05.

616 29 11
                                    

(poprawiony)


Scarlette


Przemierzając szkolne korytarze we środę rano czułam się jak wrak człowieka. Ciągle przecierałam oczy i szczypałam w ręce, by się rozbudzić – na próżno. Przez cały wieczór uczyłam się algebry na cholerny sprawdzian, a potem nie potrafiłam zmrużyć oka, zupełnie nie wiedząc, dlaczego.

Kiedy weszłam do klasy miałam wrażenie, że wszelkie rozmowy nagle ucichły i zamieniły się w złośliwe szepty. Nie, nie miałam wrażenia – tak było, a ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. W sumie, czego mogłam się spodziewać? Nieżyjąca siostra, brat narkoman i nieciekawa sytuacja rodzinna. Ludzie nie wiedzieli o wszystkim; połowa z tych rzeczy, które mówili nijak się miała do rzeczywistości. Niemniej jednak, w niektórych plotkach była całkiem spora część prawdy.

Usiadłam na swoim stałym miejscu, w trzeciej ławce pod oknem. Ławki w tej klasie były pojedyncze, ale Rachel zawsze siadała po mojej prawej stronie. Dzisiaj jej nie było.

- Witam, klaso. – do pomieszczenia weszła niska kobieta po czterdziestce, pani Smith, matematyczka. Zawsze zaszczycała nas swoją obecnością dokładnie w momencie, gdy dzwonił dzwonek na lekcję, tak było i dziś. – Skończcie już rozmowy i wyjmijcie tylko długopisy. – zaczęła chodzić po klasie i rozdawać kartki z testami. – Macie do zrobienia 18 zadań i czterdzieści minut na ich wykonanie. Nie chce widzieć żadnego ściągania. Jeżeli ktoś napisze ten test dobrze, to ma prawie osiemdziesiąt procent szans na maksymalną lub prawie maksymalną liczbę punktów na matematycznej części egzaminów. Powodzenia.

Jeszcze raz uśmiechnęła się do nas, po czym usiadła za biurkiem i zza dziennika, który uzupełniała o temat i listę obecności, przypatrywała się, czy wszyscy aby na pewno patrzą wyłącznie w swoje kartki. Gdy odwróciła się, by wyciągnąć z torebki długopis, kątem oka zerknęłam w prawo. Rachel dalej nie było. Do końca lekcji nie odrywałam już wzroku od kartek.

*

Po szóstej lekcji skierowałam się w stronę swojej szafki, by odnieść tam wszystkie niepotrzebne rzeczy, zabrać plecak i ulotnić się ze szkoły. Gdy układałam podręczniki na górnej półce, mój telefon zadzwonił.

- Rachel?! – prawie krzyknęłam, odbierając. – Rachel, co się stało?! – dopytywałam, słysząc po drugiej stronie cichy szloch przyjaciółki.

Opowiedziała mi częściowo, o co chodziło, wciąż łamiącym się głosem, a ja obiecałam jej być jak najszybciej. Nie wiedziałam zbytnio, jak tego dokonać, gdyż nie miałam prawa jazdy ani samochodu, ale wybiegłam ze szkoły, przytrzymując telefon ramieniem i gorączkowo zaczęłam rozglądać się wokoło. W końcu dostrzegłam osobę, którą chciałam prosić o pomoc.

- Musimy pogadać. – usłyszałam koło siebie drugi głos i mimowolnie się wzdrygnęłam. Lekko odwróciłam głowę w jego stronę i pokręciłam nią na boki. – To ważne.

- Teraz nie mogę. – szepnęłam w jego kierunku. – Powiem więcej: już nigdy nie mogę, wybacz.

Chciałam go wyminąć i pójść dalej, ale silny uścisk Caluma na moim nadgarstku wszystko uniemożliwiał. Syknęłam pod nosem, cała się naprężając, a moje serce mimowolnie przyspieszyło.

- Calum, puść mnie! Muszę jechać do Rachel! – prawie upuściłam telefon, starając się wyrwać z jego uścisku. – Puść mnie!

- Zawiozę cię. – jego oczy nagle ściemniały, a głos stał się twardy i nieznoszący sprzeciwu. – A wtedy porozmawiamy.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz