Szum znajomych liści oraz widok znajomych drzew wprawia mnie w spokój. Przypominam sobie pierwsze dni mojego pobytu tutaj, mojego zaangażowania, aby wszystko było idealnie. Myślę nad tym, że gdyby nie to wszystko, to teraz byłabym u siebie w domu, nadal udając, że moi rodzice gdzieś wyjechali w sprawach służbowych, a mnie uczyłaby pani Knight. Dowiadywałabym się nowych rzeczy z dala od szumu szkoły, z dala od głupoty uczniów, fajek i alkoholu.
Pozwalam sobie po prostu na krótkie rozmyślanie nad tym, jakie byłoby moje życie, gdyby nie to wszystko.
A później zaczynam wspominać ciemne włosy mamy, jej uśmiech, jej śpiew i wierszyki. To ona mi pomogła stworzyć Laly Loo. Jestem pewna, że nie byłaby dumna z takiego obrotu spraw, jednak skoro jej nie ma, ja przejęłam wszystko.
Łącznie z Laly. Dałam jej charakter, dałam jej wygląd, dałam jej duszę.
Dałam jej siebie, sprawiając, że to ja jestem Laly Loo.
I niczego nie żałuję.
Unoszę wzrok w stronę błękitnego nieba, ptaków, które mijają nas w locie, nie szczycąc nawet spojrzeniem. Kiedyś myślałam, że fajnie byłoby być jakimś zwierzęciem. Nie patrzyłam wtedy na ich życie. Po prostu chciałam być wolna.
Teraz jednak rozumiem, że byłabym nie tylko więźniem tej dzikiej gry, acz także ofiarą i jedzeniem.
Zwierzęta są od nas o niebo inteligentniejsze, ponieważ one, widząc wroga, bronią terytorium bądź je opuszczają. Bez „ale", bez wszelkich dodatków. Czysta gra. Ludzie zaś, niby cywilizowane istoty, wbijają sobie szpilki w plecy, niszcząc skórę, robiąc drogę do serca i mózgu, które powoli później niszczą. Napawają się klęską rówieśnika, nie wiedząc, czy nie ranią w tej sposób rodziny, czy kogoś z przyjaciół. No bo kto niby wie, jaką ma rodzinę? Kto niby myśli nad tym, jak wielka jest ta rodzina, ile osób ma to samo DNA, jak bardzo są podobni?
Dla człowieka liczy się tylko przetrwanie, podobnie jak dla zwierzęcia, tyle że ci pierwsi robią to w zbyt makabryczny sposób. Robią to grą nieczystą, sprawiając, że sami sobie powoli przestają ufać.
No bo kto chce ufać kłamcy?
- Nad czym myślisz? - Głos Huntera sprowadza mnie na ziemię.
Przystaję między dwoma drzewami i spoglądam na mężczyznę, który idzie o własnych siłach z ostrzami na rękach. Uśmiecham się na ten widok, mimo że powinnam mu zabrać broń i kazać Marcusowi mu pomagać. Później ja bym przejęła pałeczkę, jednak jestem świadoma tego, że Hunter prędzej by mnie zabił, niż sobie na to pozwolił.
Wszyscy jesteśmy mordercami.
- O istocie ludzkiej - odpowiadam. - O tym, że niszczymy siebie w o wiele gorszy sposób, niż robią to zwierzęta.
- Czyli? - Interesuje się Marcus. - Można to zinterpretować na wiele sposobów.
- Wyjaśnię wam to kiedy indziej, moi przyjaciele - obiecuję. Przyglądam się im, obaj w swoich ubraniach stoją między drzewami. Hunter, w zielonej bluzie i długim, ciemnym płaszczu ze szponami i swoją maską na twarzy przypomina niebezpieczne zwierzę, które gdy zrobisz krok, cię zaatakuje. A Marcus...
Marcus wygląda jak zwykły nastolatek, który z ranami na ciele, schowanymi pod ubraniem przypomina zwykłego dzieciaka. Dobrego, spokojnego... takiego, który chętnie zabrał dziewczynę na randkę, gdyby nie dwa szczegóły.
Raz, szaleństwo w jego oczach, które można zobaczyć przy dokładnym obejrzeniu się.
Dwa, politowanie nad głupotą pierwszej lepszej osoby, która mu zaufa.
CZYTASZ
Zasady szaleństwa - M|Z(c-pasta)
ContoOryginalny tytuł: Morderczyni|Zabójczyni(c-pasta) - Zasady szaleństwa. Wzdycham cicho i kładę nogi na stole. - Wyjaśnijmy sobie jedno - szepczę. - Nie znajdziesz tutaj romansidła, w którym oddaję dziewictwo w trzecim rozdziale. Nie znajdzies...