09.

541 23 11
                                    

(poprawiony)


Scarlette


Obudziły mnie odgłosy mew, które właśnie pod moim oknem postanowiły przeprowadzić ożywioną konwersację. Przewróciłam się na drugi bok, ręką odnajdując telefon pośród sterty poduszek i westchnęłam, spoglądając na wyświetlacz. Wpół do ósmej nie było godziną, o której chciałam się obudzić w sobotę. Mimo wszystko usiadłam na łóżku, przeczesując włosy palcami i pocierając twarz, aby się rozbudzić. Trzecie okno od ściany było uchylone, jak zwykle; rolety do połowy zasłonięte – nie wiedziałam co, ale coś mi nie pasowało. To samo stwierdził chyba mój żołądek, dając o sobie boleśnie znać, więc chcąc nie chcąc, musiałam wybrać się do kuchni, aby przygotować śniadanie.

Powoli stawiałam kroki na schodach, rozglądając się wokół, jakby nagle Tyler miał wyskoczyć zza rogu czy coś w tym guście. Sunęłam ręką po barierce, zerkając co jakiś czas na swoje paznokcie, ozdobione szarym lakierem. Gwałtownie stanęłam, usłyszawszy stukot garnków i ciche przekleństwo. Ktoś był w domu. W moim domu, zamkniętym wczoraj na cztery spusty. W domu, gdzie nikogo prócz mnie nie powinno być. Ktoś kręcił się po kuchni.

K t o ś.

Najciszej, jak potrafiłam zeszłam po reszcie schodów, dyskretnie przebiegając przez salon i stanęłam płasko przy ścianie oddzielającej go od kuchni. Czułam się jakbym grała w filmie tylko, że tutaj nikt nie krzyknie Cięcie!, aby włamywacz jeszcze raz porzucał garnkami, a bezbronna dziewczyna zbiegła ze schodów, ponieważ ujęcie źle wyszło. Wyglądnęłam delikatnie zza ściany. Zobaczyłam parę nóg w ciemnych spodniach i trampkach, a sunąc dalej wzrokiem napotkałam białą koszulkę z czarnymi rękawkami, podwiniętymi do łokci i dość zacięty wyraz twarzy, gdy włamywacz pochylał się nad... patelnią. Po chwili ruszył do lodówki, aby coś w niej wyszukać, a gdy wracał, mogłam w pełni zobaczyć jego twarz.

- Calum?! – z moich ust, mimowolnie, wydobył się piskliwy dźwięk. – Co ty tutaj, do cholery, robisz? I jak tutaj wszedłeś, huh?

Na jego ustach pojawił się szelmowski uśmieszek, gdy tak sobie stał nad kuchenką i czekał, aż padną wszystkie pytania, na które chcę znać odpowiedź. Później dosypał soli i pieprzu na, jak się okazało, jajecznicę, a gdy to zrobił, zaczął mówić:

- Nie zdziwił cię trzask drzwi w pustym domu, gdy tylko do niego weszłaś? Ani do połowy zasłonięte rolety? – No tak, przecież zawsze zasłaniam je całe... – Poza tym, nie zwróciłaś uwagi, że lampki w salonie były zapalone?

Nie, zupełnie nie! Po prostu znowu je zgasiłam, gdy szłam do siebie. Nie wydało mi się to podejrzane. De-bil-ka.

- Włamałeś się tutaj? – spytałam głosem słabym z przerażenia, a on tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Co cię tak śmieszy?

- Nic takiego. – odchrząknął, przybierając „poważny" wyraz twarzy i poprawił grzywkę, wpadającą mu do oczu. – Czy się włamałem? – kiwnęłam głową. – Nie. Po prostu twoi rodzice byli tak zaaferowani twoim bratem, że nie zauważyli mnie, gdy spokojnie wszedłem sobie przez drzwi i usiadłem w salonie.

Otworzyłam oczy nieco szerzej ze zdziwienia. Nie dostrzec osoby, która siada sobie w twoim salonie, po czym wyjść, zamknąć drzwi i odjechać? Nigdy nie sądziłam, że moi rodzice są aż tak roztargnieni i nierozsądni, ale najwyraźniej przez osobę Tylera chcieli jak najszybciej wyjechać i nie sprawdzili domu.

- Przypuszczałem, że nie sprawdzisz pokoi, więc postanowiłem poczekać do rana – wskazał rękoma na kuchenkę. – i zrobiłem śniadanie.

- Nie ma cię kilka dni, masz mnie zupełnie gdzieś i nie odzywasz się, a następnie przychodzisz do mojego domu, spędzasz noc w, Bóg wie, którym pokoju, a potem robisz śniadanie... I uważasz, że to jest w porządku?

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz