Rozdział 7

4.1K 341 38
                                    


- Idiotka! - warknął wojownik, gdy zatrzymali się w gospodzie o zabawnej nazwie nawiązującej do miejsca, do którego królowie udawali się bez przybocznej straży. Skrzywiła się z niesmakiem, widząc drewniany szyld powiewający nad ich głowami.

Rozejrzała się wokół. Po kwadratowym niedużym dziecińcu szwendało się kilku mężczyzn, a także kobiet. Para koni stało przywiązanych do haków zamocowanych w ścianie stajni i jadło słomę rozrzuconą pod kopytami. Gospoda była piętrowa, pomalowana na biało z drewnianymi okiennicami i słomianym dachem. Wyglądała na schludną i czystą, lecz Silla skrzywiła się widząc końskie odchody nieopodal stołu wystawionego na zewnątrz, przy którym jadło dwóch mężczyzn.

- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? - zapytał Des i złapał ją za rękę. Silla wyszarpnęła ją i odsunęła się od niego kilka kroków. W jej oczach pojawił się strach i niepewność.

Reagowała nerwowo na każdy rodzaj przemocy, nawet jeśli Des nie zamierzał jej skrzywdzić, ona instynktownie odsuwała się od niego.

- Przepraszam – szepnęła, schylając głowę. Usłyszała nerwowe sapnięcie i skrzypienie skóry. Podniosła wciąż przestraszone spojrzenie na Desa i zdumiona zorientowała się, że na powrót znalazł się w siodle. Spojrzał na nią ponuro, a potem odwrócił wzrok i skierował się w stronę Asarlaia.

- Muszę rozejrzeć się po mieście – przemówił do niego cicho. - Pilnuj tej głupiej gęsi i nie pozwól jej wplątać się w jakieś kłopoty. Nie będę gnał dwa dni pod rząd przed zbirami, których zdenerwowała.

- W porządku. Weźmiemy, dla bezpieczeństwa, jeden większy pokój.

Des skinął głową i chroniony magią druida, wyjechał w miasto. Silla odprowadzała go wzrokiem, aż czarny zad ogiera zniknął pośród tłumu.

Szybko uporali się z końmi, a wszystkie podręczne plecaki zabrali ze sobą. W gospodzie wybrali dla siebie odpowiedni pokój, choć właściciel, który przyjmował od nich pieniądze łypał na nich niepewnie, jakby z czujnością.

Właścicielem tego dobytku był wysoki, chudy jak patyk Sil Gol, mężczyzna dobiegł już pięćdziesiątki i jego twarz zdobiły marszczki, a włosy pokryły się srebrnym kolorem. Nos miał długi, haczykowaty jak u jastrzębia, palce zgrabiałe od wieloletniej pracy, przypominały szpony. Gdy zostawił ich samych, życząc im udanego spoczynku, druid mruknął pod nosem coś niewyraźnie.

- Nie podoba mi się on – dodał głośniej, gdy dziewczyna spojrzała na niego pytająco.

- Dlaczego? Wygląda całkiem... normalnie – wydukała, chociaż nie była pewna czy szynkarz rzeczywiście jest tak godny zaufania za jakiego go uważała. Nie wiedziała jednak powodów, by źle o nim myśleć bowiem wcześniej nie spotykała tak wielu ludzi. Jej doświadczenia ograniczały się do żołnierzy ją pilnujących lub gości Raksa.

Dopiero po ucieczce mogła zobaczyć na własne oczy jak wielu ludzi żyje wokół niej i jak różne mają charaktery. Ale nie potrafiła odróżnić złego od dobrego, chyba że któryś z nich próbowałby ją skrzywdzić. Była naiwna i pozbawiona instynktu. Kompletnie nie miała pojęcia o życiu i o ludziach, dlatego musiała zawierzyć słowom Asarlaia.

Druid rozpakował swoje tobołki, a Silla zrobiła to ze swoimi. Mała, zapłakana dziewczynka siedziała cichutko w kącie, nawet nie spoglądała na nich, jakby ktoś rzucił na nią czar i pozostawił w takiej pozycji aż do końca.

Druid wyszedł, a po kilku minutach wrócił.

- Poprosiłem o posiłek dla czterech osób.

Silla podziękowała mu skinieniem głowy i wkrótce opuścił je bez słowa wyjaśnienia.

Mroczny Władca ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz