Rozdział 3

6.8K 476 66
                                    



Des spojrzał na dziecko, które siedziało przed nim. Ludzka młódka patrzyła na niego z tak dużym strachem, że tylko mógł się domyślać, co spotkało ją u Raksa.

Biedna dziewczyna, pomyślał współczująco. W tak młodym wieku zaznała jedynie sromoty jaką urządził jej ten bydlak. Rax znany był ze swego okrucieństwa, a także dziwnych upodobań. Ile musiała znieść, tego nie wiedział, lecz na jej twarzy malował się ból i zniechęcenie. Nadgarstki oraz szyję pokrywały blizny po kajdanach. Jej ruchy były nerwowe i oszczędne – jakby obawiała się, iż za chwilę ktoś ją zruga lub uderzy.

Nie dziwiło go to, że Rax postanowił uczynić z niej swą niewolnicę. Długie, jasne włosy splotła w gruby warkocz. Twarz miała w kształcie serca. Duże, niebieskie oczy przepełnione lękiem wodziły po otoczeniu. To wszystko składało się na obraz ślicznej, ale pokiereszowanej przez los dziewczyny. Zgadywał, że przeżyła zaledwie siedemnaście wiosen, chociaż jej twarz nosiła już ślady doświadczenia o wiele starszej osoby.

Kiedy się poruszyła, dostrzegł pod luźnym materiałem zarys piersi. Skrzywił się lekko.

Zdecydowanie jest starsza, pomyślał kwaśno.

Odwrócił swą uwagę od kobiecych walorów, jakie nieśmiało się przed nim prezentowały i skupił się na czymś innym.

Skoro Rah i Kenobar przysięgli, że go zniszczą musiał się pilnować. Znał ich obu tak dobrze, iż wiedział jaki będzie kolejny ich ruch. Obawiał się tylko, że nie zdoła stawić im czoła. Przez chwilę nawet pragnął śmierci. Wtedy mógłby się połączyć ze swą duszą i czuć w końcu spokój.

Trawiony przez wieczny ból nie był w stanie dłużej znosić tej tęsknoty jaką odczuwał każdy, kto utracił swe jestestwo. Nie było łatwo władać magią, jeśli gdzieś w Krainie Zmarłych szwendał się jego duch. Każda istota pozbawiona tak ważnej części swego istnienia mogła skończyć w jeden sposób. Powoli i nieubłaganie ogarniał ją mrok, a potem, na końcu stawała się demonem pozbawionym wszelkich odruchów. Demon bez własnej woli, bez świadomości niszczył każde niewinne życie jakie stanęło mu na drodze. Jeśli kiedyś do tego dojdzie, to przysiągł sobie, że sam sobie zada cios mieczem. Pozbawi się życia i z godnością odejdzie.

Słońce schowało się za koronami drzew. Powoli nadchodziła ciepła noc. Wszelkie zwierzęta i istoty zebrane na polance układały się do snu. Silla również tego zapragnęła. Głowa miękko opadała jej na pierś, aż druid zlitował się nad nią i zaprowadził do jaskini. Gdy Asarlai wrócił na swoje miejsce, zwierzęta nagle podniosły się i weszły całą gromadką do jaskini. Des spojrzał na nie zaskoczony, ale druid szybko mu wyjaśnił ich zachowanie.

- Idą do Silli. Odnalazły cierpiącą duszę. Przyciąga je, więc będą jej towarzyszyły na każdym kroku. Będą próbowały wybawić ją z otchłani cierpienia.

Des przyjął tę wiadomość ze skinieniem głowy. W milczeniu wstał i pożegnał się z druidem. Poinformował go, że spędzi noc pod jednym z drzew i podszedł do koni, którymi zajął się lud Krevrki. Rozsiodłane, wyczesane i nakarmione stały spokojnie nieopodal lasu i odpoczywały. Bathar dojrzał swego pana i podszedł do niego, jeszcze jedząc trawę.

- Obawiam się, drogi przyjacielu, że ostatni raz będziemy razem walczyć. O więcej cię już nie poproszę. - Wyciągnął w jego stronę dłoń i miękkimi ruchami gładził go po pysku.

Bathar cicho rżąc, potrząsnął wielkim łbem i lekko ugryzł go w ramię. Zgodził się, wiedział, co go czeka.

Des odnalazł wygodne miejsce do spania i jak zawsze, kiedy był w podróży, owinął się peleryną, a za poduszkę służyło mu siodło.

Mroczny Władca ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz