Harry, Hermiona i Ron przenieśli i w mgnieniu oka znaleźli się pod drzwiami Grimmauld Pałace 12. Tak wiele wspomnień miał z tym miejscem Harry. To tu podobnie jak w norze przeżył piękne chwile. Z Syriuszem, który już do niego nie wróci, bo...odszedł. Była to jedyna osoba jaką miał, prócz Rona i Hermiony, ale to nadal nie to samo.
-Harry?!?-zapytała zdziwiona Hermiona.
-Taak?
-Jesteś jakiś nie obecny.
-Zdaje ci się. Lepiej chodźmy już, chyba, że chcecie byśmy się znowu natknęli na takich typów jak Dołohow?-puścił żartobliwie.
-Lepiej nie.
***
Przyjaciele weszli do domu Black'ów i oczywiście mieszkanie było zabezpieczone przez Moodyego. Powitał ich wściekły obłąkany duch, który pewnie miał chronić Grimmauld Palace przed Snapem.
-Bueh! Szalonooki musiał coś wymyślić. No po prostu musiał-żaliła się Hermiona.-Jego pomysły mnie powalają.
-Założył pułapkę na wypadek, gdyby Snape zaczął węszyć.
-Ja nic nie sugeruję, ale proponuję byśmy najpierw przeszukali ten dom by taka sytuacja więcej się nie powtórzyła-powiedziała Hermiona, rozebrała się i udała się na górę. Rzuciła płaszcz na schody, Ron po nim przeszedł, za to Harry rozejrzał się, jak zwykle delikatnie się uśmiechnął i podniósł płaszcz Gryfonki. Później zawiesił go na wieszaku w przedpokoju i udał się za przyjaciółmi na górę.
Wspólnie zajęli się wszystkimi pułapkami w domu, oczywiście mimo drobnych przeszkód, takich jak zmutowana roślina na oknie, która oplotła Hermionę z całych sił. Nic nie zadziałało. Pomogło dopiero zaklęcie Diffindo, które Harry rzucił na bestię.
-Dzięki Harry-podziękowała Hermiona.-Gdyby nie ty to ten potwór by mnie pożarł.
Zaklęcie Deletrius także okazało się niezbędne, by pozbyć się wszystkich zmor z domu. Około północy, po dobrze wykonanej pracy Harry, Ron i Hermiona przycupnęli na starej kanapie w salonie pijąc kremowe piwo. Skąd je mieli? Hermiona.
-Naprawdę o wszystkim pomyślałaś-powiedział głośno Ron biorąc kolejny łyk z brązowej butelki.
-Och, wiem-stwierdziła.-Co byście beze mnie zrobili?.
-Już dawno byśmy nie żyli-powiedział Harry.
-Cieszę się.
-Nie ma to jak dobra przyjaciółka-zadrwił Ron.
-A co?!? Źle ci?-była lekko zdenerwowana.-O cholera?!? O czymś zapomnieliśmy?
-Jak to? O czym?
-O czymś brzydkim, bladym, czymś co lubi denerwować ludzi, robić im na złość, dokuczać i irytować.
-A masz dzisiaj urodziny- zapytał radosny Ron.
-Dawno chyba nie dostałeś z liścia-wysycała.-Stworek. Halo! Musi tu gdzieś być! Pamiętacie R.A.B? Znalazłam drzwi z takim napisem na górze, ale Ron prawie usypiał, więc teraz wam mówię.
-R.A.B? Tak?!? Zaprowadź nas tam! TERAZ!!!
Udali się na drugie piętro, gdzie Hermiona bez problemu znalazła drzwi, na których było napisane Regulus Arcturus Black. Harry wyjął z kieszeni medalion i jeszcze raz przeczytał wiadomość:
"Do Czarnego Pana. Wiem, że zanim to odczytasz, będę już dawno martwy, ale chcę, byś wiedział, że to ja odkryłem twoją tajemnicę. To ja wykradłem twojego prawdziwego horkruksa i postanowiłem go zniszczyć. Zmierzę się ze śmiercią w nadziei, że trafisz na godnego siebie przeciwnika i będziesz znów śmiertelny
R.A.B"
-Myślicie, że to on?-zapytał Ron.
-A ile osób w świecie magii o inicjałach R.A.B znasz?-zapytała zdegustowana Hermiona.
***
-Stworku, co zrobił?-pytał małego skrzata zdenerwowany Harry.
-Stworek nie chciał, Stworek robił tylko to co mu zalecił jego Pan-odpowiadał na każde jego pytanie.
-Kto go wziął Stworku.
-Ten, ten... Mundungus Fletcher.
-Stworku, ale czy jesteś pewny.
-Tak. Stworek jest pewny.
Hej! Hej! Hej!
Dziś jestem bardzo podekscytowana, bo oglądam preselekcje, więc nie wiem czy ten rozdział jest ciekawy, czy wam się podoba i czy mi się po prostu udał. Z całego serca kibicuję Michałowi. Rozdział dedykuję:
MrsBlack_Lupin , mam nadzieję, że apka się fajnie sprawuję. Powodzenia w inwencji twórczej okładki <3
KopytekStefana🍥
CZYTASZ
Życie lubi płatać figle-Harrmione
FanfictionHarry Potter wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi, Ronem i Hermioną wyrusza na poszukiwanie tajemniczych przedmiotów, w których Lord Voldemort zamknął cząstkę swojej duszy. Nigdy nie miał łatwego życia, zawsze był pomiatany przez innych. Jakoś ży...