Axel

1.1K 78 30
                                    

Na zaniedbane i od dawna nieużytkowane targowisko zjechało się już około piętnastu samochodów różnej marki. Wysiadający kierowcy byli młodzi i oczywiście nie samotni. Każdy przyjechał ze swoją ekipą i hektolitrami alkoholu w bagażniku. Cel spotkania był dość prosty - przyjechać, wziąć udział w wyścigu, wygrać i odjechać z nagrodą pieniężną. Co miesiąc, stare targowisko ożywało na nowo, zmieniając się w tor wyścigowy dla nastolatków z okolicy.

Impreza trwała, gdy na polu widzenia ukazało się wściekle żółte porsche. Przyciemniane szyby nie zdradzały, kto się w nim znajduje, jednak wszyscy zgromadzeni już wiedzieli. Jeden z najlepszych uczestników nielegalnych wyścigów - Axel Frey.

Drzwi po stronie kierowcy otworzyły się i z wnętrza samochodu wyłonił się białowłosy, dość wysoki chłopak. Na nosie miał ciemne okulary, chociaż słońce zachodziło za horyzontem. Ubrany w czarny podkoszulek z motywem czaszki z krukiem i krótkich szortach, u niejednej z dziewczyn powodował nagły ślinotok i rumieńce na policzkach. Pasażer jego wspaniałego, Żółtego Demona wysiadł i stanął u jego boku, rozglądając się z szerokim uśmiechem. Był niższy od kierowcy i nie miał takiej mocy przyciągania do siebie dziewczyn. Szatyn spojrzał na swojego kumpla - rajdowca i powiedział:

- Oh, Axel. Cały miesiąc na to czekaliśmy, czyż nie?

Białowłosy wyszczerzył się w idealnym uśmiechu, ukazując białe zęby.

- Ooo tak. To jest to. Jak prezentuje się konkurencja?

- Hmmm... Widzę samochód Dave'a, aczkolwiek nie wiem, czy będzie się dzisiaj ścigał. Narzekał, zresztą jak zwykle, że coś mu nie pasuje i słyszy jakieś charczenie, kiedy go odpala... Widziałem te zielone cudeńko Marschalla, wygląda na szybkie. Jest także fura Grega i toyota Sama. I kilka innych, nieszkodliwych dla Żółtego Demona samochodzików. Pójdzie gładko. - oznajmił z wielkim przekonaniem.

- Jak zawsze.- mruknął Axel - O, cześć Garry!

Samochody ustawiły się równo na starcie. Dziesięć aut. Dziesięciu kierowców. Troszkę więcej gapiów.

Czerwone światło. Axel w spokoju czekał, włączając swój ulubiony kawałek, nagrany specjalnie do popularnego filmu o wyścigach samochodowych. Na ustach malował mu się zwycięski uśmieszek. Odchylił szyby, aby przyjrzeć się swoim przeciwnikom. Spostrzegł najpierw niebieskookiego Ryana Marschalla, który uśmiechnął się do niego.

- Co tam, Frey? Szykujesz się na spektakularną klęskę? - zagadał.

- Marschall, skarbie. Chyba się zapominasz. - Axel wyszczerzył się do rywala - Mogą już mi dać ten hajs, bez tego cyrku. Nie mam godnych przeciwników. Radzę ci się szykować na zawody w koszykówkę. Skopiemy wam tyłki. - to powiedziawszy, zamknął przyciemniane szyby, przygotowując się już na zielone światło.

Jeszcze chwila. Kilka sekund.

Start.

Axel nacisnął ostro pedał gazu, szybko wbijając biegi. Po kilku sekundach wyprzedził pięć samochodów, pozostawiając za sobą jedynie chmarę pyłu spod opon. Wysuwał się na prowadzenie, gdy zielony mustang Marschalla, zajechał mu drogę. Białowłosy zmarszczył brwi, nie zwalniając. Owszem, auto Marschalla było dobre, według niektórych nawet lepsze od cudeńka chłopaka. Ale Axel wiedział, że Ryan nie bardzo umie obchodzić się ze swoim fantem. Jechał przez chwilę za chłopakiem, po czym ostro nacisnął pedał gazu, wykorzystując sytuację wyprzedzenia go. Uśmiechnął się, kiedy jako pierwszy przejechał linię mety. Zebrany tłum wiwatował, skandując imię zwycięzcy. Axel wyszedł z samochodu, od razu otrzymując nagrodę pieniężną za wyścig. Podał kasę swojemu wspólnikowi, który od razu schował ją do kieszeni. Dostrzegł jeszcze wściekłego Marschalla, zamykającego z trzaskiem drzwi od swego zielonego mustanga. Pomachał mu z uśmiechem, na co w odpowiedzi dostał bardzo wulgarny gest. Jednak to nie zepsuło mu humoru. Był bardzo pewny zwycięstwa. Postanowił poimprezować, jednak nie wypił ani łyczka magicznego trunku. Wiedział, że musi odwieźć swojego kumpla, który tu z nim przyjechał.

Po upływie dwóch godzin, Axel odnalazł Damiena, który zataczając się wlazł do Żółtego Demona.

- Stary, błagam. Nie zrzygaj mi się w samochodzie... - powiedział Axel, zajmując miejsce za kierownicą.

- Ta kaczuszka dzióbek ma, ta kaczuszka skrzydła ma...- chłopak zachichotał, patrząc na niego pijanym wzrokiem - Axel, pośpiewajmy.

No i śpiewali. Śpiewali, dopóki Damien nie musiał wysiąść i dowlec się do swojego mieszkania, uprzednio odliczając połowę z nagrody chłopaka i zabierając ją ze sobą.

Ci chłopcy nie byli przyjaciółmi. Tak naprawdę, to byli dobrze dogadującym się kuzynostwem. Damien rzucił studia. Miał na tyle pieniędzy, aby zapewnić sobie dobre życie. Z białowłosym znali się od kołyski. To on nauczył Axela, jak się ściga. Byli wspólnikami, ale nie przyjaciółmi. Axel nie wiedział, co znaczy samo słowo 'przyjaciel'. Było to dla niego obce, wręcz magiczne słowo, tak samo jak jego znaczenie w rzeczywistości.

Żółty Demon podjechał pod dużą, niebieską willę - posiadłość rodziny Frey. Chłopak wjechał samochodem do garażu, który mieścił w sobie jeszcze jeden, sportowy samochód. Powinny być trzy, jednak auto należące do ojca chłopaka było wraz z jego kierowcą na jednym z tych spotkań, do których zasiadają ważne głowy firm międzynarodowych. Zamknąwszy garaż, wszedł do domu, zamykając drzwi na klucz. Gosposia skończyła już swoją pracę, więc był sam w domu. Zawsze gdy wchodził do kuchni, chciał zobaczyć tam kobietę, którą znał tylko z fotografii, na których uśmiechała się, obejmując ojca chłopaka. Chciał powiedzieć ' Cześć mamo, przepraszam, coś mi wypadło'.

Jednak jego pragnienia nigdy się nie spełnią, wiedział o tym i to często było powodem kłótni z ojcem oraz ogólnej arogancji wobec ludzi. Wiedział, że nie nikt nie zastąpi mu matki, która umarła, aby dać mu życie. Poświęciła je właśnie dla niego. Czy jednak on zawsze potrafił docenić to poświęcenie?

Wszedł do swojego pokoju, uprzednio upewniając się, czy drzwi wejściowe do wielkiego domu, zostały starannie zamknięte. Opadł na swoje łóżko, rozglądając się po swoim królestwie. W świetle lampki, białe ściany pokrywały rozmaite cienie przedmiotów znajdujących się w pokoju. Na biurku piętrzył się stos zeszytów, proszących o zajrzenie w nie chociaż raz. Dwie duże szafy, skrywające markowe ubrania chłopaka, pomieścić mogły ciuchy dla trzyosobowej rodziny. Tymczasem on miał je tylko dla siebie. Poczuł delikatny smrodek z klatki ustawionej na komodzie. Mieszkał w niej szczur chłopaka i najwyraźniej domagał się, aby klatka została posprzątana w jak najbliższym czasie. Puchary i medale błyszczały dumnie na półce, przypominając mu, że jest kapitanem szkolnej drużyny koszykarskiej oraz piłkarskiej. Uśmiechnął się pod nosem dumny, że udało mu się tyle osiągnąć i zdobyć dużą popularność w szkole.

" Widzisz to mamo? Twój syn jest gwiazdą!"

Chłopak przebrał się w piżamę i postanowił, że jutro odpuści sobie szkołę. Niepotrzebnie zmierzać tam, gdzie nie dzieje się akurat nic wartego uwagi. Upewnił się jeszcze, czy aby na pewno nic się nie stanie. Spojrzał na plan lekcji oraz treningi. Nic ważnego. Zasnął, nie nastawiając budzika, którego odgłosy budziły go za wcześnie do szkoły, całkowicie zapominając, że jutro nauczyciel dobierze ich w grupy, które będą wspólnie pracować nad wybranym tematem projektu edukacyjnego.

MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz