12.

466 19 12
                                    

(poprawiony)


Narrator

16 lat wcześniej...


Calum dumnie wkroczył do sali, zatrzymując się na moment w progu białych, dwuskrzydłowych drzwi. Podparł swoje niewielkie rączki na biodrach, rozglądając się wokół. Wszystko wydawało się takie idealne – masa dzieci i zabawek, kolorowe rysunki na każdej ścianie oraz dywan, przypominający tor wyścigowy, po którym można było jeździć autkami. Spełnienie marzeń.

Chłopiec szedł przez salę, rozglądając się na boki z wielkim uśmiechem na twarzy, nucąc pod nosem muzykę z reklamy Coca-Coli. Taksował wzrokiem wszystkie zebrane w jego grupie dzieci, chcąc znaleźć kogoś odpowiedniego do zabawy ze sobą. Jednak wszyscy bawili się już z innym dzieckiem, a kilka samotnych osób wydawało się niewartych zainteresowania czteroletniego Caluma Hooda.

Podszedł do stolika, przy którym siedział samotny blondyn z włoskami postawionymi na żelu i nieco zbyt dużą koszulką w czerwonym kolorze. Calum postukał go palcem w plecy, przerywając chłopczykowi w ten sposób rysowanie. Ten powoli odwrócił głowę w jego stronę, spoglądając pytającym wzrokiem.

- Jestem Calum. – wyciągnął rękę do nowego znajomego, jednak ten jej nie przyjął. – Myślę, że możemy być przyjaciółmi. Może nawet najlepszymi przyjaciółmi! Jak masz na imię?

- Luke. – odburknął chłopiec, po czym wrócił do rysowania. – I myślę, że jednak nie możemy.

Hood przysiadł się do stolika, po drugiej jego stronie, spoglądając przez dłuższą chwilę na rysunek Luke'a. Nie rozumiał, co on oznacza, ale były na nim zburzone ściany i czerwona róża pośrodku.

- No weź, każdy chce mieć przyjaciela. Będziemy mogli chodzić razem na plac zabaw, nocować u siebie. – wymieniał brunet, wystawiając kolejne paluszki do góry. – Zagramy razem w piłkę nożną! Proszę, powiedz, że lubisz piłkę nożną! Lucas...

- Jestem Luke. – blondyn zmiął swój rysunek, po czym rzucił go w róg stolika. – I nie chcę przyjaciół, nie potrzebuję ich. Wolę być sam.

Z tymi słowami wstał, odchodząc na drugi koniec sali, pozostawiając Caluma samego.



- Hej, Luke! Luke!! Lucaaas!!

Następnego dnia Calum gonił nowego kolegę/chłopca, który woli być sam, po całej szatni, chcąc nawiązać z nim przyjacielską rozmowę. Wczoraj Luke nie chciał więcej rozmawiać z brunetem, którego mama odebrała o 14, więc nie miał już czasu, aby przekonać drugiego chłopca do zawiązania przyjaźni.

- Jestem Luke. – wskazał na literki wypisane nad jego półką. – L u k e R o b e r t H e m m i n g s, Azjato.

Oczy Caluma zrobiły się wielkie jak spodki, brwi uniosły niemal do nieba, a małe piąstki zacisnęły.

- NIE jestem Azjatą, głupku!

- NIE jestem Lucas, głąbie!

- Chcesz się bić?! – wykrzyknął mały brunet, stając w bojowej pozycji i podskakując w miejscu.

Zanim się jednak obejrzał, leżał na ziemi powalony przez Hemmingsa, który szarpał go teraz za kręcone włoski. Ciemne oczy Caluma zaszły łzami, gdy nie mógł zrobić nic, poza waleniem rączkami i nóżkami o posadzkę, aby wydostać się spod blondyna, który siedział na nim, nie mając zamiaru puścić.

Scary blood | c.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz