9.

301 44 9
                                    

 Grace lubiła spędzać soboty z rodziną. Pogoda była deszczowa, jednak nie miała ona wpływu na humor rudowłosej. Dziewczyna wstała bardzo wcześnie. Po porannej toalecie, ubrana w ciepły, zielony sweter i starte jeansy, zeszła na dół skocznym i wesołym krokiem.

Pani Harvest od samego rana krzątała się po kuchni, sprzątając i przygotowując śniadanie dla najbliższych. Widząc Grace, obdarzyła ją ciepłym, matczynym uśmiechem.

- Cześć skarbie. Jak się spało? - zapytała, rozbijając jajka na patelnię.

Rudowłosa usiadła na jednym z krzeseł, wcześniej przytulając mocno swoją mamę.

- Bardzo dobrze. Gdzie tata? - Zmarszczyła brwi, rozglądając się. - Mówił, że dzisiaj ma wolne, czyż nie?

- Bo ma. Jednak pojechał skoro świt do kupca. Wiesz, sprzedaliśmy Belladonnę... - wytłumaczyła, patrząc na nią kątem oka.

- Oh... Septum nie będzie miał z kim biegać po łące... - Westchnęła Grace.

Belladonna i Septum były końmi jej taty. Czarne jak noc fryzyjczyki, zachwycały swą majestatycznością i pięknem niejedną osobę odwiedzającą podwórko. Jednak rumaki były dosyć drogie w utrzymaniu, a kupców na nie przybywało. Podczas wieczornych rozmów, rodzice Grace z żalem doszli do wniosku, że muszą je sprzedać, aby zebrać dostateczną ilość pieniędzy na kupno nowego samochodu dla pani Harvest i odnowienie salonu.

- Przykro mi, skarbie - powiedziała kobieta. - Ale twój tato mówił mi, że człowiek który kupił Bellę, ma też dwa inne konie. Oczywiście wiesz jaki jest twój tatuś. - Mama Grace przewróciła oczami z delikatnym uśmiechem. - Musiał się upewnić w przekonaniu, że naszej klaczy nie będzie tam źle. Wszedł do stajni, a tam wszystko wręcz błyszczało. Konie zadbane, świerza ściółka, pokarm... Belli będzie tam jak w raju! - Uśmiechnęła się do swojej córki pocieszająco.

Grace popatrzyła na nią i odwzajemniła uśmiech. Wiedziała, że mama nie kłamie. W jej rodzinie panowała złota zasada, która głosiła, że wszyscy są ze sobą szczerzy. Nieważne, co by się zdarzyło, należy powiedzieć prawdę. Pan Harvest zawsze mówił, że kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw. Co gorsza, będzie niszczyło więzi na nim zbudowane i przygniatało samego kłamcę. Taki człowiek ulega samozniszczeniu, opowiadając ludziom historie wyssane z palca. Bo kiedy zostanie zdemaskowany, kto będzie chciał zaufać oszustowi?

Rudowłosa wstała i podeszła do swojej mamy, która smażyła bekon na patelni Gdy kobieta odwróciła się do córki z powrotem, ta przytuliła ją mocno. Stały tak przez dłuższą chwilę, gdy ktoś się do nich nie dołączył. Oczywiście były to bliźniaki.

- Przytulasy z rana, jak śmietana! - powiedział Mason, ubrany w niebieską piżamę z wizerunkiem Kapitana Ameryki.

- Przecież nie jesz śmietany... - Grace popatrzyła na brata z rozbawieniem.

Chłopczyk zastanowił się przez chwilkę, marszcząc nos.

- W takim razie... Przytulasy z rana są jak czekolada. - Wyszczerzył się.

- Od czekolady może rozboleć cię brzuch - zauważyła Eviee, która miała na sobie różową piżamkę w króliczki.

- Widzicie, dlatego przytulasy są lepsze od czekolady. Nigdy ich za wiele, a i robi się cieplutko na serduszku - powiedziała mama, patrząc na swoje dzieci.

Niespodziewanie drzwi od domu otworzyły się i pojawił się w nich pan Harvest. Przeczesał swoje rude włosy i wchodząc do kuchni, uśmiechnął się szeroko na widok swojej rodziny razem. Podszedł do nich, uprzednio ściągając kurtkę i buty, po czym również przyłączył się do grupowego uścisku.

MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz