Nadzieja umiera ostatnia.
A ktoś taki jak Theo Paddock, potrafi spać całą wieczność.
Gdyby nie to, że nastawił budzik, aby obudzić się równo godzinę przed zapowiadanym przyjazdem Axela, chłopak przespałby zapewne cały dzień. I może jeszczę trochę nocy.
Wygramolił się spod kołdry, uśmiechając się delikatnie. Długo przekonywał sam siebie do tego wyjścia i w ostateczności uległ większym namowom ze strony Grace i przekonaniom Axela, że widok tańczącego Hendersona jest jedną z rzeczy, które trzeba zobaczyć przed śmiercią. Nawet Viper powiedziała, że jeżeli on nie pójdzie, to ona raczej też zrezygnuje. Paddock zdawał sobie sprawę, że być może się wykruszy. Ale tak się nie stało.
Nawet nie przejmował się aż tak bardzo tym, że na maskaradzie będzie mnóstwo osób. Najważniejsze było to, że szedł z trójką wspaniałych ludzi, którym zaczynał ufać coraz bardziej. Ich towarzystwo działało na niego jak gra w koszykówkę. Gdy byli obok, zapominał o wszystkich zmartwieniach. Nie odczuwał strachu, zmęczenia. Nie myślał o tym, że kiedy wróci do domu spotka się z zawiedzionym spojrzeniem matki, kpiącym uśmiechem Josha i Lucasem, który sam w sobie był żywym koszmarem Theo.
Odczuwał samotność odkąd pamiętał. Samotny na placu boju, kiedy jego przeciwnikiem był ojciec alkoholik i jego ciosy. Samotny w szkole, na podwórku. Nawet w domu, w którym nie mieszkał przecież sam, czuł się opuszczony.
Kiedy przebywał z Viper, Axelem i Grace, uczucie samotności znikało. Czuł się dobrze, zupełnie jak w chwili, kiedy wraz z dźwiękiem budzika otworzył oczy.
Podszedł do dużej szafy, w której trzymał ubrania. Na koniec piątkowej lekcji, trener powiedział im niesamowicie poważnie i oficjalnie, że na maskaradę mają ubrać się dość schludnie, a nie jak na trening koszykówki. Niektórzy zareagowali na to śmiechem, ponieważ byli niemalże pewni, że Coach przyjdzie w swoich ulubionych dresach, a zamiast krawatu czy też muszki, będzie miał na szyi jeden ze swoich nieśmiertelnych gwizdków.
Zdecydował się na czarną koszulę, zamiast białej. Uznał, że, po pierwsze, jeżeli się ubrudzi, nie będzie nic widać, a po drugie miała świetny materiał i czuł się w niej swobodnie. Poza tym, nie bardzo lubił jasną kolorystykę ubrań.
W łazience wziął szybki prysznic i postarał się chociaż trochę zapanować nad ciemnymi włosami, które żyły własnym życiem. Mimo tego, że całkiem niedawno był u fryzjera, one i tak szybko odrosły, robiąc na jego głowie artystyczny nieład, jak to określała Viper. Szkoda tylko, że sam chłopak nie uważał, że wygląda bardziej artystycznie. Raczej jak jakiś całkiem schludny bezdomny bez zarostu. Zaś według własnej mamy i Josha, wyglądem przypominał młodego narkomana. Dla Lucasa wyglądał jak pedał. Przybrany brat używał tego określenia najczęściej.
To zabawne, jak ludzie postrzegają innych ludzi.
Spojrzał w lustro na swoje odbicie. Zmęczenie było widoczne na jego twarzy nawet wtedy, kiedy nie czuł się aż tak senny. Widoczne cienie pod oczami - efekt genów, ale także nieprzespanych nocy. Czarna koszula sprawiała, że blada skóra chłopaka wydawała się jeszcze bardziej mleczna. Był niemal pewien, że gdyby tak ubrany przyszedł do Grace, Eviee uznałaby, że bardzo przypomina wampira. Zapewne Mason nie zgodziłby się z siostrą, porównując go bardziej do żywego trupa, co po dłuższym zastanowieniu się, jest równoznaczne z nazwaniem go wampirem. Pewnie wynikłaby z tego między nimi zażarta kłótnia i dopiero starsza siostra uspokoiłaby młodych gniewnych. Na samą myśl o rodzeństwie rudowłosej, Theo uśmiechnął się delikatnie.
Mama prawdopodobnie była jeszcze w pracy lub wybrała się na zakupy, a Josh pojechał gdzieś swoim starym gruchotem, do którego mężczyzna miał dziwny sentyment. Ostatnio prawie nie widział swojej mamy w domu, a co dopiero rozmawiał z nią o czymkolwiek. Cisza między nimi była dla niego trochę bolesna, jednak nie przeszkadzała mu aż tak bardzo i nie chciał jej przerywać. Podczas ostatniej kłótni może rzeczywiście powiedział za dużo, ale był wtedy zły. I równocześnie szczery.
Nie słyszał też, aby Lucas był w swoim pokoju, z którego zwykle wydobywała się głośna muzyka. Jaki był zdziwiony, gdy zastał go w kuchni, smętnie jedzącego płatki śniadaniowe, mimo że na blacie leżały pieniądze, za które chłopcy powinni kupić jakiś obiad. Paddock miał mieć dzisiaj zbyt dobry dzień, aby taki ktoś jak czarnowłosy, ozdobiony kolczykami brutal mógłby go zniszczyć.
Podszedł do lodówki, wyciągając z niej sok i sięgnął po szklankę, nawet nie patrząc na obserwującego go przybranego brata. Ten jednak uważnie go obserwował.
- Idziesz dzisiaj ze mną, Sindy i Ruby do kina. Podobno kupujesz bilety, to miłe z twojej strony - powiedział Lucas, uśmiechając się lekko.
- Nie rozmawiam z Ruby odkąd ostatnim razem kazałeś mi z wami iść i udawać zakochanego. Sindy nie darzę sympatią. Nie idę z wami do kina - wymamrotał po chwili, najspokojniej jak potrafił. Ręce powoli zaczynały mu się trząść, dlatego odłożył szkalnkę z nalanym już sokiem na blat.
- To dlaczego jesteś tak wystrojony? Masz randkę z jakimś chłopakiem, co? Może to ten Frey? Nie wierzę, że jest to bezinteresowna znajomość... - Zaśmiał się pod nosem.
Theo poczuł zirytowanie. Lucas przeginał od początku, jednak powoli zaczynał przesadzać i działać chłopakowi na nerwy.
- Mamy dzisiaj w szkole maskaradę. Chyba wiesz, co to takiego, prawda? Dlatego nigdzie się z wami nie wybieram - oświadczył ze spokojem, nie odwracając się do prowokatora, tylko patrząc na szafkę.
- Maskarada? Imprezy nie są chyba dla ciebie. Zbytnio dajesz się ponieść, nie sądzisz, ćpunku? Moze mam ci przypomnieć, jak skończyła się ostatnia, niesamowita zabawa...
- Nigdzie z wami nie idę - powtórzył Theo, odwracając się i patrząc chłopakowi prosto w oczy. - Nie będę na każde twoje zawołanie. - Sam nie wiedział, skąd wzięło się w nim tyle odwagi, aby wypowiedzieć te słowa. Miał już jego serdecznie dosyć. Brzydził się nim i nienawidził go, jak nikogo innego na tym świecie. Emocje i złość, które nagromadziły się w Theo przez tygodnie szantażu przez Lucasa oraz pewność siebie trójki znajomych oddziałały na bruneta z niesamowitym skutkiem.
Reakcja Lucasa była natychmiastowa. Wstał od stołu, błyskawicznie znajdując sie tuż przy osiemnastolatku, patrząc mu w oczy z wyrazem wielkiego skupienia na twarzy, jakby chciał, ale nie mógł go uderzyć.
- Ktoś tu obrósł w piórka? - warknął zirytowany tym, że Theo w ogóle odważył się sprzeciwić mu w jednej sprawie kilka razy z rzędu. - Posłuchaj, gnoju... Albo idziesz dzisiaj do tego kina, albo jeszcze dzisiaj wszyscy się dowiedzą o twoich chorych upodobaniach.
Serce Paddocka przyspieszyło, a on sam nie mogąc się odsunąć, patrzył prosto w małe oczka Lucasa, które wręcz wywiercały w nim dziurę. Szczerze nienawidził tego uczucia, ale jeszcze bardziej nie cierpiał być osaczony.
Theo miał już dość.
Odepchnął chłopaka z całych sił, po czym szybko przesunął się w stronę wyjścia z kuchni, aby w razie czego mieć szybką możliwość wyjścia z domu lub ucieczki do swojego pokoju. Wycelował w niego palcem, jednak dłoń chłopaka drżała, dlatego równie szybko opuścił rękę.
- Mam to gdzieś, nigdzie z tobą nie idę - wycedził przez zęby. - Nie jestem jakimś pieprzonym chłopakiem do towarzystwa dla przyjaciółki twojej dziewczyny... - Nie dokończył, kiedy to usłyszał dźwięk klaksonu. Axel już na niego czekał, aby wspólnie podjechali pod dom Viper i zabrali ją wraz z Grace.
Nabrał powietrza i jeszcze przez chwilę patrzył na Lucasa, od którego wręcz emanowało wściekłością, ale także zdziwieniem. W końcu pierwszy raz Theo mu się postawił.
Gdy Theo Paddock zamykał za sobą drzwi, czuł jednocześnie ulgę i paraliżujące uczucie strachu. Jednak kiedy Axel odsunął szybę, aby zmierzyć go wzrokiem z góry na dół, po czym uśmiechnął się szeroko i zapytał, czy chłopak ma zamiar ruszyć tyłek, czy musi jeszcze pożegnać się z drzwiami, strach jakby stracił na sile.
W głowie osiemnastolatka pojawiła się niesamowicie pozytywna myśl - przecież obraca się w towarzystwie trójki wspaniałych ludzi, dla których jego orientacja chyba nie zrobi większej różnicy. Zresztą, Lucas był typem, który był mocny w gębie, ale zbyt leniwy, by nie ograniczyć się tylko do gróźb.
Wsiadł do Żółtego Demona, przybił z Axelem żółwika i pomyślał, że będzie dobrze.
CZYTASZ
Morfiniści
Teen FictionCo łączy bogacza bez matki, patykowatą żmiję, chorego chłopaka i rudowłosą artystkę? Projekt edukacyjny. Axel, Viper, Theo i Grace to cztery odmienne światy. Każdy ze swoim bagażem doświadczeń, zmartwień i kompleksów. Idą swoimi ścieżkami, jednak w...