12.

273 37 16
                                    


- Gdzie jest Theo? - zapytała Viper, podchodząc do Axela i Grace. Frey był zdziwiony tym, że panna Clark zauważyła coś więcej, niż czubek własnego nosa. Już miał podzielić się swym zdziwieniem na głos, jednakże Grace ubiegła go z powiedzeniem czegokolwiek.
- Nie wiemy. - Zmarszczyła brwi,rozglądając się dookoła. -  Axel, widziałeś się z nim jako ostatni z nas...
- No tak, uczyliśmy się razem.  Ale później Theo odebrał telefon, po którym niemal wybiegł z domu i tyle go widziałem. Potem nijak nie mogłem się z nim skontaktować. - Wzruszył ramionami, patrząc to na Viper, to na Grace.
- Może stało się coś poważnego... - wymamrotała rudowłosa dziewczyna. - Zadzwonimy do niego po lekcjach, co wy na to?
Axel i Viper pokiwali głowami.
-Poza tym, macie ochotę pójść dziś ze mną do biblioteki, aby wypożyczyć jakieś książki? - zapytała, patrząc to na jedno, to na drugie.
- Książki? - Axel uniósł brew, na co Viper prychnęła.
- Tak matole. Książki. Wiesz, zbiór kartek tworzących jakąś historię. - Przewróciła oczami.
- Wiem, co to książki, nie bądź wredna – burknął. - Tylko... Przecież masz w domu wielką biblioteczkę pełną książek. Po co iść do biblioteki?
- Ponieważ większość książek u mnie w domu należy do starych zbiorów rodziców. Zresztą, poczytałabym jakąś nieznaną mi dotąd poezję. - Uśmiechnęła się delikatnie. - To co wy na to?
Viper zastanowiła się przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami.
- W sumie... Mam ochotę na jakiś ciekawy romans. - Odrzuciła włosy do tyłu.
- Ja odpadam, moje drogie. -Axel wyszczerzył się do nich. - Mam dzisiaj trening. Bardzo ważny trening – ogłosił z dużym naciskiem na słowo „bardzo". - Więc nie dam rady. Ale... Możecie coś dla mnie wybrać. Kto wie,może udowodnię Viper, że potrafię czytać. - Popatrzył na dziewczynę, która zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
Grace uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze, znajdziemy coś dla ciebie! - Klasnęła w dłonie, kiedy to zadzwonił dzwonek, wzywając ich na pierwszą lekcję.
                                                                                            ***
Po skończonych zajęciach, Viper i Grace ruszyły w kierunku miejskiej biblioteki, znajdującej się w prawie samym centrum miasta. Słońce starało przebić się przez chmury, a sama temperatura była idealna na spacer. Rudowłosa spoglądała od czasu do czasu na zamyśloną kompankę, zastanawiając się, co ją trapi.
- Pytałam się Tessy, czy wraz ze swoimi partnerami mają obrany jakiś temat na projekt. Wyobraź sobie, że są już w trakcie wykonywania! Niesamowite, pracują jak mrówki. - Zaśmiała się. -My też musimy umówić się na spotkanie dotyczące projektu i coś poustalać. Szczerze, myślałam nad sobotą u mnie. Moi rodzice wraz z bliźniakami jadą do cioci, a ja zostaję sama. Przydałoby mi się towarzystwo – powiedziała, poprawiając kolorową torbę naramieniu. - Masz jakieś plany?
Viper popatrzyła na nią nieprzytomnie, wyrwana z rozmyślań na temat Axela i Ryana.
- Hm? - Uniosła brew. - Przepraszam, nie słuchałam.
- Zapytałam, czy masz jakieś plany na sobotę – powtórzyła wyrozumiale.
-Em... Nie, jeszcze nie – mruknęła, przywołując na twarz uśmiech.
Grace przystanęła, patrząc na nią uważnie.
- O co chodzi, Viper? - zapytała spokojnie, a jej koleżanka zatrzymała się, czując jak do gardła podchodzi jej wielka gula. Zastanawiała się, czy opowiedzieć o wszystkim Grace. Mimo tego że znała ją dość krótko, ufała jej bardziej niż Patricii. Jednak coś ją przed tym powstrzymywało. Gdyby powiedziała, że chodzi o Ryana, zaraz by musiała również wytłumaczyć dokładnie sprawę z Axelem, natomiast wtedy byłaby całkowicie odsłonięta. Grace powiedziałaby Axelowi, Marschall dowiedziałby się o wszystkim i Viper zostałaby sama. A dziewczyna tego nie chciała, ponieważ mimo wszystko kochała kogoś tak okropnego jak Ryan Marschall.
-Trochę martwię się o Theo... I nasz projekt – wymamrotała, po czym popatrzyła w zielone oczy dziewczyny. - Poza tym, ostatnio mało śpię. - Machnęła lekceważąco ręką.
Grace nie do końca wierzyła dziewczynie. Ewidentnie widać było, że jej głowę zajmuje jakaś natarczywa myśl, która sprawiała, że Viper była jakby w swoim własnym świecie. Jednak pokiwała głową i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Wszystko będzie w porządku, zobaczysz – powiedziała pewnym siebie, a jednocześnie niesamowicie kojącym głosem. - Nie martw się. A co do snu... Myślę, że napar z melisy załatwi sprawę. - Grace odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk. - A teraz chodźmy, bo jeszcze zamkną nam drzwi przed nosem! - zawołała i ruszyła, ciągnąc za sobą Viper, na której twarzy gościł delikatny uśmiech. Miała nadzieję, że rudowłosa się nie myli i wszystko się w krótce ułoży.
 Biblioteka miejska była ogromnym budynkiem, którego wejścia strzegły dwa kamienne posągi przedstawiające lwy z bujnymi grzywami. Kiedy wchodziło się do środka, do nozdrzy od razu docierał zapach książek. Wielkie regały tworzyły swoisty labirynt pełen niesamowitych historii, wierszy oraz komiksów czy też bajek. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie i zatracić się w lekturze. Długie, dębowe stoły znajdujące się w ogromnym pomieszczeniu były zajęte przez wielu uczniów, studentów oraz profesorów szukających wiedzy. Grace uwielbiała to miejsce. Odnajdywała w nim spokój. Po przywitaniu się z drobną i starszą bibliotekarką o pięknym uśmiechu i niebieskich jak ocean oczach, dziewczyna ruszyła na dział z poezją. Viper tymczasem rozglądałasię zachwycona. Głupio było jej to przyznać na głos, ale była w tym miejscu po raz pierwszy. Zwykle informacje wyszukiwała w internecie, czytała z czytników e-booków i uważała, że biblioteka miejska jest bez sensu. Mówiła, że na jej miejscu mogliby postawić cokolwiek innego, co przydałoby się zapewne o wiele bardziej. Jednak gdy przechodziła między regałami, przejeżdżając ręką po bokach książek i wdychając ich zapach, odczuła pewnego rodzaju spokój i zrobiło jej się ogromnie wstyd za to, że miała takie zdanie o tym budynku, ani razu do niego nie wchodząc.
-Jak myślisz, co może przypaść do gustu Axelowi? - zapytała ją Grace, wyciągając i przeglądając wiersze w jednym z czarnych tomików o przetartym tytule nie do odczytania.
Dziewczyna prychnęła i poprawiła swoje ciemne włosy.
- Może poszukamy czegoś na dziale dla sześciolatków? Wiesz, kolorowe obrazki pomogą mu lepiej rozeznać się, o czym w ogóle jest książka -prychnęła.
- Dlaczego jesteś do niego tak negatywnie nastawiona? - zapytała ją, wertując kartki i zatrzymując na przypadkowych fragmentach wierszy.
- Bo jest dupkiem. To proste - odpowiedziała prawie od razu, ale nie do końca się z tym zgadzała. Próbowała sama siebie przekonać, że Frey jest totalnym egoistą.- Nie myśli o innych, tylko o sobie.
- Chyba każdy z nas ma chwile, kiedy zwraca uwagę tylko na swoje własne dobro...
- Oh, tak? - Uniosła brew. - W takim razie u niego chwila trwa niesamowicie długo. Całe życie. - Zaśmiała się cicho. - Nie dostrzega nic, prócz czubka własnego nosa. A, jeszcze te jego głupie auto. Żółty Demon, kto normalny nazywa tak samochód? Powtarzam, samochód. - Pokręciła delikatnie głową. - Jest arogancki, zapewne też i fałszywy. Dba o swoje interesy, totalnie nie obchodzą go inni. Jest bogaty, a bogacze zwykle są rozpieszczeni. Jego matka i ojciec zapewne dają mu wszystko pod nos.
- Słyszałam, że on nie ma mamy - szepnęła Grace, patrząc już nie na wiersze, lecz na zirytowaną Viper.
- Jak to nie ma mamy? - zapytała ją i zamrugała kilka razy. - Każdy z nas ma jakąś mamę.
- Podobno jego mama zmarła zaraz po jego urodzeniu. - Dziewczyna spuściła wzrok. Grace współczuła Axelowi. Znała ból, jaki powoduje śmierć bliskiej osoby i zdawała sobie sprawę z tego, że niektórym pogodzenie się z czyjąś śmiercią zajmuje wiele lat, a czasem i całe życie. Wiedziała także, że każdy radzi sobie inaczej ze stratą i inaczej wypełnia pustkę w sercu. - Więc ostatnie uprzedzenie należy skreślić – wymamrotała.
Pannie Clark ponownie tego dnia zrobiło się głupio i pomyślała, że w niektórych momentach powinna ugryźć się w język. Wcześniej nie słyszała o sytuacji rodzinnej Axela. Zrobiło jej się żal chłopaka, jednak ściągnęła pomalowane szminką usta w wąską kreskę i dumnie uniosła głowę.
- To nie zmienia tego, że jest jaki jest. A jest narcystycznym idiotą - syknęła. Nie dopuszczała do siebie myśli, że to Ryan w tej grze jest tym złym.
- Mimo tego lubisz spędzać z nim czas - zauważyła Grace. - I nie mów, że jest inaczej, Viper. To widać.
Viper Clark nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Zagryzła więc lekko wargę i odwróciła swój dotychczas dumny i pełen wyższości wzrok.
                                                                                             ***
Axel po zakończonych lekcjach wybrał się na przejażdżkę po okolicy. Był nieco zmęczony, a to wszystko przez trenera, który przed zawodami dostawał szału i wyciskał z nich wszystkich siódme poty. Chłopak zapytał się go, czy wie coś może na temat nieobecności ich rozgrywającego, jednak mężczyzna pokręcił głową i wydarł się na niego, żeby ruszył swoje szanowne cztery litery na boisko, bo inaczej zostanie sprzątać szatnie. Później Frey próbował jeszcze dodzwonić się do Theo, jednak ciągle włączała się poczta głosowa. Odpuścił i przekonał sam siebie, że nic się nie dzieje oraz że nie powinno go to w ogóle obchodzić.
Kiedy jechał w stronę domu, zadzwonił telefon. Już myślał, że to Theo lub Grace, która znalazła wraz z Viper książkę dla niego, jednak na wyświetlaczu pokazał się numer Ryana Marschalla. Nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha, nieznacznie zwalniając.
- Pomyliły ci się numery, Marsch? -zapytał. - To nie jest Telefon Zaufania.
W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.
- Axel, Axel, Axel... Jak zawsze zabawny,  że ażwcale - warknął. - Mam sprawę.
Białowłosy zmarszczył brwi, trochę zdziwiony tym, że ktoś taki jak Ryan Marschall ma czelność mieć sprawę do kogoś takiego jak on.
- Zamieniam się w słuch– powiedział tonem udającym znużenie. W rzeczywistości wyczekiwał, co takiego Marschall chce mu powiedzieć.
- Chcę rewanżu za ostatni wyścig. Jeden na jednego. Ja kontra ty. Twoje Żółte Gówno kontra mój Zielony Smok.
Frey wybuchnął śmiechem, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- Jesteś jakimś masochistą? Lubisz przegrywać, czy jak? - zapytał go z kpiną.
Przez chwilę nie słyszał kompletnie nic. Myślał, że Ryan się rozłączył, jednak był w błędzie.
- Boisz się, że tym razem mi się uda? No dalej, Frey. Co masz do stracenia? Skoro jesteś tak pewny wygranej, dlaczego od razu nie przyjmiesz wyzwania? - Po raz kolejny usłyszał śmiech. - Jaka byłaby reakcja twojej matki, gdyby zobaczyła, jakim tchórzem jest jej synalek?
Axel zacisnął mocno zęby, patrząc na czerwone światło. Marschall uderzył w jeden z najczulszych punktów, wzbudzając złość u chłopaka. Nastolatek nie miał ochoty ponownie ścigać się z Ryanem, jednak tym razem nie była to sprawa zwykłego upokorzenia przeciwnika. To była sprawa honoru.
Zapaliło się żółte światło, a Frey mocniej zacisnął rękę na kierownicy. Wiedział,że coś tu nie gra. Jednak był zbyt zdenerwowany by nad tym rozmyślać.
- Gdzie i kiedy - wycedził, a gdy zapaliło się zielone światło, nacisnął pedał gazu i ruszył do przodu, zostawiając za sobą tumany kurzu i resztki cierpliwości do kogoś takiego jak Ryan Marschall.

MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz