19.

369 24 2
                                    

(poprawiony)


Scarlette


Zachód słońca. Co ona tak naprawdę oznacza? Zwiastuje koniec jednego dnia, a jednocześnie szansę na następny. Zasnuwa świat z myślą, że może dobrzy ludzie za nim zatęsknią; że może źli ludzie się zmienią. A potem następuje wschód i wszystko jest znów takie samo. Nie ma szans na zmiany.

Siedziałam na brzegu pomostu, szkicując coś, co i tak miało zaraz zniknąć i zostać zastąpione czymś innym. Jaki był w tym sens?

Palce moich, zwisających z desek, nóg dotykały rozgrzanej jeszcze od słońca wody. Oprócz stroju kąpielowego nie miałam na sobie nic, a mimo to nie marzłam. Ciepły wiatr rozwiewał moje włosy, zakrywając niejednokrotnie pole widzenia, ale nie zwracałam na to uwagi. Myślałam o tym cholernym słońcu.

Nie zwracałam uwagi na odgłosy wokół mnie, dopóki silne, opalone ramiona nie porwały mnie w objęcia, aby potem zanurzyć się w wodzie. Szkicownik poszedł na dno, ołówek odpłynął z nurtem wody, a ja miałam przemożną ochotę kogoś zabić. I ten ktoś przypadkiem wypływał właśnie z wody, odgarniając swoje ciemne włosy z oczu.

- Jesteś idiotą! – krzyknęłam, wciąż wyciągając zawieszki bransoletek z poplątanych włosów. – Mogliśmy umrzeć!

Calum tylko uśmiechnął się szelmowsko i bezczelnie w jednym, ukazując przy tym wszystkie swoje śnieżnobiałe zęby.

- Nie mogliśmy, nie przesadzaj. – skrzyżowałam ręce na piersi. – Dobra, mogliśmy, ale wtedy i tak bym cię uratował, gdyby twoje maksymalnie seksowne ciało szło na dno. Serio.

Nie mogłam się nie roześmiać, mimo, że poczułam się nieco zażenowana tym komentarzem na mój temat. Natychmiastowo schowałam się cała pod wodą tak, by nie było widać nic, prócz mojej szyi i głowy.

Brunet podszedł do mnie, umiejscawiając swoje ręce na mojej talii, na co od razu przeszły mnie przyjemne dreszcze. Popatrzyłam na niego, gdy powoli kierował swoje dłonie z górę, tym samym zmuszając mnie, bym wstała i wynurzyła się w całości. Przyznam szczerze, że miał dar przekonywania.

- Cal... - zaczęłam cicho, jednak szybko wciągnięte przez chłopaka powietrze sprawiło, że spojrzałam w górę i zamknęłam usta.

A potem się ocknęłam. Zorientowałam się, co się właśnie stało i chłopak chyba też dopiero w tamtym momencie zdał sobie z tego sprawę. Odsunął się nieco, a jego oczy ściemniały, jak zawsze, kiedy się denerwował.

Wyraźnie napiął wszystkie mięśnie, gdy usłyszał skrót swojego imienia. Nigdy wcześniej go tak nie nazywałam i, szczerze powiedziawszy, nie miałam zamiaru. To się po prostu stało. Tak nagle.

- Calum? – położyłam ręce na jego klatce piersiowej, która niespokojnie unosiła się i opadała w rytm nierównych wdechów i wydechów. – Wszystko dobrze?

- Tak. – skłamał.

Dobrze to wiedziałam, ale nie miałam zamiaru się kłócić. Najwyraźniej tym jednym słowem, cholernym zdrobnieniem jego imienia, poruszyłam jakiś drażliwy temat z przeszłości, który wolał zachować dla siebie.

*

Przez resztę wieczoru Hood mnie unikał. Znów. Opuszczał pokój, gdy ja do niego wchodziłam lub czekał, aż przejdę przez korytarz, aby się w nim ze mną nie minąć. W ciągu dwóch godzin, trzy razy wyszedł na papierosa, co – jak dla mnie – było stanowczo zbyt dużą liczbą.

W mojej głowie wciąż tłukła się myśl: co powiedziałam nie tak? Przecież jeden, głupi skrót imienia nie może zaważyć na wszystkim! Ja nie zachowywałam się w ten sposób, gdy chłopak nazywał mnie Scar, choć być może powinnam. Ten pseudonim nie był szczególnie pieszczotliwy; był wręcz bolesny. Mimo to zachowywałam się zawsze, jakby to było po prostu moje imię. Nie robiłam z tego wielkiego halo.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz