Marzenia są jak gwiazdy.
Nigdy nie możesz ich dotknąć,
ale one będą Cię prowadzić do Twojego przeznaczenia.***
Po wejściu do parku wcale nie jest mi lżej. Myślałam, że gdy przekroczę tę bramę, to odetchnę z ulgą, że to co jest straszne znajduje się tylko na zewnątrz. Jednak się myliłam. Przy barze dostrzegam grupę ludzi, która zamawia piwo. Wszyscy są ubrani w czarne, skórzane ciuchy.
Delphic Park to tak naprawdę wesołe miasteczko. Jednak z wyglądu go nie przypomina. Wewnątrz jest wiele atrakcji. Jednak żadna z nich nie jest nowa. Kolejki górskie są poniszczone. Wagoniki gdy wpadają w zakręt skrzypią niemiłosiernie
Samochodziki, które zazwyczaj są kolorowe i budzą zachwyt u małych dzieci tutaj są bez koloru, przestarzałe. Gdzieniegdzie odskakuje farba.
Cały park jest skryty w ciemnościach. W nielicznych zakątkach ścieżek kryją się latarnie, które nie dają zbyt dużego światła.
Aż dziwne, że wszystkie atrakcje działają. I że park dalej jest czynny. Największą atrakcję budzi stoisko z alkoholem.
- Patch, co my tu właściwie robimy? - pytam z ciekawością a zaraze ze strachem. To nie jest miejsce, które chciałabym odwiedzić na pierwszej randce.
- Mam tu coś do załatwienia. Muszę kogoś odnaleźć, a ty możesz tutaj na mnie zaczekać - odpowiada jak gdyby nic. Jakby nie widział tego, że się boję.
- Nie Patch, idę z tobą - mówię, nie chcę zostać sama w miejscu, którego w ogóle nie znam i z ludźmi, którzy wyglądają jak przestępcy.
Patch tylko porusza ramionami i ciągnie mnie w stronę baru.
Ludzie lustrują mnie wzrokiem, jakbym była dla nich kosmitą czy potworem.
Dzięki zachodzącemu słońcu i latarniom mogę dostrzec na ich twarzach wymalowaną ciekawość i gniew?
Ale dlaczego mieliby być na mnie źli pytam samą siebie, miejąc ufną nadzieję, że sobie odpowiem.- O popatrzcie kto nas odwiedził. Stary kumpel Patch. - mówi jeden z mężczyzn siedzących przy plastikowym stole. Nikt nie mógł zignorować jego tonu. Mężczyzna nie musiał głośno mówić, żeby wszyscy go usłyszeli. Z pewnością był uznawany za przywódcę.
- Zamilcz Ricki. Nie przyszedłem tutaj na pogaduszki. Szukam kogoś i wiem, że wy mi w tym pomożecie - mówi obojętnym tonem mój brunet
- Zawsze jak masz jakiś interes to przychodzisz z tym do nas. Tylko dlaczego przyprowadziłeś ze sobą tę panienkę - wraz gdy wypowiada te słowa to pokazuje na mnie skinieniem głowy. Sam jego gest sprawia, że skrywam się za potężnymi plecami Patcha
- Stul pysk albo inaczej się zabawimy - w głosie bruneta słychać groźbę. - Szukam niejakiego Jev'a. Średniego wzrostu, szczupły. Przesiaduje w Fall Angel. Wiem, że jest w waszym gangu.
- Wiesz, podajesz za mało informacji. Ale wiem o kogo ci chodzi. Mieszka przy Green Street 25. Spokojnie odnajdziesz dom. Jest taki sam jak ten park, mroczny - dodaje i wybucha śmiechem, na co wszyscy zebrani śmieją się, żeby nie urazić przywódcę.
Wychodzimy z Patchem z tego chorego miejsca. To miała być randka a na razie wygląda na załatwianie spraw.
- Ej, Patch, czy ty się pytałeś o tego Jev'a, który.. - urywam, jakoś nie mogę wymówić tych słów, jakby coś ściskało mnie za gardło.
- Cśś mała, nie przejmuj się. To nie chodzi o to, czego się dopuścił. Mam do niego kilka pytań. Nic więcej - mówi, po czym bierze mnie za rękę i prowadzi mnie do samochodu.
Cieszę się, że odjeżdżamy z tego ponurego miejsca. Teraz wiem, dlaczego wcześniej o nim nie słyszałam. To jest miejsce dla przestępców i gangów, nie dla porządnych ludzi.
W radiu leci moja ulubiona piosenka. Bez namysłu nucę ją, nie zdając sobie sprawy z tego, że robię to na głos. Brunet to dostrzega i zerka na mnie spod długich rzęs, tak, żeby nie wydać się z tym, że mnie słucha.
Zdałam sobie sprawe dopiero z tego, że śpiewam, gdy w radiu zabrzmiewa refren a ja drę się razem z wokalistą. Brunet świetnie się bawi, chichocze się. Gdy to widzę, czuję się okropnie zażenowana i wstyd mi. Moje policzki nabierają szkarłatnego koloru, a ja wtulam się w fotel mając nadzieję, że ukryje mnie przed chłopkiem.- Nie chowaj się tak. Świetnie śpiewasz - chłopak zerka to na mnie to na ulice.
- Wiem, że nie potrafię. Często mi mówią, że w dzieciństwie słoń nadepnął mi na ucho. - odpowiadam ze słyszalną nutką sarkazmu w głosie. I udaję obrażoną. Na co mój towarzysz wybucha śmiechem. Nie mogę się powstrzymać i już po chwili uśmiecham się. Jego śmiech to istny miód dla moich uszu. Afrodyzjak dla moich bębenków.
Dojeżdżamy na miejsce, które bardzo dobrze znam.
Razem wchodzimy do lodziarni. Zamawiamy duże lody i rozmawiamy o niczym i o wszystkim. Nie pytam się jakie ma sprawy do Jev'a. Nie chcę psuć atmosfery.Po lodach chłopak zabiera mnie na spacer. Jest pięknie. Na dworze zrobiło się ciemniej. Słońce nie świeci, na jego miejsce pojawił się księżyc, który jest w pełni. Dodatkowo drogę oświetlają nam miliony migoczących jasnym blaskiem gwiazd na niebie.
- Spójrz tam - pokazuję Patchowi kilka gwiazd - to jest Wielki Wóz. A tam - pokazuję palcem inne miejsce - jest Mały Wóz.
- Lubisz astronomię? - pyta z ciekawością Patch.
- Trochę. Lubię godzinami przesiadywać na balkonie i oglądać gwiazdy po zachodzie słońca. Myślę wtedy i marzę. - wzdycham
- Szybko, spójrz tam - mówi głośno brunet z głosem małego chłopca - spadającą gwiazda. Pomyśl życzenie - i uśmiecha się do mnie i przytula mnie
Moje marzenie jest niezmiennie te same. W myślach mówię marzenie " Chcę się szczęśliwie zakochać "
Takie niewielkie marzenie, a jednak trudne do spełnienia.Jeszcze trochę spacerujemy po czym Patch odwozi mnie do domu.
Choć pierwsze chwile naszego spotkania nie podobały mi się to zdecydowanie reszta zauroczyła mnie.
Z radością w oczach i z miłością w sercu zasnęłam śniąc o szczęściu i gwiazdach.
***
CZYTASZ
Znalazłam Swoje Szczęście
Teen Fiction" [...] Nocami, gdy nie mogę zasnąc powracam w wspomnieniach do chwil, w których jesteśmy my. On i ja. Szczęśliwi, zakochani, gdy nie kieruje nami nic. Żadna złość czy kłótnia nie ma u nas miejsca. Jesteśmy cudowną parą, wszyscy nas podziwiają...