Rozdział piętnasty.

556 40 9
                                    

Gotowy zaczekać, przechadza się po lesie wraz ze swoimi Proxy. Jest z nich dumny. Jedna sprawa, którą musiał się zająć przez jedną noc, a po powrocie zastał dom czystszy niż wcześniej.

Czeka spokojnie, aż chłopcy dobiją grupkę obozowiczów, a następnie zabiera ich nad jezioro, gdzie ci siadają na molo i spoglądają w toń. Cisza wokół sprawia, że wszelakie problemy znikają, a las wydaje się tylko kolejnym domem, miejscem, gdzie można czuć się bezpiecznie.

Jednak las nigdy nie był i nie będzie bezpieczny.

- Stało się coś, Operatorze? – pyta istotę bez twarzy chłopak w żółtej bluzie. Hoodie podnosi się na nogi i spogląda na swojego szefa, mając pod kominiarką zdziwioną minę.

Poznaliście już Katierinę, prawda? – pyta tylko. Kiwają głowami, zaintrygowani. – Wiecie więc, jakim może być niebezpieczeństwem. Spokojnie, nie mam zamiaru jej uśmiercać – dodaje, wyczuwając złość i strach jednego z nich. – Dziewczyna jednak jest moim małym obiektem badań. Jest niezwykle... inteligentna. Wiecie, jakie niesie ze sobą ryzyko.

- Do czego pan zmierza? – pyta cicho Brian. Mimo żywiołowości Toby' ego czy dominacji Masky' ego, to on jest kimś w rodzaju przywódcy tej trójcy.

Siódmy dzień minie jutro, a to oznacza, że Katierina powróci do swojego mieszkania – zaczyna. – Musicie sprawić, aby zmieniła zdanie i z własnej woli tutaj została. Powiedziałem wam już, kto chce ją mieć po swojej stronie, a do tego nie możemy dopuścić.

- Dlaczego? – Interesuje się Masky. Rzuca kamieniem w wodę, puszczając tym samym kaczki. – Przecież nie ma w niej nic niezwykłego poza tym, że jest od nas inteligentniejsza.

Racja – przyznaje. – Jednak ona potrafi wyczuć to, czego wy nie. To nie jest żadna magia, ale i nie defekt organizmu. Nie wiadomo, dlaczego, ale potrafi wyczuć coś w rodzaju aury danej osoby i wyliczyć, gdzie się znajdzie. Doskonale wiecie, komu by się przydała taka osoba.

- Nie oddamy jej – oświadcza Toby. Zaciska palce jednej dłoni na toporku, natomiast drugą rękę gwałtownie przysuwa do klatki piersiowej. – N-nie p-pozwolę, aby k-ktokolwiek zrobił jej krzywdę. S-spróbuję ją przekonać, żeby z nami została, ale teraz musimy dać jej odejść – dodaje cicho, a w jego głosie da się wyczuć gorycz. – Nie dostanie jej.

Tego nie wiesz, drogi chłopcze – odpowiada spokojnie Operator. – Jak na razie, liczę, że przynajmniej zaproponujesz jej pozostanie u nas, na dłuższy czas. Widzę, że Katierina cię polubiła. Jednakże, jeśli odmówi, waszym obowiązkiem będzie ją pilnować. Sprowadzę tutaj moich braci, aby mi pomogli. Dostałem wiadomość od Splendora, że ciągle się zbliża i jest sam.

- Tak bez obstawy? – Zdziwienie Masky' ego jest tak wielkie, jak szaleństwo Jeffa. – On się tak nie porusza, zawsze ma kogoś u boku.

Tym razem jest inaczej. Z tego, co wiem, jest świadomy zagrożenia z naszej strony i przewagi liczebnej. Nie narazi swoich. – Slenderman przypatruje się wodzie, której lustro odbija światło księżyca. Zamyśla się, jednak każdy kolejny pomysł, który wpada mu do głowy, kończy się fiaskiem. – Od was oczekuję, tylko abyście ją obserwowali. Jako towarzysza będziecie mieli Bena. Poza wami nikt nie będzie wiedział o tej małej misji. Zrozumieliście?

Odpowiada mu cisza.

- Tak – szepcze w końcu Toby, a bracia potakują mu cicho.

Cieszę się.

***

Zimne ciało pada na ziemię, gdy przebijam jego gardło ostrzem. Zaciskam zęby z wściekłości. Spoglądam na moją ofiarę, jaką jest mały chłopiec. Dziesięciolatek patrzy martwym spojrzeniem na jasne niebo, które podczas dnia nieco spłowiało. Chmury ponownie pojawiają się nad miastem, jakby pożegnać go, a syreny policyjne się zbliżają.

Zasady szaleństwa - M|Z(c-pasta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz