18.

152 27 5
                                    

Axel nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy Grace i Theo, zdyszani jak po maratonie życia, wpadli do klasy, przepraszając jedno przez drugie nauczyciela. Na ich szczęście, pozostała im wystarczająco ilość czasu, aby napisać test. Jednak to nie uchroniło ich przed spóźnieniem i odzywkami Axela, który nagle przemienił się w najgrzeczniejszego i najpilniejszego ucznia, jaki chodził po szkole. Mimo wszystko, nie mieli mu tego za złe i śmiali się razem z nim. Tylko Viper nie dołączyła do ich kąciku żartów i od razu po dzwonku szybko zmyła się z klasy, uprzednio jednak przywitawszy się z dwójką spóźnialskich.
- Axel, czy powiedziałeś coś nie tak Vipes? - zapytała Grace, przypatrując się pannie Clark, która rozmawiała z pozostałymi cheerleaderkami przy tablicy ogłoszeń.
- Dlaczego zawsze to ja mówię coś nie tak? A może to Theo, co? - oburzył się Frey.
- Przecież nie było mnie tu wcześniej... Jak miałem jej coś powiedzieć?
- No nie wiem, może potrafisz jakoś się wtapiać w tło? Może w ogóle nie jesteś człowiekiem? Powinieneś znać odpowiedź na swoje głupie pytanie, młody chłopcze.
- Axel, jesteśmy w tym samym wieku - uprzejmie przypomniała Grace, uśmiechając się delikatnie, rozbawiona tą krótką wymianą zdań.
- A może jednak nie? Skąd wiesz, czy nasz kolega z klasy, kumpel z drużyny, całkiem niezły nauczyciel i motywator, Theodor Paddock, nie jest tym, za kogo się podaje? - zapytał ją, sam powstrzymując się od śmiechu.
- Nie mam na imię...
- Cicho, Theodorze, dorośli rozmawiają.
Theo posłał Axelowi jedno ze swoich niedowierzających spojrzeń, jednak nie odezwał się ani słowem, pozwalając mu kontynuować małe przedstawienie.
Grace popatrzyła na nich i pokręciła głową z szerokim uśmiechem.
- Jesteście niemożliwi - skwitowała.
- Nie, niemożliwi, tylko osobliwi. Prawda, Theodorze?
- Spadaj - powiedział brunet, jednak na jego twarzy również pojawił się delikatny uśmiech.
- Tak czy siak, wiecie, że w szkole ma się odbyć maskarada? - zagadał Frey.
- Betty coś mi wspominała... Chyba będę pomagała przy dekorowaniu sali.
- Błagam, dlaczego jestem najpóźniej doinformowanym... Theo, powiedz, że chociaż ty nie wiedziałeś.
- Nie wiedziałem, ale teraz już wiem - odparł uprzejmie, jednak niekoniecznie zgodnie z prawdą. Plotki w tej szkole rozchodziły się szybciej, niż darmowe frytki. Jednak nie chcąc, by Axel poczuł się ostatnim, po prostu udał, że jednak jest inaczej.
- Ha! Wiedziałem! Znaczy... No, nie ma sprawy. Piszecie się na to?
- Jasne! - Grace podeszła do tego z wielkim entuzjazmem. W myślach już planowała wypad do pobliskiego sklepu z odzieżą używaną, by tam poszukać sukienek do całkowitego przerobienia lub materiałów, aby samej uszyć sobie jakąś ładną kieckę. Poza tym, wizja imprezy z ludźmi, których już uważała za swoich przyjaciół, była naprawdę interesująca.
- Czemu nie. - Theo odezwał się dopiero po dłuższej chwili. Mimo, że nie był typem imprezowej bestii i wolał spędzać wieczory w swoim pokoju, jako jedyne towarzystwo mając Izydę, to przez ostatnie wydarzenia najchętniej zmieniłby adres zamieszkania. Stwierdził, że mała maskarada jeszcze nikogo nie zabiła. A jeżeli nawet, to nigdzie o tym nie słyszał.
- O, łatwo poszło - stwierdził trochę zdziwiony Axel. - Ale powiem wam coś w sekrecie... Podejdźcie bliżej, dzieciaczki... - zaskrzeczał i zgarbił się jak czarownica, która w baśniach braci Grimm zwabiła Jasia i Małgosię do swojej chatki.
Rudowłosa przybliżyła się do chłopaka z widocznym zainteresowaniem. Paddock po chwili zrobił to samo, jednak widać było, że zachowuje większy dystans, czując się nieco niezręczniej. Patrzył w podłogę, czekając, co takiego ciekawego ma do powiedzenia jego kolega.
- Henderson... Będzie wywijał na parkiecie niczym gąsienica - wyszeptał i parsknął śmiechem, którego już nie mógł powstrzymać.
Nasilił się on jeszcze bardziej, kiedy zobaczył ich miny.




Viper przez cały dzień w szkole umyślnie ignorowała Axela, a że ten wcale się do niej nie odzywał, nie chcąc by ponownie wrzasnęła na niego bez wyraźnego powodu, miała ułatwioną robotę. Na jednej z przerw pogadała chwilę z Grace, ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Dziewczyna namawiała ją, aby wraz z nią i chłopakami wybrała się na maskaradę. W tamtej chwili nie chciało się jej w ogóle rozmawiać o imprezie. Szybko rzuciła jakąś wymówkę i ulotniła się do Patricii, która opowiedziała jej o swoim nowym obiekcie westchnień.
Nie interesowały ją dzisiejsze lekcje. Chciała jak najszybciej przewinąć nudne, szkolne godziny i spotkać się już ze swoim chłopakiem - Ryanem Marschallem.
Dzisiejsze zajęcia wychowania do życia w rodzinie została odwołana, więc miała w planie lukę, zwaną przez wielu uczniów, a także nauczycieli, okienkiem. Już prawie wychodziła ze szkoły, gdy zobaczyła Theo, który siedział na parapecie i w skupieniu przeglądał notatki. Dziewczyna podeszła do niego wolnym krokiem i zerknęła, z czego właściwie uczy się chłopak.
- Łacina? - Uniosła brew.
Brunet wzdrygnął się, słysząc jej głos. Jej brew uniosła się jeszcze wyżej.
- Matko, Viper. Nawet nie słyszałem, jak się zbliżasz - wymamrotał, szybko wracając do siebie. Spojrzał na zeszyt. - Aha, łacina. Dodatkowy język.
- Prawie nic nie rozumiem z twoich notatek - przyznała, przekrzywiając delikatnie głowę.
- Może to przez moje pismo... - Spróbował zażartować, jednak Clark nie zrozumiała żartu.
- Nie, po prostu nie umiem łaciny. - Wzruszyła ramionami.
Przez dłuższą chwilę stała tak obok, a on czytał notatki i od czasu do czasu udawał, że ma zamiar coś napisać. Vipes domyśliła się, że Theo, zupełnie jak ona, czuje się niezbyt swobodnie.
- Uważasz, że jestem ładna? - zapytała po dłuższej chwili, nagle robiąc się cała czerwona, kiedy to uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos. Popatrzyła na Theo, który starał się jak mógł ukryć zdziwienie i zatuszować speszenie.
- Dlaczego pytasz o to mnie? - Zerknął na nią, zamykając zeszyt i wkładając go do torby.
Ponownie wzruszyła ramionami.
- Po prostu odpowiedz - mruknęła, powoli tracąc całą pewność siebie.
Brunet zakaszlał, zamknął torbę, po czym skupił na niej całą swoją uwagę.
- Masz bardzo ciekawą urodę. No i jesteś bardzo zadbana - powiedział szczerze. Oczami wyobraźni już widział, jak dostaje order dla najlepszego komplemenciarza.
- Aha - odpowiedziała cicho. Nie wiedziała, dlaczego w ogóle zadała tak żałosne pytanie. Co chciała tym osiągnąć. Poprawiła torebkę i nieświadomie zagryzła wargę. Mimo tego, że Paddock był z nią szczery, jakiś cichy głosik w jej głowie sprawiał, że miała wątpliwości. Nigdy nie słyszała, aby brunet komukolwiek powiedział coś bardzo złego. Owszem, odzywał się rzadko i nie widziała go nigdy podczas poważnej konfrontacji, ale nie potrafiła sobie wyobrazić, że taki ktoś jak Theo mówi co myśli i jest to przesiąknięte jadem. - Muszę się zbierać, cześć.
I odeszła, nawet nie czekając, aż ją pożegna lub spróbuje zatrzymać. Tego drugiego nawet nie zrobił. Odpowiedział ciche "cześć" i odprowadził dziewczynę wzrokiem, totalnie zaskoczony jej zachowaniem.

Będąc już w domu, po skończonych lekcjach, usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko pobiegła je otworzyć, a widząc w nich Ryana, przywołała na twarz szeroki, olśniewający uśmiech i rzuciła się w jego ramiona, łącząc ich usta w czułym pocałunku. Chłopakowi najwyraźniej bardzo się to spodobało, ponieważ przyciągnął dziewczynę bliżej siebie, oddając pocałunek z jeszcze większym uczuciem i namiętnością. Jakby nie widzieli się dobre kilka lat.
Marschall uniósł trzymane w dłoni kluczyki i zabrzęczał nimi.
- Jedziemy na przejażdżkę, Vipes - zapowiedział jej.
Pogoda od rana nie poprawiła się, wręcz przeciwnie. Nad miastem widniały szare, deszczowe chmury. Jednak Ryan mawiał, że każda pogoda jest dobra na przejażdżkę. Mijali wysokie budynki i inne samochody, na których widok Marschall prychał, albo śmiał się z ludzi, którzy nimi jechali. Nazywał ich biedakami, bezguściami oraz łajzami. Wyprzedzał pojazdy, czasami wymuszając także pierwszeństwo. Gdy tylko słyszał, jak ktoś na niego trąbi, otwierał szybę i pokazywał środkowy palec. Widać było, że jest w bardzo dobrym humorze, lecz Viper było wstyd, że jej chłopak tak się zachowywał.
- Nie mogę się już doczekać wielkiego wyścigu - zdradził jej z błogim uśmiechem malującym się na jego opalonej buźce.
- Czy to jest bezpieczne? Wiesz, że mogą z tego wyniknąć niesamowite konsekwencje?
- Sram na konsekwencje, Viper - warknął, marszcząc brwi i dodając gazu. - Trzeba pokazać temu szmaciarzowi, gdzie jego miejsce. W piachu.
Po chłopaku widać było, że nieźle się nakręcił. Nie widział niczego złego w swoim postępowaniu. To nie było normalne, jednak szarooka nawet nie śmiała powiedzieć tego na głos. Może skończy się tylko na pogróżkach? Wyścig ostatecznie się nie odbędzie lub Ryan postanowi grać fair.
Przecież rywalizacja jest naturalna. To nic złego.
Zatrzymując się na czerwonym świetle, Marschall popatrzył przez szybę i cicho zagwizdał, zwracając tym samym uwagę Viper, która spojrzała w tamtym kierunku.
Na chodniku stała grupka nastolatek, najwyraźniej robiących sobie wspólne zdjęcie. Dziewczęta były ubrane dość nieadekwatnie do pogody. Krótkie spodenki i bluzki odsłaniające ramiona nie pasowały do bluz lub kurtek, jakie nosili przechodnie. Cóż, czego teraz nie robi się, by wyglądać dobrze. Trzeba było przyznać, że przykuwały spojrzenia.
- Niezłe - skomentował kierowca. - Mają świetne nogi. A te uśmiechy... - Sam również się uśmiechnął. - Boskie, nie, Viper?
W momencie, gdy zadał jej pytanie, dziewczyna poczuła się jak ktoś gorszego sortu. Bezwartościowa dziewczynka, na której nikt nie zawiesza wzroku w ten sposób. Rzeczywiście, tamte dziewczyny były śliczne. Chude i uśmiechnięte, z ładnymi fryzurami oraz świetnie wykonanym makijażem. Wezbrała się w niej zazdrość. Jej chłopak komplementował obce dziewczyny, kiedy jego własna siedziała tuż obok. Pytał się jej o zdanie, jakby była jakimś jego kumplem. Nikim ważniejszym.
- Mamy zielone - wymamrotała cicho, odwracając wzrok i lekko spuszczając głowę.
Po chwili zauważyła, że wbijała paznokcie w swoją dłoń. Nie przejęła się tym.
Małe, czerwone ślady zejdą szybciej niż wstyd.
Szybciej, niż waga pójdzie w dół.





MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz