Viper siedziała na jednej z ławek przed szkołą, trzymając w dłoniach zeszyt od historii. Przyszła do szkoły wcześniej niż zwykle, ze względu na to, że nie chciała rozmawiać z żadnym ze swoich rodziców. Kiedy patrzyła na ojca, stawała się zła. Po prostu wściekła. Gdy widziała swoją mamę, chciała powiedzieć jej wszystko. Przestać ukrywać zdradę taty. Lecz widząc jej szczęście, gdy był przy niej, coś ją zatrzymywało i koniec końców milczała.
Próbowała odrobinę skupić się na powtórce materiału, jednak uczucie głodu i nieprzespana noc dawały się we znaki. Była zła, a jednocześnie strasznie z siebie zadowolona, ponieważ wytrzymała bez posiłku i nie zamierzała niczego zjeść aż do drugiej przerwy. Na nią miała przyszykowane jabłko. Gdzieś w głowie dziewczyny, jakiś cichy głosik mówił jej, że to co obecnie robi jest po prostu złe i niekorzystne dla jej organizmu. Jednak za każdym razem, gdy tylko widziała swoje odbicie w lustrze, odzywał się inny głos. Mówił, że dziewczyna w ogóle nie chudnie, tylko jest jeszcze gorzej.
Kiedy to wpatrywała się w zeszyt, w rzeczywistości myśląc o wszystkim, tylko o nie o osiągnęciach Egipcjan, ich wierzeniach i wpływie na światową gospodarkę, ktoś usiadł obok niej, uśmiechając się szeroko.
Tym kimś był Axel Frey.
- Cześć, Viper! - zagadał dziarsko, patrząc na nią z wesołymi iskierkami w oczach. - Na pewno z niecierpliwością czekasz na to, co mam wam wszystkim do powiedzenia...
- Szczerze? Niekoniecznie.
- No dobra, reszcie powiem później! - Machnął lekceważąco ręką. - Doszły mnie słuchy, że... Uwaga, skup się teraz... W szkole będzie organizowana maskarada! - zawołał z radością, niczym dziecko ogłaszające, że wdepło w psią kupę, a to przynosi przecież szczęście.
Clark patrzyła na niego jak na idiotę przez dłuższą chwilę, po czym westchnęła i przewróciła oczami.
Axel poczuł się nieco urażony, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Mogę prosić o trochę więcej entuzjazmu, Królowo Śniegu? Nie? No dobrze, nie szkodzi. - Chłopak sparodiował jej reakcję, również wzdychając i przewracając oczami. - Także... Co o tym sądzisz?
- A mam sądzić coś konkretnego? - Nastolatka uniosła brew w zdziwieniu.
Frey westchnął tak głośno, że grupka dziewcząt zmierzających do szkoły odwróciła się zdziwiona i zmierzyła go wzrokiem. Oczywiście na spojrzenia zareagował uśmiechem. Viper zaś pokręciła głową. Marschall miał rację - Axel Frey był chodzącym antencjuszem, nikim więcej.
Białowłosy zauważył wyraz twarzy Vipes i uniósł brew.
- Właściwie, czemu zachowujesz się, jakbym coś kiedyś ci zrobił? - zapytał po chwili milczenia.
Dziewczyna prychnęła, odwracając głowę. Zwykle reagowała tak, kiedy nie znała odpowiedzi na zadane jej pytanie. Poza tym, nie była w nastroju na jakiekolwiek tłumaczenie się z tego, jak zachowuje się w stosunku do niego. Nie spała całą noc, ucząc się na test. Była głodna, ponieważ odpuściła sobie obiad i kolację w domu, przez co bolała ją głowa i czuła się słabo.
- To była... treściwa odpowiedź - stwierdził sarkastycznie nastolatek. - Dzięki, zawsze można na ciebie liczyć i w ogóle...
- Matko, Axel! Czy ty możesz się zamknąć? Myślisz, że jesteś taki wspaniały, że każdy musi cię lubić? - Popatrzyła na niego wściekle. - Uwaga, niespodzianka! Wcale tak nie jest i nigdy nie będzie. Jesteś najbardziej irytującym człowiekiem, jakiego udało mi się poznać! Mówisz ciągle o sobie i interesuje cię tylko to, co dotyczy właśnie twojej osoby. Masz gdzieś innych i... - Nie dokończyła, tylko zamknęła zeszyt, chwyciła swoją torebkę i ruszyła szybkim krokiem do szkoły.
Białowłosy chłopak był zdziwiony jej nagłym wybuchem. Nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek kiedyś nawrzeszczał na niego tak, jak przed chwilą Viper. Próbował połączyć pewne wątki, jednak nie dawały one odpowiedzi na pytanie, dlaczego dziewczyna aż tak go nie cierpi. Sam był trochę skonsternowany jej zachowaniem. Nastrój dziewczyny potrafił zmienić się w kilka minut. Jednego dnia była dla niego całkiem w porządku, drugiego zaś pluła jadem zanim zobaczyła go na horyzoncie.
- Kobiety. - Westchnął i wyciągnął z plecaka zeszyt, aby jeszcze raz powtórzyć wszystko, czego się nauczył i dostać bardzo dobrą ocenę.
Wychodząc do szkoły po kolejnej, słabo przespanej nocy, Theo Paddock był niezwykle zdziwiony, gdy przed domem zobaczył rudowłosą dziewczynę, najwidoczniej czekającą na niego.
- Grace? - Uniósł brew, powoli schodząc po schodkach.
Dziewczyna rozpromieniła się, jakby dawno nie widziała swojego przyjaciela.
- Hej, Theo! Wiesz co, wcale się nie dziwę, że często spóźniasz się do szkoły. Wychodzisz z domu o wiele za późno - powiedziała na powitanie.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjdziesz i wybierzemy się razem do szkoły? Ogarnąłbym się szybciej, a teraz oboje się spóźnimy...
Przybili sobie żółwika, po czym ruszyli w stronę szkoły, nie spiesząc się zbytnio.
- No i co z tego? - Grace wzruszyła ramionami, a uśmiech nie schodził z jej twarzy ani na chwilę. - Jak samopoczucie, Theo?
Paddock milczał przez dłuższą chwilę, jakby wiedząc, że nieważne co powie, dziewczyna i tak będzie wiedziała, że więcej w jego słowach kłamstwa niż prawdy. Odkąd trochę skłamał, wydawało mu się, że Grace wprost świdruje go wzrokiem i czeka, aż przestanie oszukiwać.
Po części tak było.
- Jest w porządku. A jak u ciebie?
- Tak samo, bez zmian. Mason o was pytał, wiesz? Pytał, kiedy znowu przyjdziecie popracować nad projektem, bo marzy mu się kolejny superbohater na ścianie. - Zaśmiała się dźwięcznie.
Paddock mimowolnie się uśmiechnął, słysząc wzmiankę o młodszym bracie koleżanki.
- Szczerze powiedziawszy, powinniśmy spotkać się i chociaż wybrać temat naszego projektu, bo jak na razie wszystko to jeden wielki znak zapytania...
- Masz rację, koniecznie musimy się spotkać, jednak to raczej nie w tym tygodniu. Z tego co wiem, Viper wraz z dziewczynami ćwiczą układy, a wy ciągle macie jakieś treningi. Sobota też nie wypali, ponieważ jadę z rodzinką w góry. Tak dla rekreacji - parsknęła śmiechem.
Grace uwielbiała takie wyjazdy. Szczególnie, jeżeli były one powiązane ze spacerowaniem po lasach i wspinaniem się na szczyty, z których widać było piękny krajobraz, którego nawet najlepsi malarze nie potrafili oddać na papierowych kartkach, czy też płótnach. W górach czuła spokój i nic nie mogło go zakłócić. Mama i tata dziewczyny zwykli wybierać trochę trudniejsze trasy, jednak Mason i Eviee dzielnie stawiali im czoło.
- Hm, to może za tydzień - powiedział Theo i wzruszył ramionami.
- Czy coś się stało? - Dziewczyna zapytała niespodziewanie, całkowicie odbiegając od tematu, co zbiło chłopaka z tropu.
Kolejne dość trudne pytanie. Z jednej strony miał już dosyć kłamstw, ukrywania wszystkiego i duszenia w sobie emocji. Chciał wziąć głeboki oddech, zamknąć oczy i wyrzucić z siebie, że po prostu nie daje rady. Wczoraj, gdy wrócił do domu, matka milczała i nie odezwała się do niego nawet tego ranka, gdy mijał się z nią w kuchni. Lucas nadal go szantażował i nie jak na razie nie zapowiadało się, żeby przestał. Bał się wychodzić z pokoju, mówić cokolwiek, bo zapewne ktoś by coś źle odebrał. A przede wszystkim potwornie bał się, że gdyby powiedział teraz o wszystkim Grace, ona skrzywiłaby się i odsunęła, nagle dostrzegając, jakim żałosnym człowieczkiem jest on sam. Powiedziałaby o tym Viper i Axelowi, którzy zareagowaliby podobnie.
Theo Paddock nie chciał stracić ludzi, dzięki którym się uśmiechał.
Dlatego uważał, że najlepszym wyjściem jest kłamać.
- Nie, Grace. - Zmarszczył brwi i przywołał na twarz uśmiech ćwiczony przez lata. - A coś miało?
- Ty mi powiedz. - Wzruszyła ramionami.
Przez kolejne minuty szli w milczeniu, rozglądając się i mijając ludzi spieszących się do pracy, spacerujących z psami staruszków, czy też dzieci idące do szkoły. Pogoda była dzisiaj jednym wielkim znakiem zapytania. Nad miastem zbierały się ciemne chmury zwiastujące nadchodzący deszcz, jednak w oddali widać było błękit nieba, zwiastujący co najmniej ładną pogodę. Delikatny wiatr rozwiewał rude włosy Grace i sprawiał, że Theo co rusz poprawiał swoje ciemne włosy, marszcząc przy tym nos.
Ona nie chciała więcej pytać, a on nie miał ochoty odpowiadać.
Jednak role zamieniły się, kiedy to Theo zatrzymał się na chwilę, doznając pewnego olśnienia.
- Grace... Co mamy dziś pierwsze?
Rudowłosa również zatrzymała się i wyciągnęła telefon. Na wyświetlaczu pokazała się godzina, dzień tygodnia i obecna data. Nie minęło pięć sekund, kiedy to przypomniała sobie układ dzisiejszych lekcji i zbladła.
- Historię... Naszą pierwszą lekcją jest historia...
- O cholera.
Oboje popatrzyli na siebie, po czym ruszyli pędem do szkoły, jednocześnie śmiejąc się i będąc przerażonymi wizją spóźnienia się na dość ważny test.
CZYTASZ
Morfiniści
Teen FictionCo łączy bogacza bez matki, patykowatą żmiję, chorego chłopaka i rudowłosą artystkę? Projekt edukacyjny. Axel, Viper, Theo i Grace to cztery odmienne światy. Każdy ze swoim bagażem doświadczeń, zmartwień i kompleksów. Idą swoimi ścieżkami, jednak w...