15.

500 24 7
                                    

(poprawiony)


Scarlette


Znacie ten moment, kiedy szukacie idealnej sukienki, idealnych butów, na wasz idealny wieczór z idealnym partnerem? Przepatrujecie wszystkie sklepy, wszystkie stoiska, wszystkie wieszaki z najróżniejszymi sukienkami, byleby dostać w swoje ręce jedną, konkretną. Chcecie, żeby wasza kreacja była idealna, bo przecież bal na zakończenie liceum przeżywa się tylko raz.

Umawiacie się do fryzjerki i kosmetyczki pół roku wcześniej, aby mieć pewność, że zdążycie na czas. Wasz pokój jest istnym pobojowiskiem, powstałym w wyniku wyrzucania wszystkich ubrań gdzie popadnie, czyli akcji szafa-podłoga. Odnajdujecie wtedy tę sukienkę, którą wasza mama miała na swoim balu pożegnalnym i, mimo że nie chcecie – zakładacie ją. Okazuje się być idealna, kiedy krawcowa już ją przytnie i odczepi tę brzydką, wielką kokardę.

Macie na sobie idealne, kryształowe pantofelki, robione tylko i wyłącznie na waszą stopę i czujecie się w nich jak Kopciuszek po przemianie. Wasz książę podjeżdża limuzyną punkt osiemnasta, a wy, pełne gracji i wdzięku, wsiadacie do samochodu. W środku gra muzyka, jest romantycznie i dokładnie tak, jak sobie wymarzyłyście. Idealnie.

Później wysiadacie pod szkołą, a wszystkie oczy są skierowane na was – na ciebie i twojego idealnego partnera. On zakłada ci bukiecik na rękę i prowadzi do wielkiej sali, gdzie wszystko ma się dziać. Wchodzicie w błysku reflektorów, nic nie może pójść źle.

Tańczycie wolnego na środku sali, popijacie poncz, a na koniec zostajecie Królem i Królową balu.

Znacie to uczucie?

Ja też nie.

Nie miałam idealnej sukienki, idealnych butów, idealnej fryzury czy makijażu. Wątpiłam także, czy aby na pewno miałam idealnego partnera. Ale postanowiłam nie narzekać. Czarna, prosta sukienka, z koronkowym dołem oraz tego samego koloru, nie za wysokie, obcasy musiały wystarczyć. Moje włosy, dość tradycyjnie, pozostawiłam rozpuszczone. Makijaż nie był wymyślny, jedynie nieco ciemniejszy, niż na co dzień. Paznokcie sama pomalowałam dzień wcześniej, na szaro i dokleiłam kilka sztucznych diamencików.

Calum przyjechał mniej więcej o czasie, choć i tak miałam na niego ochotę nakrzyczeć. Szybko zebrałam z łóżka małą torebkę na srebrnym łańcuszku, w której miałam telefon, błyszczyk, klucze oraz chusteczki i zbiegłam na dół, nim mama zdążyła otworzyć za mnie.

- Wychodzę na bal! – krzyknęłam na odchodne, wręcz wypadając na zewnątrz i zatrzaskując za sobą drzwi.

Niefortunnie, wpadłam (a w zasadzie wbiegłam) wprost na Caluma, a moje ręce spoczęły gdzieś na jego klatce piersiowej. Zamarłam w miejscu. Nie miałam odwagi się wycofać i przeprosić, ale równie mocno bałam się tkwić w takiej pozycji.

Wzdrygnęłam się, gdy ciepłe ręce chłopaka znalazły się na mojej talii, a jego kciuki delikatnie zahaczyły o materiał mojej sukienki. Powoli przesuwał nimi po moich biodrach, wywołując w całym moim ciele dreszcz. Naprawdę chciałam się odsunąć. Ale nie mogłam.

- Tak bardzo chciałaś się znaleźć w moich ramionach, że aż wybiegłaś z domu? – na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, pomieszany z nutką rozbawienia.

Ja jednak dalej nie mogłam złapać powietrza ani wykonać jakiegokolwiek kroku. Nieświadomie zacisnęłam palce na koszuli Hooda, podczas, gdy moje serce chciało wyskoczyć z piersi.

- P-przepraszam. – wydukałam, patrząc w jego czekoladowe oczy, które pod wpływem nocy zrobiły się jeszcze ciemniejsze.

- Nie przepraszaj. – uśmiechnął się bardziej.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz