Rozdział 5

5.3K 377 35
                                    

Des spojrzał na śpiącą dziewczynę i zacisnął wargi. Cieniokot nieźle pogruchotał jej kości, ale na szczęście Silla przeżyła jego atak. Szybko udało mu się ją wyprowadzić z ran, ale by nie bolały ją zrastające się kości, musiała dostać silne napary usypiające. Spała więc teraz w jego ramionach.

Nie mieli czasu na to, by zrobić dla niej prowizoryczną leżankę i wieźć ją taki kawał drogi, dlatego zaofiarował się, że ją weźmie na ręce. Zdoła się utrzymać w siodle, a dziewczyna w każdej chwili może potrzebować jego pomocy. Asarlai jechał obok i w razie problemów miał służyć wsparciem.

Dziewczyna była lekka i nie sprawiała mu trudności. Świetnie sobie radził, Bathar wykonywał polecania, które dawał mu łydką, więc nie obawiał się utrudnionej jazdy.

Wyruszyli w pośpiechu, łapiąc po drodze najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mogli tu zostać ani chwili dłużej. Nie podobało mu się to, że zostali zaatakowani dwukrotnie w przeciągu kilku godzin. To jedynie świadczyło o tym, że jego bracia już wiedzą. Tylko skąd wiedzieli, gdzie się znajduje? Czyżby go śledzili? Ale przecież do tej pory myśleli, że nie żyje.

Do głowy nasunęły mu się odpowiedzi, choć te wydawały się dość absurdalne i nieprawdopodobne. Spojrzał na druida i potrząsnął lekko głową. Wykluczył ewentualną zdradę Asarlaia. Czuł, że to nie on poinformował jego braci, ciężko jednak było mu zaufać, tak bezgranicznie, dlatego wolał trzymać go na dystans, choć cała ta podróż wyszła od niego, bo wiedział więcej, niż Des się spodziewał. I miał cholerną rację, a on nie był w stanie kłócić się z tym, co wieszczka z Vira'ah obwieściła. Nienawidził tego, gdy bogowie mieszali się do spraw istot żyjących na tym padole i robili wszystko, by postawić na swoim.

Wzniósł oczy ku niebu i przemówił w myślach, do najwyższego z bogów, który zapewne spoglądał na niego z góry.

O, wielki Akomo, proszę, nie dopuść do wojny. Nie mieszaj się do tego i pozostaw wszystko tak, jak kiedyś było.

Nie był pewny, czy go wysłuchano, ale wierzył, że wiatr, który lekko powiewał, doniósł jego myśli, aż do największego z bogów. Wierzył i ufał tym, co stworzyli ten świat i powołali do życia tyle istnień, ale czasami, gdy ich poczynania zaczynały przypominać krwawe igrzyska, wolał by tego nie robili. Wojny, masowe rzezie i gwałty nie były czymś, co uznano by za rozrywkę. Ale bogowie lubili bawić się losami ludzi, patrzyli na poczynania swych wielbicieli. Irytowało go, gdy dostrzegł boską interwencję, gdy wykonywał zadania jako najemnik.

Obóz rozbili tuż przed świtem. Po szaleńczym galopie chcieli dać odpoczynek koniom, zwłaszcza klacz druida i Chavarti tego potrzebowały.

Nie mogli znaleźć rzeki, która zapewne płynęła znacznie dalej, ale posiadali jeszcze zapas wody, którym podzielili się ze zwierzętami.

Silla leżała przy kamieniach, opatulona peleryną. Des zerkał na nią, co jakiś czas. Sprawdzał czy się już wybudziła. Kiedy nadal oddychała miarowo i spokojnie, zaczął się obawiać, że druid podał jej zbyt silne napary i już się nie zbudzi.

Nagle torba, którą zabrał dla niej, poruszyła się i ze środka wyłoniła się ruda kita. Spojrzał zdumiony i zobaczył jak lis wychodzi z ukrycia, a potem kładzie się na piersi Silli. Ułożył się wygodnie wokół jej szyi, pysk kładąc jej na głowie i leżąc spokojnie ogrzewał ją.

Des wrócił więc do swych czynności, spokojny, że zwierzę jej przypilnuje. Rozsiodłał ogiera i wyrwał kilka garści trawy, a potem szybkimi ruchami oczyścił jego sierść z brudu i piany. To samo zrobił z pozostałymi końmi. Puszczone wolno skupiły się nieopodal lasu i schylając łby skubały trawę, natomiast Des i druid zaczęli przygotowywać posłania. Nie zamierzali rozpalać ogniska. Woleli dmuchać na zimne, gdyż spodziewali się kolejnego ataku. Ogień mógłby zbyt szybko zwrócić uwagę kreatury, która prawdopodobnie podążała ich śladem.

Mroczny Władca ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz