25.

335 23 2
                                    

(poprawiony)


Scarlette


Minęliśmy ciemny las, pustą plażę, opuszczone wesołe miasteczko. Co jakiś czas przejeżdżaliśmy obok jasnych latarni, które jako jedyne dawały nieco światła. Ale dla mnie wszystko było takie samo – czarne, nieprzeniknione. Jak serce chłopaka siedzącego obok i kierującego tym samochodem.

- Przepraszam. – to jedno słowo, wypowiedziane przez niego, przerwało gęstą ciszę panującą w aucie.

Nie odpowiedziałam. Oboje wiedzieliśmy, że to i tak nie ma sensu.

Bo jak wytłumaczyć, wybaczyć, zrozumieć, że ktoś, kto był dla ciebie oparciem w najgorszych chwilach, ma po prostu serce czarne jak smoła? I to prawdopodobnie nie jest jego wina, i ty jesteś taka sama. Oskarżamy ludzi o rzeczy, na które nie mamy wpływu, które nas przerastają. Dostrzegamy mrok w innych, nie potrafiąc dostrzec go w sobie. Jesteśmy słabi.

- Na długo wyjeżdżasz? – Hood zmienił bieg, włączył kierunkowskaz i skręcił, na chwilę zawieszając na mnie wzrok.

Dłuższą chwilę nie odpowiadałam, aż stwierdziłam, że nie będę zachowywać się jak dziecko. Już nie. Wyjęłam więc słuchawki z uszu, zupełnie wyłączając cicho grającą piosenkę i przeczesałam dłonią włosy.

- Na stałe. – powietrze w samochodzie nagle jakby zgęstniało, a ja poczuła się tym przytłoczona. Pierwszy raz tak naprawdę przyznałam na głos, że wyjeżdżam i prawdopodobnie nigdy tu nie wrócę. Wszystko się zmieni. – Tak będzie lepiej.

- Dla kogo? – mruknął szorstko chłopak, zupełnie nieodpowiednio do sytuacji, która wydarzyła się zaledwie dwadzieścia minut temu.

- Dla mnie, Calum. – odparłam, zakręcając kabelek od słuchawek na palcu. – Zostawię przeszłość za sobą, tam nikt nie będzie wiedział, co kiedyś działo się w moim życiu. Zacznę od nowa, spróbuję wyjść na prostą. Może się uda, musi się udać.

- Nie myślałaś, żeby...

- ...zostać? – dokończyłam za niego, spoglądając na jasne pasemka, prześwitujące między ciemnymi kosmykami. – Za dużo bólu.

Jakiś czas później zatrzymaliśmy się na parkingu przed lotniskiem. Powoli wysiadłam, a Calum zdążył już wyjąć moją walizkę z bagażnika i obejść samochód. Stał niebezpiecznie blisko mnie, a ja czułam się rozdarta, bo z jednej strony potrzebowałam jego bliskości, a z drugiej bałam się go. Dlatego tkwiłam w miejscu, nie wiedząc, co mogłabym powiedzieć, żeby zabrzmiało odpowiednio. To było nasze pożegnanie.

- Dziękuję. Za uratowanie mi życia. I za wszystko inne.

- Dziękuję. Za próbę ocalenia mnie. Mam nadzieję, że już wiesz, iż jest to nie możliwe.

I choć dalej nie chciałam w to uwierzyć, przyjąć tego do wiadomości, to taka właśnie była bolesna prawda. Calum nie chciał być ratowany, a ja chciałam być tą, która go uratuje, ponieważ on robił to samo względem mnie.

- Wiesz, że będziesz miał ogromne kłopoty, kiedy cię znajdą? – niemal wyszeptałam to zdanie, ściskając rączkę walizki w dłoniach.

- Ty wciąż nic nie rozumiesz... – westchnął chłopak, niemal desperacko przeczesując włosy. – Starałem się ciebie chronić, jednocześnie pozostając niezauważonym. Byłem blisko ciebie, żeby być blisko niego. To on zabił Dave'a i twoją siostrę, i to on postrzelił Michaela. – wypowiadając imię przyjaciela, głos Hooda lekko się załamał. – On zabił Laurę, on zabija Tylera. Zabija wszystkich nas.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz