- Jak to możliwe, że potrafię prowadzić Żółtego Demona, a nie umiem przejechać chociażby pięciu metrów na jakiejś deskorolce. I to ma cztery koła, i to. Co robię nie tak? - Zaśmiał się, kiedy po raz kolejny wyłożył się na ziemi.
-Wiesz... Idzie ci nieźle, jak na początkującego...
- Nie ściemniaj, Paddock. Czy ty w ogóle patrzyłeś, kiedy stawałem na te narzędzie diabła? - parsknął i przewrócił oczami. - Ile tobie zajęło ogarnianie tego ustrojstwa?
Theo zastanowił się chwilę. Jeździł na deskorolce od dziesiątego roku życia. Tak odreagowywał na kłótnie domowe. Deskorolka była też dobrą wymówką, kiedy nauczyciele interesowali się siniakami na jego skórze. Wtedy beztrosko odpowiadał, że się wywrócił. Kiedy ojciec połamał mu rękę, wtedy też tłumaczył każdemu, że próbował wykonać jakąś skomplikowaną sztuczkę i po prostu się nie udało. Mimowolnie wzdrygnął się na samo wspomnienie ojca. Po chwili jednak otrząsnął się i wrócił do teraźniejszości.
-Jak miałem osiem lat, dostałem na urodziny pierwszą deskorolkę. -Uśmiechnął się delikatnie, maskując swój chwilowy powrót do bolesnej przeszłości.
Axel zagwizdał z podziwem.
- No, to wszystko wyjaśnia. Wymiatasz, stary. I mówię to serio –powiedział szczerze, a widząc, jak Theo przecząco kręci głową,zmarszczył brwi. - Nie wierzysz?
Brunet przeczesał włosy, odwróciwszy wzrok w przeciwną stronę, jakby lekko zmieszany. Axel w niektórych momentach nie rozumiał reakcji chłopaka. Tak było także w tej sytuacji.
- Rzeczywiście, zrobiłem od czasu pierwszej jazdy dość duży postęp... - mruknął po chwili. - Ale są lepsi ode mnie. - Wzruszył ramionami.
Frey przewrócił oczami.
- Nie bądź taki skromny. Obaj dobrze wiemy, że jeździsz świetnie. - Szturchnął go delikatnie. - Odrobina narcyzmu od czasu do czasu nie zaszkodzi. - Wyszczerzył się do niego, odsłaniając białe ząbki, na co Paddock odpowiedział lekkim uśmiechem. -Dobra, chyba już upokorzyłem się dostatecznie, może pójdziemy coś zjeść? - zaproponował. Sięgnął do kieszeni po telefon, aby sprawdzić godzinę. - Wiesz, pewnie pani Cuddle już przygotowała posiłek, więc co powiesz na to, byśmy poszli do mnie? - zapytał,podnosząc się na równe nogi.
Theo zastanowił się, rozważając wszystkie za i przeciw. To chyba byłoby niemiłe, gdyby odmówił. Poza tym, nie chciał jeszcze rozchodzić się z Axelem.Może było to trochę samolubne, jednak Paddock zdał sobie sprawę, że potrzebuje towarzystwa, aby oderwać myśli od kłopotów dnia codziennego. Nie zdawał sobie sprawy, że Axel Frey myśli dość podobnie. Białowłosy nastolatek także rozpaczliwie pragnął ludzkiej obecności i uwagi. Owszem, miał wielu znajomych od imprez, wyścigów, czy chociażby drużynę, z którą mógł powozić się po mieście albo pograć w kosza, by zabić czas, który, jakby mu powiedziała Grace, mógłby chociaż w małym stopniu wykorzystać na naukę. Ale to nie było to samo. Tamci lubili go w większości za jego popularność, pieniądze, jakimi dysponował. Lubili go za żółte porsche, którym on sam często się przy nich chwalił. Lubili go za rzeczy, które posiada. Natomiast dla Theo i Grace nie liczyły się jego pieniądze, popularność, czy co tam jeszcze. Liczyło się za to, jakim jest człowiekiem. Co do Viper, nie mógł tego powiedzieć. Od początku była na niego cięta, jednak lubił dziewczynę i wiedział, że Vipes, pod żmijowatym pancerzem, także darzy go chociażby minimalną sympatią.
W końcu brunetwestchnął cicho i popatrzył prosto na niego.
- Mam uczulenie na orzechy – oznajmił poważnym głosem.
- W takim razie obowiązkowo dodajemy do obiadu masło orzechowe – odpowiedział z wrednym uśmiechem, na co Theo przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś wredny, chamski... - zaczął, celując w niego palcem.
- I zabójczo przystojny. - Mrugnął do niego. -Chodź, po drodze wymyślisz jeszcze kilka epitetów, panie humanisto. - Zaśmiał się dźwięcznie i ruszył powoli w stronę swojego wielkiego domu, w którym nie będzie dzisiaj musiał siedzieć sam.
Theo patrzył na niego przez chwilę, szczerząc się jak głupi, po czym wstał, złapał deskorolkę i dogonił białowłosego. Szli ramię w ramię, wymyślając oraz dopasowując poszczególne określenia i słowa, do osób, które znają. A przy tym śmiali się, przyspieszali i nagle zwalniali oraz unikali nadepnięcia na pęknięcia chodnikowe, jak dzieciaki, które wychowały się na jednym podwórku. W rzeczywistości jednak, ich życie rodzinne znacznie się różniło.
- Marudny koszykarz –rzucił Axel.
- To oczywiste. Dave – odpowiedział Theo. -Wredne małpy.
- Sindy i Ruby. - Przeczesał włosy, udając, że się zastanawia. - Trup.
- Kurczę... Moment. Wiem... - Zamknął oczy, jakby to pomogło mu przypomnieć sobie imię kumpla Grace, poznanego w kinie. - Hawk! Prawda?
- Tak. Masz niezłą pamięć do imion i nazwisk – mruknął. - Zobaczymy, czy to skojarzysz...Bestia imprez! - wykrzyknął i obkręcił się wokół własnej osi.
Paddock znał osobę, którą określano właśnie tym tytułem. Przypomniała mu się impreza, którą organizował właśnie Bry Tiffany. Poszedł na nią, aby się wyluzować, oderwać od szkolnej monotonii. Wypił wtedy trochę za dużo i poniosła go fala alkoholowej euforii. Gdyby nie ta impreza, Lucas nie miałby teraz na niego żadnego haczyka i wszystko byłoby o niebo lepsze. Teraz musiał spełniać jego zachcianki, bo wiedział, że gdy stawi jakikolwiek opór, zdjęcie, które gnębiciel ma zapisane w telefonie, zostanie opublikowane w sieci, by każdy mógł naprawdę zobaczyć, kim jest Theo Paddock. Na samą myśl o tym, że właśnie tak mogłoby się stać, brunetowi aż ściskał się żołądek.
- Tiffany – wymamrotał ledwo słyszalnie. - Bry Tiffany.
***
Po obiedzie, kiedy już najedzeni siedzieli w pokoju osiemnastolatka, Axel zaproponował, że mogą obejrzeć jakiś film, jednak Paddock spojrzał na podręczniki porozrzucane na biurku i ułożone niczym wieża z kart zeszyty na podłodze. Spojrzał na niego poważnym wzrokiem.
-Nie. Wiem, że mamy dzień wolny od szkoły, ale to nie znaczy, że masz nie otworzyć ani razu zeszytu, by chociaż trochę się nauczyć– powiedział dobitnie i otworzył książkę od historii na temacie o kulturze, wierzeniach oraz wynalazkach starożytnego Egiptu. Zauważył, że rogi i boki kartek były w niektórych miejscach jakby poobgryzane. Popatrzył na chłopaka, unosząc brew pytająco.
- Co? To szczur. - Wzruszył ramionami. - Myślałeś, że z nudów lubię sobie poobgryzać kartki? - Przekrzywił głowę, uśmiechając się szeroko.
- Tak, dokładnie o tym pomyślałem. Już sobie nawet wyobraziłem, jak siedzisz na lekcji w tej swojej ostatniej ławce w kącie i z uśmiechem małego psychopaty skubiesz zębami kartki, nie słuchając nauczycielki. W sumie to by wyjaśniało, dlaczego masz tak złe oceny...
- Spadaj, Paddock –prychnął. - Zamieniasz się w Grace. Nauka, nauka, nauka...
-Zdajesz sobie sprawę, że balansujesz między zagrożeniem, a oceną dopuszczającą? - Popatrzył mu prosto w oczy. - Dlaczego tak bardzo to lekceważysz?
Axel nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Zagryzł wargę, sam zastanawiając się nad powodem całkowitego olewania takich przedmiotów, jak historia czy biologia. Jednak w głębi duszy wiedział, dlaczego akurat z tych przedmiotów ma najsłabsze oceny. Wiedział doskonale, jakie były ulubione przedmioty szkolne ojca. Wiele razy naciskał na niego, by ten przyłożył się właśnie do nich, bo to byłby okropny wstyd, gdyby je zawalił. Wzruszył ramionami z obojętnością wymalowanąna twarzy.
Theo westchnął ciężko. Podszedł do wieży z zeszytów i czując na sobie wzrok Axela, zaczął rozbierać budowlę krok po kroku. Położył zeszyty na biurku, wybierając tylko jeden z nich, ten od historii.
- Eee... Jeśli myślisz, że znajdziesz tam jakiekolwiek notatki, to się grubo mylisz – mruknął białowłosy, a kiedy dostrzegł karcące spojrzenie bruneta, uśmiechnął się trochę głupkowato.
- W takim razie... Czas najwyższy sporządzić notatki i nauczyć się na test. - Na początku Axel myślał, że żartuje. Jednak gdy Theo wziął do ręki piórnik chłopaka, książki oraz zeszyt i usiadł obok niego, zrozumiał, że to nie żart. Naprawdę zamierzał go czegokolwiek nauczyć.
Cóż, nie miał wyboru. Otworzył zeszyt na czystej stronie i zaczą łsporządzać notatkę.
Po około dwóch godzinach, Axel ze zdziwieniem stwierdził, że potrafi odpowiedzieć na większość pytań, które zadawał mu Theo. Paddock postanowił nauczyć Axela nazw bóstw i charakterystycznych dla nich cech wyglądu, czy atrybutów, grając w skojarzenia, tak jak to robili w drodze do domu Frey'a.
- Koty – rzucił szybkie hasło.
- Bastet. - Usłyszał odpowiedź błyskawicznie.
- Krokodyli bóg wody to...
-Sobek.
- Zgadza się. - Pokiwał głową. - Żona Horusa.
Axe lzastanowił się przez chwilę, szukając w pamięci imienia bogini.
- Proszę o podpowiedź, panie Paddock. - Wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką, który uważał za dość majestatyczny i arystokracki.
- Krowie rogi. - Popatrzył na niego wyczekująco. -Imię mojego węża zbożowego – dodał po chwili.
- Izyda! -Axel klasnął w ręce, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. -Rany, umiem to!
Theo już miał zadać mu następne pytanie, gdyjego komórka zawibrowała. Spojrzał zdziwiony na wyświetlacz i zbladł, gdy zobaczył, kto dzwoni.
- Przepraszam, muszę odebrać– wymamrotał, naciskając zieloną słuchawkę i wychodząc z pokoju. - Halo?
- Gdzie ty jesteś, padalcu? - Głos Lucasa niósł w sobie wściekłość i zniecierpliwienie. - Miałeś siedzieć w domu cały dzień.
- Miałeś być na imprezie... - wymamrotał Theo, cichym głosem.
- Plany się zmieniły! Przychodzę pod dom, naciskam klamkę, a tu niespodzianka! Zamknięte!
- Nie wziąłeś kluczy? - zapytał, w sumie nie zdziwiony głupotą starszego o rok chłopaka.
- Jakbym wziął, to chyba bym do ciebie nie dzwonił, szmaciarzu – warknął tamten w odpowiedzi. - Słuchaj, gówno mnie to obchodzi, gdzie teraz jesteś. Czy na mieście, czy na innym kontynencie, wisi mi to. Daję ci piętnaście minut na powrót do domu...
- Ale ja... - przerwał mu, chcąc wytłumaczyć, że może nie zmieścić się w określonym przez niego czasie.
- Piętnaście minut – powtórzył raz jeszcze. - Albo zdjęcie jeszcze dzisiaj wyląduje w sieci.
Brunet musiał działać szybko. Kiedy wszedł z powrotem do pokoju, przypominał wystraszonego siedmiolatka. Axel od razu zrozumiał, że coś musiało się stać.
- Theo...?
- Wiesz, ja muszę się już zbierać – powiedział szybko. - Strasznie przepraszam, coś mi wypadło... Możesz tylko odprowadzić mnie do drzwi? Nie trudno się tu zgubić. - Zaśmiał się nerwowo.
-No dobrze, w porządku... - mruknął chłopak, wstając. Nie wiedział, z kim Theo przed chwilą rozmawiał i ledwo co powstrzymał chęć zapytania go o to. Chociaż znając Theo, Axel nie spodziewałby się jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli w ogóle by jakąś usłyszał. Przybił mu żółwika na pożegnanie, chociaż tak naprawdę chciał złapać go za bluzę i nie puszczać, póki nie dowiedziałby się całej prawdy, kto dzwonił i co takiego się stało, że tak szybko się zebrał.
Theo jechał na deskorolce szybko i dość nieostrożnie. Raz potknął się i prawie wylądował twarzą na chodniku, ale w porę utrzymał równowagę. Oczy miał szeroko otwarte ze strachu. Nie zdąży, nie da rady...
- Szybciej, szybciej, szybciej... - wymamrotał, odpychając się by nabrać jeszcze większego rozpędu. Serce biło mu jak oszalałe. Czuł się jak królik, którego goni wielki, głodny wilk. W oddali już widział swój dom. Spojrzał szybko na telefon. Ma jeszcze pięć minut. Dyszał ciężko, mimo że jazda znacznie usprawniła mu podróż. Bez deskorolki nie miałby żadnych szans.
Wbiegł po schodkach, omal nie potykając się o jeden ze stopni. Przy drzwiach wstał wściekły Lucas.
- Otwieraj te drzwi – zażądał natychmiast, wcale nie przejmując się tym, że chłopak łapczywie wciąga powietrze.
Osiemnastolatek drżącymi rękoma wyciągnął z kieszeni klucze i rozpaczliwie starał się otworzyć drzwi, jednak po prostu nie mógł trafić. Obraz przed oczami rozmazywał się i z powrotem wracał do normy, przy okazji powodując u chłopaka mdłości. Zniecierpliwiony Lucas widząc, że brunet sobie nie radzi, brutalnie wyrwał klucze z jego ręki, odpychając go od drzwi. Otworzył je i wszedł do domu, prychając niczym rozwścieczony byk, któremu matador pokazał czerwoną płachtę.
Paddock myślał, że wściekły nastolatek pójdzie do siebie do pokoju, po drodze tylko na niego wyklinając, jednak to by było chyba zbyt piękne. Ledwo zamknął za sobą drwi, ten złapał go za bluzę i przycisnął do ściany z szyderczym uśmiechem. Przeszedł go dreszcz.
-Gnoju, kazałeś na siebie czekać – wycedził, patrząc prosto w jego oczy.
- A-ale... Piętnaście minut. Zdążyłem... - Słowa ledwo przechodziły mu przez gardło.
Słysząc parszywy śmiech Lucasa, wzdrygnął się ponownie.
- Właściwie... Minęło osiemnaście minut – wyszeptał jadowitym głosem, jeszcze mocniej przyciskając go do ściany.
- Nie, niemożliwe – wyjąkał, a jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem strachu tak, że ledwo widać było tęczówkę.
- Ups? - Czarnowłosy chłopak jedną ręką sprawnie wyciągnął z kieszeni swój telefon, po czym paroma kliknięciami wyświetlił nieszczęsne zdjęcie. - Podobno w godzinach wieczornych, posty mają większą ilość odbiorców, w krótszym czasie... Przekonamy się, Theo? - zapytał, klikając w ikonkę udostępnienia zdjęcia. Na ekraniku pojawiła mu się lista, na której mógł zaznaczyć, gdzie chce udostępnić owe zdjęcie.
-Błagam, nie rób tego... - powiedział, a jego głos załamał się już w połowie. - Lucas, proszę... Nie dzisiaj... Ja przepraszam, to moja wina. - Zdawał sobie sprawę, jak żałośnie musi brzmieć. Ale nie miał wyboru. Jeśli to zdjęcie pojawi się w sieci, będzie skończony. Dopiero co znalazł ludzi, których naprawdę polubił, ten dzień zapowiadał się tak cudownie... Nie chciał ich stracić. Tak bardzo bał się odrzucenia, że gotów był zrobić naprawdę bardzo, bardzo wiele, oby tylko Lucas nie udostępnił zdjęcia,które by go zdemaskowało.
Chłopak oblizał wargi, przybliżając się do niego, na co Theo wstrzymał oddech, a serce w jego klatce piersiowej zabiło jeszcze szybciej.
- Co jest, Paddock? Przecież lubisz chłopców, nie? - wyszeptał mu do ucha, po czym roześmiał się głośno i puścił wystraszonego nastolatka, odsuwając się od niego prawie natychmiast. - Brzydzę się tobą. Jesteś chory – obwieścił z jadowitym uśmiechem i odwróciwszy się, ruszył do swojego pokoju.
Jego śmiech nadal dudnił w głowie chłopaka.
Theo podniósł się chwiejnie, postanawiając od razu wziąć prysznic. Z trudem wspiął się po schodach. Było mu gorąco, dusił w sobie płacz. Wszedł do pokoju, wziął ubrania na zmianę i poszedł do łazienki. Zimna woda dała mu uczucie orzeźwienia, jednak nic poza tym.
Gdy tylko skończył kąpiel, zamknął się w pokoju i wybuchnął niekontrolowanym płaczem. Czuł ucisk wklatce piersiowej. Miał dosyć. Lucas posunął się za daleko. Sprawił, że Theo czuł się teraz jak osaczone zwierzę, które nie ma szans na ucieczkę.
- Było tak dobrze... –wyszeptał. Wziął do rąk mniejszą z poduszek i zagryzł ją, by nikt nie usłyszał jego wycia. Chciało mu się wrzeszczeć. Wykrzyczał się więc w poduszkę, która stłumiła także ten dźwięk. Czuł się okropnie. Sam się sobą brzydził. Łapczywie złapał powietrze i zakasłał. Nagle zrobiło mu się niesamowicie słabo.Chciał otworzyć okno, jednak nogi się pod nim ugięły i runął na ziemię.
Nastała ciemność.
CZYTASZ
Morfiniści
Teen FictionCo łączy bogacza bez matki, patykowatą żmiję, chorego chłopaka i rudowłosą artystkę? Projekt edukacyjny. Axel, Viper, Theo i Grace to cztery odmienne światy. Każdy ze swoim bagażem doświadczeń, zmartwień i kompleksów. Idą swoimi ścieżkami, jednak w...