrobiłem. Nie wykorzystałem tego, że byłaś pod wpływem jakichś proszków. A on też się nie posunął za daleko. Nie zdążył ci zrobić krzywdy.

- Dziękuję - nie mogę się powstrzymać, rzucam się na niego zaplątując mu na szyi ręce - Tak bardzo ci dziękuję, nie wiem co by się stało, gdyby ciebie tam nie było.

- Ale byłem. I wiesz co? Masz rację mówiąc, że jestem twoim wybawcą, super bohaterem i aniołem stróżem - jego uśmiech stał się jeszcze większy.

- Ale jak to. Nie przypominam sobie, żebym coś takiego mówiła - analizuje w mojej głowie wydarzenia i to co mówiłam, ale nic mi nie przychodzi do głowy.

- Ależ mówiłaś. Majaczyłaś przez sen w samochodzie. I wiesz co? Bardzo mi się to spodobało. Pierwszy raz ktoś mnie tak nazywa - śmieje się.

A ja nie potrafię się powstrzymać i śmieję się z nim. Muszę jakoś zamaskować ten rumieniec na mojej twarzy.

Dzień mija nam bardzo miło. Rozmawiamy, śmiejemy się. Po południu Patch odwozi mnie do domu. Postanawiam, że nie będę zgłaszać tego incydentu na policję. Przecież nic mi się nie stało, a jeszcze mój wybawca mógł mieć problemy. Wolę mu nie robić większych kłopotów.

Mama oczywiście nie wie o tym. Nie będę jej martwić. Nie mam problemów z tym, że wracam do domu dopiero na drugi dzień. Kłamię, mówiąc, że byłam u Mii. Mama wierzy, dzięki czemu nie muszę prosić Mii o to, żeby mnie kryła.

W telefonie mam kilka nieodebranych wiadomości i to od Mii. Odpisuję jej, że żyję. Tylko na tyle mnie było stać w tej chwili. Jedynie na co mam ochotę to na marzenia o Patchu.

***

Znalazłam Swoje SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz