10.

549 21 4
                                    

(poprawiony)


Narrator

Kilka lat wcześniej...


Młody chłopak z burzą czarnych włosów usiadł na kanapie, uśmiechając się szeroko, choć za oknem lał deszcz. Wygładził ręką koc, leżący obok, podnosząc wzrok na zdenerwowaną matkę, stojącą po drugiej stronie salonu.

Kobieta wyglądała, jak wyciągnięta z czasopisma: długie nogi, ciemne włosy i duże, zielone oczy. Ubrana była w skórzaną spódnicę przed kolano, białą koszulę, marynarkę i ciemne szpilki. Prawdopodobnie za chwilę miała wychodzić do pracy, dlatego na fotelu nieopodal niej spoczywała torebka i termos z kawą.

Zaciekawiony nastolatek przeniósł wzrok na ojca, gdy ten wkroczył do salonu z wysoko uniesioną głową. Stanął za drugim fotelem, opierając się na nim i spoglądając na kobietę. Ta powoli usiadła na swoim miejscu, krzyżując nogi w kostkach i prostując plecy. Zdenerwowanie w jej ciele rosło z minuty na minutę sprawiając, że czarnowłosy był coraz bardziej zaniepokojony. Nie wiedział, dlaczego rodzice go tutaj ściągnęli, ale chyba zaczynał się bać.

Beznamiętny wzrok ojca wwiercał się w jego czaszkę, gdy wciąż czekał i czekał, aż któreś z rodziców się odezwie.

- Powie mi w końcu ktoś, co się dzieje? – zapytał zniecierpliwiony, wyłamując kostki.

Na zewnątrz rozległ się grzmot, a ciężkie krople deszczu zaczęły coraz mocniej uderzać o parapet za oknem. Wiatr zginał drzewa wpół, a kosze na śmieci latały bezwładnie po okolicy. Jeszcze jeden grzmot i łzy w oczach matki chłopaka.

- Ja i twój ojciec... my... – nie wiedziała, jak ma przekazać złą nowinę, choć on już zaczął podejrzewać, o co może chodzić. – Tak bywa w niektórych związkach. Ludzie się kochają, a potem przestają i...

- Rozwodzimy się.

Czarnowłosy wzdrygnął się na beznamiętnie wypowiedziane przez ojca słowa. Siedział chwilę nieruchomo, przetwarzając niedawno otrzymane informacje, gdyż nie mógł w nie uwierzyć. Nie chciał w to wierzyć.

- Rozwodzimy się... – powtórzyła jego matka, głosem pełnym żalu i skruchy.

- Słyszałem, kur... słyszałem. – rzucił, wstając. – Jak to się rozwodzicie?! – krzyknął nagle, gdy informacje w pełni do niego dotarły. – Nie możecie! Jesteście pieprzonymi egoistami!

- Nie przeklinaj. – upomniał go ojciec.

Chłopak odwrócił się w jego stronę z nieskrytą drwiną w oczach.

- Nie mów mi, co mam robić. – zaśmiał się w jego stronę, starając się w ten sposób powstrzymać płacz, który miał na czubku nosa. – Zamierzaliście mnie w ogóle zapytać o zdanie? Zwróciliście w ogóle jakąś uwagę na to, co ja czuję? Jak się będę czuł?

- Planowaliśmy cię jakoś na to przygotować, Michael. Ale to było zbyt ciężkie dla nas. Zrozum.

- Dla was to było zbyt ciężkie?

Chłopak ukrył twarz w dłoniach, a łzy spłynęły po jego policzkach. Starał się brać głębokie oddechy tak, jak radziła mu lekarka, ale to nic nie dawało. Oddech wiązł mu w gardle, krztusił się własnymi łzami, które nie zdążyły jeszcze opuścić jego ciała. Zaczynał drżeć. Coraz mocniej i coraz mocniej płakać. Jego szloch przerodził się w prawdziwą histerię, a serce biło szybko i zatrzymywało się na krótko, co jakiś czas.

- N-nienawidzę was, przysięgam... Nienawidzę! – krzyknął na głębokim wdechu, po czym ruszył biegiem do drzwi.

Opuścił ciepłe cztery ściany, wbiegając prosto w środek burzy i ulewy. Jego włosy szybko oklapły na czoło, a ubrania przesiąkły deszczówką i czuł się, jakby ważył co najmniej 10 kilogramów więcej. Wpadał czarnymi tenisówkami do kałuż, gdy biegł w obranym przez siebie kierunku. Grzmoty nad jego głową nie robiły na Michaelu wrażenia, nie słyszał ich. Łzy zakrywały mu pole widzenia, a dreszcze coraz mocniej wstrząsały jego ciałem i bał się, że zaraz zemdleje i nie zdąży dobiec do celu.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz