Rozdział 11

4.8K 342 52
                                    

Pantravi olśniewało swą wielkością. Miasto wybudowano na skale przytulonej do zbocza góry. Było twierdzą, która mogłaby opierać się przez długie lata. Mury były tak grube, że strażnicy patrolujący na nich robili to parami, aby każdy obserwował jedną stronę.

U szczytu, gdzie domy stawały się większe, lśniące od złota i bogactw, stał pałac z okrągłą, pozłacaną kopułą i małymi, strzelistymi wieżyczkami. Główna aleja, którą zazwyczaj podążali goście i kupcy, a także ważni dygnitarze i sam król była szeroka, także bez problemu zmieściło się na niej dziesięciu konnych jadących obok siebie.

Przy alei kręciła się głównie mieszczańska ludności trudniąca się drobnym handlem i rzemiosłem. Byli jednak też i żebracy, ale tak samo jak istniała pewna część grupa bogaczy, pojawiali się też i tacy, którzy musieli prosić o chleb.

Wszystko to jednak łączyło się na obraz miasta, które dobrze sobie radziło, a dzięki nowym szlakom wytyczanym przez wędrujących kupców, zwiększył się handel różnorodnymi towarami, których jeszcze sto lat temu nikt nie widział na oczy.

Silla spoglądała na miasto, rozglądając się na boki. Ulica, którą się poruszali była czysta, pozbawiona końskich odchodów czy wyrzuconej żywności. Ktoś musiał tu nieustannie dbać o porządek, dlatego Pantravi nie wyglądało tak strasznie, chociaż ludzie także cierpieli głód i nędzę, ale był to problem, którego nie dało się tak po prostu rozwiązać.

Silla jednak tego nie pojmowała, ale szybko została uświadomiona. Asarlai, który przez pięć dni tłumaczył jej wszystko, opowiadał i nawet żartował z niej, starał się wyłuszczyć problemy tak, by potrafiła je zrozumieć. Skupiała się na tym, co mówił, słuchała uważnie i zbierała informacje. Okazała się być bardzo bystrą dziewczyną z doskonałą pamięcią, więc druid rad z tego wciąż opowiadał jej nowe historie.

- Gdzie znajduje się ta świątynia, do której podążamy? - zapytała w końcu Silla, kiedy wjechali w sieć małych i ciasnych uliczek już nie tak czystych i przejrzystych. Poczuła osobliwe wonie odchodów, brudu i gnijącego pożywienia. Skrzywiła się, ale jej nos szybko przyzwyczaił się do takich zapachów.

- Kapłanki mieszkają tuż za zamkiem królewskim, prowadzą do niego różne drogi. My wybraliśmy dłuższą i bezpieczniejszą. Taką mam nadzieję – rzucił jeszcze i lekko trącił konia. Silla została sama z tyłu, ale dzięki temu mogła spokojnie wypatrywać świątyni.

Uniosła głowę i dostrzegła ponad budynkami królewski pałac. Wznosił się nad nimi niczym złoty smok, przyćmiewając wokół okoliczne domy wielmożów. Otwarła usta ze zdziwienia. Nawet nie sądziła, że byli tak blisko dworu. Wysokie fundamenty sięgały poza dachy, jakby się zdawało, małych chatek. Uginały się pod jego majestatem. Aż nabrała ją ochota na to, by sama złożyć należny mu szacunek.

Asralai odwrócił się do niej i przynaglił. Dopiero wtedy dostrzegła jak bardzo się od nich oddaliła. Nieświadomie przytrzymywała wodze, by móc nacieszyć oczy widokiem wspaniałości jakie górowały tuż nad jej głową.

Ruszyła więc kłusem, ale uważała, by przypadkiem nie najechać na ludzi, którzy tłoczyli się po bokach uliczki. Przyglądali się podróżnym, coś mamrotali pod nosami i kręcili głowami, ale co takiego, tego Silla nie miała pojęcia. Skupiła się tylko na tym, by nie odstawać zbytnio od kompanii.

Uliczka, którą podążali nagle rozwidliła się na prawo i lewo; wybrali pierwszą. Nadal jechali w górę, aż dotarli do okrągłego, brukowanego placu ze studnią pośrodku. Kilka kobiet stało przy niej i rozmawiało, jednocześnie pomagając sobie przy czerpaniu wody. Przerwały rozmowę, gdy trójka jeźdźców przejechała obok nich. Rzuciły im szybkie, niepewne spojrzenia, ale znów powróciły do rozmowy. Silla spoglądała na nie nieco dłużej, ale z ich twarzy nie wyczytała nic ciekawego.

Mroczny Władca ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz