19.

145 32 2
                                    

Grace od samego rana chodziła podekscytowana maskaradą, która nadeszła niesamowicie szybko. W szkole odbyło się głosowanie, kiedy dokładnie odbędzie się impreza. Demokratycznie wybrano sobotę, na którą także swój głos oddała rudowłosa. O dziwo, zgodził się także trener Coach, który miał czuwać nad bawiącymi się uczniami. Prócz niego miała pojawić się pani Law, młoda nauczycielka chemii, dusza towarzystwa. Wszyscy nastawili się na niesamowitą balangę, będąc niemalże pewnymi, że ani trener, ani chemiczka nie będą uspokajać już prawnie dorosłych ludzi.
Przygotowując śniadanie, podśpiewywała cicho piosenkę, którą kiedyś śpiewała wraz ze swoją siostrą, Melanie. Nagle ktoś zajrzał jej przez ramię. Jej mama dołączyła do córki, nucąc cicho dobrze znaną jej melodię. Kiedy skończyły, mocno przytuliła dziewczynę.
- Ktoś tu jest cały w skowronkach - mruknęła, podchodząc do czajnika, aby wstawić wodę na poranną herbatę i kawę.
- Jestem taka podekscytowana, mamo - wyznała dziewczyna. - Jeszcze niedawno Axel pytał, czy nie pójdziemy wszyscy w czwórkę na maskaradę, a to już dziś!
- Nie zapomnij gazu pieprzowego - rzucił Mason, który właśnie pojawił się w kuchni.
- Ja też chciałabym iść na bal! - krzyknęła towarzysząca bratu Eviee, która rozsiadła się na swoim krześle i wygięła usta w podkówkę.
- Z twoją twarzą? Przecież to nie jest z okazji Halloween...
- Zamknij się, pryszczu! - warknęła dziewczynka.
- Halo, kochani. - Pan Harvest wszedł do pomieszczenia, ręką pocierając policzek. Mimo tego, że widać było, jak bardzo był zmęczony, uśmiechał się delikatnie. - Jak będziecie się tak kłócić od rana, nie pójdziecie wraz z psem nad jezioro. Szczeniak wszystko słyszy lepiej, a zapewniam was, nie będzie chciał słyszeć waszych docinek. A teraz Mason, proszę przeprosić siostrę.
Chłopiec zmrużył oczy, patrząc na bliźniaczkę.
- Przepraszam - wypluł z siebie, utrzymując z dziewczynką kontakt wzrokowy.
Eviee uśmiechnęła się słodko.
- Wybaczam ci, braciszku.
- Bardzo ładnie. - Pani Harvest pochwaliła swoje dzieci. - A teraz macie za zadanie pomóc mi nakryć do stołu.

Zielona niczym trawa sukienka spodobała się Grace od razu, a kiedy ją przymierzyła i okazało się, że pasuje idealnie, rudowłosa bez spoglądania na resztę ubrań powędrowała do kasy. W sklepie z tanią odzieżą można było znaleźć niesamowite perełki, a zielona sukienka była jedną z nich. Chociaż dziewczyna i tak dokonała małych poprawek. Dodała czarny pasek wzdłuż talii, przyszyła małe, czerwone różyczki. Całość prezentowała się według niej wyśmienicie. Była bardzo zadowolona z zakupu i nie żałowała czasu, który poświęciła na małą metamorfozę kreacji.
Kiedy ją ubrała, przez chwilę stanęła przed lustrem i powoli obkręciła się w około własnej osi, uśmiechając się delikatnie.
- Jaką mam piękną córeczkę. - Pan Harvest stał w wejściu do pokoju nastolatki, patrząc na nią z dumą. - Może nawet za piękną...
- Tato, daj spokój - powiedziała Grace, delikatnie kręcąc głową.
- Pamiętaj, żeby zabrać w razie czego gaz pieprzowy... Te dzisiejsze imprezy pozostawiają naprawdę wiele do życzenia.
- Przecież to nie jakaś domówka zakrapiana hektolitrami alkoholu. - Dziewczyna przewróciła oczami z uśmiechem. - Poza tym, będą tam nauczyciele i moi znajomi. Nic nie może się stać.
- Przezorny zawsze zabezpieczony - mruknął. - Jeszcze raz, z kim się wybierasz?
Rudowłosa westchnęła. Wiedziała, że nie uniknie wręcz policyjnego przesłuchania przez własnego tatę, dlatego wcześniej przygotowała się do tej rozmowy.
- Idę wcześniej do Viper. Zaoferowała, że zrobi mi fenomenalne paznokcie. Nie musisz mnie podwozić, złapię autobus. Akurat zatrzymuje się niedaleko bloku, w którym mieszka. Później, gdy już będziemy gotowe, przyjedzie po nas Axel Frey. Zapewne zabierze ze sobą też Theo, bo ma po drodze. Później pojedziemy na maskaradę i będziemy się świetnie bawić.
- A kto odwiezie cię z powrotem? Może przyjechać radiowozem? - zapytał pół-żartem mężczyzna.
- Tato, ani mi się waż! Axel mnie odwiezie! - Zaśmiała się. - To co, mogę dostać przepustkę, panie władzo?
Pan Harvest uśmiechnął się do swojej córki. Była taka podobna do Melanie. Pamiętał jeszcze, jak dziewczynki biegały razem po polach i chodziły do lasu, przynosząc z niego dojrzałe jagody. Potrafiły godzinami siedzieć w stodole, śpiewając i układając snopki siana tak, aby chociaż trochę przypominały igloo w bardziej letnim wydaniu. Lecz pewnego dnia zdarzył się ten okropny wypadek. Ojciec był bardzo dumny z Grace, która nie załamała się, lecz poradziła sobie ze stratą najlepiej. Zrozumiała i zadawała na głos pytań, dlaczego to właśnie jej własna siostra zginęła, a nie ktoś inny. Teraz martwił się o osiemnastolatkę, mimo tego, że darzył ją wielkim zaufaniem i mógł postawić cały swój dorobek, że dziewczyna nie wpakuje się świadomie w żadne poważne kłopoty.
- Uważaj na siebie, Grace - odpowiedział po dłuższej chwili.
- Będę, tato.

MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz