Rozdział 11

1.9K 48 1
                                    

Ariadna's POV:

Jo obudziła się kilka sekund po tym, jak zaczęłam krzyczeć, że Zayn ma mi wszystko powiedzieć. Brunet wyłumaczył jej, że się wywaliła i zemdlała. Nie wierzyła, widziałam to po jej oczach. Pewnie gdyby nie upartość Zayna, nigdy by się nie zgodziła, żeby któryś z jego kolegów zawiózł ją do domu. Jest raczej typem feministki. Po kilku minutach przyjechał Liam, który zabrał Jo. W pomieszczeniu zostałam tylko ja i Zayn, który nie był zbytnio chętny do powiedzenia mi, co się dzieje. Usiadł spokojnie na kanapie i tępo patrzył się w punkt przed sobą. Stanęłam na przeciwko niego z założonymi rękami, tym samym zasłaniając mu widok, na jakże ciekawą ścianę, na którą się gapił. - Masz zamiar powiedzieć mi to dzisiaj, czy w następnym stuleciu? - zapytałam zła. Chłopak spojrzał na mnie czarnymi oczami, na co się wzdrygnęłam. Czasami potrafi być przerażający. - Słucham? - rzuciłam.

- Nie muszę Ci nic mówić, mniej wiesz, dłużej żyjesz. - powiedział wstając. Podszedł do drzwi i ostatni raz na mnie spojrzał. - Przepraszam, że Cię w to wpakowałem. Nie wiedziałem, że to wszystko tak się potoczy. Zniknę z Twojego życia i nie będziesz już dłużej zagrożona. - dodał, z jakby żalem wymalowanym na twarzy. W mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka. Jak to odejść? Owszem, na swój sposób Zayn był popierdolony, ale to serio słodki, mądry, zabawny, dobrze całujący chłopak. Podbiegłam do niego szybko i stanęłam przed nim. Nieśmiało spojrzałam mu w oczy. - Nie chcę, żebyć odchodził, okej? - szepnęłam. - Chcę tylko wiedzieć, o co chodzi. Nic więcej, za bardzo .. za bardzo Cię lubię, żebym pozwoliła Ci ot tak odejść. - uśmiechnęłam się lekko. Mówienie o swoich uczuciach to jebanie trudna sprawa, wcale nie jest tak łatwo, jak na tych wszystkich filmach romantycznych. Chłopak zdziwiony moim podejściem do sprawy, skanował moją twarz, lekko przechylając głowę. - Nie chcesz, żebym odchodził? - spytał zdziwiony.

- Nie chę. Chcę, żebyś powiedział mi wszystko, bezwzględu na to, jak bardzo może mi się to nie spodobać. - powiedziałam, łapiąc go za rękę i ciągnąć w stronę kanapy. Kiedy na niej usiedliśmy, patrzyłam się na chłopaka, w niczym kolorowy obrazek. Jest tak cholernie przystojny. Brązowe oczy, zarysowana szczęka, idealnie wykrojone usta, na których zawsze malował się ten sam ironiczny uśmiech. Co mam powiedzieć? Jest najprzystojniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek widziałam. Odwrócił się w moją stronę. - Więc? - ponaglałam.

- Paul i ja .. nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - zaczął, kiwnęłam głową. Domyśliłam się, bo przecież tylko najlepsi przyjaciele do siebie strzelają. - Wiesz, że mam kilka firm, no ale to nie wszystko. Jedna z nich nie jest zbyt .. legalna. Zajmuje się głównie narkotykami. A Twój kolega jest w tak jakby konkurencyjnej, dlatego niezbyt się lubimy, rozumiesz? - no teraz jest wszystko jasne. Zayn prowadzi czarne interesy z narkotykową mafią. To chyba wystarczajaco dużo nowych rzeczy jak na dzisiaj, albo jak na cał rok. - Tak. Rozumiem. - rzuciłam formalnym głosem.

- Teraz, pewnie mam wyjść i już więcej nie pokazywać Ci się na oczy? - spytał retorycznie, wstając. Powstrzymałam go, łapiąc za rękę. Skoro on powiedział mi wszystko, to może teraz czas na mnie? Chociaż tak w skrócie. Chciałam mu wszystko powiedzieć, bardzo chciałam to wszystko z siebie wyrzucić, chciałam mieć kogoś bliskiego.  - Kiedy miałam 16 lat, miałam wypadek. - powiedziałam patrząc się na ścianę. Już wiem, czemu Zayn się w nią wtedy tak wpatrywał. - Nie pamiętam zupełnie nic z okresu sprzed wypadku. Obudziłam się w szpitalu. Moi rodzice umarli na miejscu. Przynajmniej tak powiedzieli mi lekarze. Nie wiedziałam jak mam na imię. Właściwie cały czas nie wiem. Nie wem abolutnie nic o sobie, rozumiesz? - spytałam, spoglądając na niego załzawionymi oczami. - Nie wiem kim jestem, a co dopiero co czuję. Nienawidzę, kiedy ktoś pyta się o mnie, bo tak na prawdę nie mam bladego pojęcia co odpowiedzieć. Wydaję mi się, że całe moje życie to kłamstwo. Wiesz jak to jest? Raczej wąpie. - powiedziałam, wstając. - Więc jeśli chcesz, może wyjść jak dosłownie każdy. Proszę. Droga wolna. Nie będę Cię zatrzymywać. - dodałam, ocierając ręką twarz. Zayn siedział zdezorientowany na kanapie. Wachał się, widziałam to. Nagle wstał i po prostu mnie przytulił. Wszystkie ściany, jakie pobudowałam legły. Rozpłakałam się jak małe dziecko i ścisnęłam mocno chłopaka. - Nigdy Cię nie opuszczę. - szepnął. - Nigdy.

_____________________

dno i wodorosty ten rodział .. czekam na wasze opinie, peace. Zayn to słodziak, heheszky *.*

ARIADNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz