23.

356 28 4
                                    

(poprawiony)


Scarlette


Powietrze było ciepłe, ale nie gorące, gdy poruszałam się wolno ulicami Venice. Sama do końca nie wiedziałam, dokąd zmierzam. Po prostu szłam, licząc na to, że się nie zgubie ani, że nikt mnie nie napadnie.

Dzień miał się już ku końcowi, dlatego zabrałam ze sobą kurtkę. Rozważałam pozostanie na zewnątrz dłużej, co mogło wiązać się ze spadkiem temperatury. W końcu pogoda bywa nieprzewidywalna. Idąc już nie wiem, którą minutę, zatrzymałam się nieopodal sklepu muzycznego. Przez szybę obserwowałam lśniące instrumenty, ustawione lub powieszone obok siebie, tworzące jakąś kompozycję.

Kiedyś chciałam grać na jakimś instrumencie, jednak nigdy nie zrobiłam niczego w tym kierunku. Mówiłam, jak to byłabym znaną gitarzystką, perkusistką, a nawet pianistką, niczym Chopin. Jednak jedyną styczność z instrumentami miałam tak naprawdę tylko na lekcjach muzyki, a tam ograniczało się to do tamburyna lub trójkąta.

Mając zamiar w końcu odkleić nos od szyby i iść dalej, spostrzegłam dziewczynę wychodzącą ze sklepu. Miałam na sobie jasne jeansy, bordową bluzę oraz trampki, a jej włosy zaczesane były w gładkiego kucyka. Twarz przykrytą miała makijażem, a na ramieniu zawieszoną czarną torebkę na długim pasku.

Dłuższą chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem, nic nie mówiąc. Nie miałyśmy sobie nic do powiedzenia. Po ciągnącej się w nieskończoność minucie albo dwóch, postanowiłam zakończyć tą idiotyczną walkę na spojrzenia; minęłam ją, szybkim krokiem idąc przed siebie.

- Scarlette, zaczekaj! Musimy porozmawiać! - wiedziałam, że za mną idzie, wręcz biegnie, ale nie zamierzałam się zatrzymywać.

- Nie mamy o czym rozmawiać. - rzuciłam tylko przez ramię, żałosnym tonem.

Byłam zraniona. Ludzie wiele razy mnie ranili, własny brat czy rodzice, ale nie sądziłam nigdy, że przyjaciółka, w której miałam oparcie i na odwrót, się na mnie wypnie. Miałyśmy być zawsze blisko siebie. Tymczasem ona zrobiła mi coś takiego.

Zatrzymałam się dopiero, gdy poczułam dłoń byłej przyjaciółki na moim ramieniu. Z odrazą strząsnęłam ją z siebie, jakby była ohydnym robakiem, odsuwając się kilka metrów, na bezpieczną odległość. W oczach Rachel zobaczyłam ból i smutek. Przez ułamek sekundy zakłuło mnie serce, jednak kazałam mu się uciszyć i pozostałam niewzruszona.

- Porozmawiajmy. - powtórzyła, wręcz błagalnym tonem.

- Oh, okay, w sumie, dlaczego nie. - twarz blondynki na moment się rozjaśniła, jakby nadzieja na nowo ją napełniła. - Więc, jak twoja korona? Stoi na jakiejś poduszce w twoim pokoju? A może jest u Matta, pewnie chciałby mieć koronę swojej królowej w domu?

- Scarlette...

- Jak długo już jesteście razem? Kochacie się czy może on cię tylko pieprzy, a ty na to przytakujesz? No, bo co innego mogłabyś zrobić?

- Przestań!

- Na pewno macie z tego frajdę! Bo przecież w momencie takim, jak ten, kiedy masz w dupie swoją przyjaciółkę, wszystko staje się dobrą ucieczką! Nawet śmierć własnego ojca nie ma znaczenia!

- Przynajmniej ja nie mam patologicznej rodziny, jak co po niektórzy i nie wyjeżdżam na koniec świata z mordercą, który pojawia się znikąd!

To skutecznie zamknęło mi usta.

Nie mogłam uwierzyć w to, co Rachel powiedziała. I to nie tylko dlatego, że wspomniała status mojej rodziny. Ona nazwała Caluma mordercą. To słowo wciąż dźwięczało mi w głowie, jak niekończąca się piosenka, gdy spoglądałam na dziewczynę z jeszcze większą odrazą, niż kiedykolwiek wcześniej.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz