Wrota do sali tronowej otwarły się z głośnym zgrzytem, aż Silla przymknęła powieki, słysząc ten okropny dźwięk.
Nim ją wprowadzili do zamku, związali jej ręce, w tym czasie mogła spokojnie rozejrzeć się wokół, chociaż nie spodziewała się ujrzeć nic ponadto, co już widziała. Brud, ubóstwo i cierpienie, które, jak zauważyła z zaskoczeniem, widniało również na twarzach niektórych rycerzy. Byli okropnie zmęczeni, ale nie fizycznie, lecz duchowo i wiedziała, jak to jest. Człowiek niszczeje od środka, poddaje się nurtowi gehenny i traci powoli siebie. Właśnie tak wyglądała ona, gdy przebywała u Raksa. Zmarszczyła brwi, ale eskortujący ją rycerze nie pozwolili jej przypatrywać się innym zbyt długo, tak śpieszno było im, by dotarła do Kenobara.
Podwójne, ciężkie drzwi otworzyły się z głuchym jękiem, a w nich stanęła kolejna straż. Ci natomiast nie posiadali czarnej zbroi, lecz czerwoną, szkarłatne peleryny zwisały im z ramion jak ciężkie kotary. Wszyscy mieli przytroczone do lewego boku długie miecze, z prawej zaś strony zwisały pejcze oraz ztylety. Każdy z nich ukrył głowę pod okrągłym hełmem: na samym jego czubku przytwierdzono końskie włosie, spadające na dół, aż do pleców. Przyłbice mieli podniesione, ale i tak nie znała twarzy, które wpatrywały się w nią z ciekawością. Szarpnęła się, ale żaden z rycerzy nie zareagował we właściwy sposób. Na pewno nie znalazłaby tu sojusznika, który wypuściłby ją przy pierwszej lepszej okazji.
Właśnie wchodziła do jaskini lwa.
***
Des spoglądał na zamek z góry, ukryty w jednej z opuszczonych wież strzelniczych. Nikt nie pilnował warty w tym miejscu, ale patrząc na to, co zostawił po sobie Kenobar, nie dziwił się temu. Co rycerze mogliby robić w tym miejscu? Patrzeć na puste domy i wynędzniałą okolicę?
Gdy wyjechał w końcu z lasu i stanął na szczycie wzniesienia, zamarł przerażony, widząc wypaloną ziemię, wycięte drzewa i dolinę zasnutą ciemnym dymem. Doki w porcie wydawały się opuszczone i mocno zaniedbane. Ludzie, których kiedyś były setki, teraz przemykali cichaczem, ukryci w cieniu nielicznych zacumowanych statków. Ogień nienawiści zapłonął w nim tak wielką siłą, że aż poczuł demona pod skórą, przesuwał się wzdłuż całego ciała, liżąc go od środka śmiechem.
– Wypuszczę cię, ale ty w zamian za to zniszczysz Kenobara – przemówił i poczuł, jak demona napina się w nim i wyrywa z miejsca, w którym ciągle przebywał.
Zrób to.... Zniszczę goo...
Demon zasyczał i znów zaczął się rozpychać zniecierpliwiony, Des również czuł to samo i przez chwilę poczuł jedność z istotą, która odbierała mu moc i życie każdego dnia. Jeśli się pogodzi z nią w tej chwili, osiągnie moc, o której nawet Kenobar będzie mógł pomarzyć.
Bathara i Varhama zostawił dalej od zamku, nie chciał ich narażać, a poza tym i tak nie dostałby się wierzchem na zamek niezauważony. Musiał w końcu zaskoczyć swojego brata, a konie na pewno zwracałby na niego uwagę.
Wspięcie się na mur, który był niestrzeżony, okazało się dziecinną igraszką. Przecież znał je na wylot, a przez jakąś niedawną walkę podniszczony kamień wspaniale nadawał się na szybką wspinaczkę. Przedsięwzięcie było wyczerpujące, ale kiedy w końcu dostał się na górę, znalazł sekretne przejście nad szeroką fosą umieszczoną między murami, w której niegdyś pływały wygłodniałe gady, teraz jednak rów osuszono i nie było już żadnego stworzenia, które mogłoby go pochwycić i wciągnąć w mętną wodę. Były przecież wystarczająco sprawne, aby wyskoczyć tak wysoko i kłapnąć długą szczęką uzbrojoną w potężne zęby.
Kiedy znalazł dogodne miejsce do obserwowania, zrozumiał, że cały zamek cierpiał, jakby trawiła go choroba. Wiedział, że to Kenobar był przekleństwem tego miejsca. Serce krwawiło mu na widok, który rozciągał mu się przez chwilę przed oczami i nie mógł dłużej już powstrzymywać ani złości, ani łez, które dławiły go w gardle. Z jękiem upadł na ziemię i patrząc na wszystko w dole, pozwolił, by jego serce dudniło głucho i boleśnie.
Jak miał znaleźć siłę na dalszą walkę, kiedy jego ukochane miasto zostało niemalże zrównane z ziemią? Jak miał odbudować to, co jego przodkowie budowali od wielu tysięcy lat? Życia mu nie starczy, aby stolica i cała jego ukochana kraina wróciła, chociaż do niewielkiej części swej świetności.
W końcu udało mu się pokonać słabość, ale nie wiedział, czy był w stanie walczyć z bratem, już teraz czuł się jak dziecko, które próbowało podnieść wiaderko z kamieniami; bezsilny, sfrustrowany i opuszczony.
Przez chwilę poczuł w sobie przyjemne ciepło, kiedy pomyślał o małej, jasnowłosej istocie czekającej na niego w pałacu kapłanek Vhen'tils. Serce zabiło mu szybciej i nawet się uśmiechnął na wspomnienie o Silli. Tak bardzo za nią tęsknił i tak bardzo chciał, aby była przy nim, patrząc na niego w ten swój uroczy, nieco lękliwy sposób. Ufała mu, ale jednocześnie wciąż obawiała się go, mimo że nawet sama nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co pojawiało się w jej oczach. Nie oczekiwał, że będzie go kochała, bo jej przeszłość nie była łatwa i pozbawiona uczuć, o których powinna wiedzieć, że istnieją. Nie wymagał od niej miłości, ale chciał, by potrafiła się otworzyć przed nim i pozwolić się uszczęśliwić, jeśli bogowie okażą się łaskawi.
Spojrzał na zamek, ukryty pod ciemnymi oparami mgły i dymu. Zacisnął dłonie w pięści i odgonił smutek oraz łzy. Czas najwyższy zrobić to, co konieczne. Koniec już ucieczki, koniec chowania głowy w piasek.
CZYTASZ
Mroczny Władca ✔
FantasyHISTORIA WYMAGA KOREKTY. Żył w ukryciu, codziennie zmagając się z bólem po stracie duszy. Najważniejsza część każdej żyjącej istoty przyprawiała go o niewyobrażalne cierpienie. W końcu jednak bogowie upominają się o niego i stawiają na jego drodze p...