21.

147 30 13
                                    

Wszyscy uważali, że uczniowie dekorujący salę wykazali się niesamowitą kreatywnością, a także wyczuciem stylu, którego mogą im pozazdrościć najwspanialsi dekoratorzy i projektanci wnętrz.
Kolorystycznie głównie dominował kolor czerwieni przeplatanej ze złotem. Było to pewnego rodzaju nieco spóźnione pożegnanie jesieni, jak stwierdził Axel, przez co został obdarzony lodowatym wzrokiem. Theo stwierdził, że Viper chyba wita właśnie zimę spojrzeniem. Grace słysząc ich wymianę zdań jedynie pokręciła głową z niedowierzaniem. Tylko oni potrafili rozegrać dość zabawną scenkę w tak krótkim czasie, w dodatku na dość interesujący temat, jakim była kolorystyka sali.
- Nie no, wyszło wam bardzo ładnie. Prawie nie przypomina sali, na której tysiące uczniów wylało hektolitry potu i łez - stwierdził Frey, zakładając maskę, którą to każdy dostał przy wejściu. One również były robione przez uczniów szkoły, a dokładniej osoby z grupy artystycznej. Theo nie brał udziału w ich tworzeniu, bo mimo tego, że jako początkujący aktor radził sobie całkiem nieźle, mówił, że ma dwie lewe ręce, a przecież maski mają być raczej wyjątkowe, a nie wyjątkowo brzydkie.
- Dzięki. Szczerze powiedziawszy nieco się napracowaliśmy. Wiesz, prawie wszystko oceniał trener. Ciężko było mu wyjaśnić, że kosze mogą nieco psuć całoksztat i należy po prostu unieść je wyżej, aby były mniej widoczne. Jednak... Udało się. - Uśmiechnęła się szeroko, a gdy zobaczyła jasnowłosego chłopaka w masce, parsknęła cichym śmiechem. - Właśnie otrzymałeś maskę, w której wyglądasz jak blond Bruce Wayne w swoim kostiumie Batmana.
- Czyli mam rozumieć, że wyglądam bardzo pociągająco, hm? - zapytał i poruszył brwiami, uśmiechając się niczym największy podrywacz. - Hej, ty za to możesz być Poison Ivy. Zielona sukienka, ogniste włosy...
- Chyba udzieliło wam się coś od Masona - zauważył Theo, który założył maskę przypominającą te, jakie nosili niegdyś doktorzy w okresie epidemii dżumy.
- Cicho... Pingwinie. Gdzie twój cylinder, gdzie twój parasol? Gadaj - powiedział nieco ochrypłym głosem, naśladując głos filmowego Batmana.
Paddock jedynie popukał się w głowę, patrząc na niego. Jednak nie potrafił zachować pokerowej twarzy, kiedy zaczynali żartować.
- A ja? Jak wyglądam? - zapytała wciąż obecna w towarzystwie Viper, która jednak wyglądała, jak gdyby szukała kogoś wśród zbierającego się powoli tłumu ludzi w kolorowych i różnorodnych maskach.
Grace miała już coś powiedzieć, jednak Axel był pierwszy.
- Jak zawsze zjawiskowo.
Jego słowa sprawiły, że szarooka dziewczyna w czerwonej masce odwróciła się do niego, a na jej twarzy przez chwilę malowało się zdziwienie. Jakby co najmniej chłopak powiedział, że ma na plecach ogromne skrzydła. Te jedno zdanie nie miało w sobie ani kpiny, ani sarkazmu, czy czegokolwiek, co uczyniłoby je po prostu zwykłym kłamstwem. Frey ot tak, od razu odpowiedział na jej pytanie, nie bawiąc się w żarty, czy też metaforyczne porównania do jakichkolwiek komiksowych, czy może też i filmowych postaci. Stwierdzenie faktu, jakby było to oczywiste i niepodlegające żadnej dyskusji. Axel Frey, zwany przez Marschalla arogancką sierotą powiedział jej, że wygląda zjawiskowo. Jak zawsze.
Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy Ryan wypowiedział podobne słowa z taką szczerością, z jaką zrobił to niebieskooki chłopak, którego sekrety miała poznać i wykorzystać przeciwko niemu.
Nie mogła jednak sprawić wrażenia, że to ją ruszyło.
- Dzięki, Frey. Całkiem miłe jak na takiego kogoś jak ty - rzuciła, unosząc dumnie głowę.
W rzeczywistości dzięki jego słowom poczuła się lepiej. Poczuła się zauważona i dowartościowana.
Poczuła, że rzeczywiście wygląda zjawiskowo.
Całą maskaradę oficjalnie miał zacząć dyrektor szkoły, jednak tydzień temu zapowiedział, że nie może uczestniczyć w imprezie z powodów rodzinnych. Jego dwudziestoletniego syna powoli wykańczał nowotwór. W zeszłym roku uczniowie zorganizowali zbiórkę właśnie dla niego. Kwota została przeznaczona na kolejne dawki chemii, która miała mu pomóc. Wzruszony gestem chłopak nagrał nawet filmik z podziękowaniami, nie mogąc zjawić się osobiście, jednak mimo tego choroba nie ustąpiła. Powoli znikał.
Bardziej rozpoznawalną osobą, utrzymującą wszystko w ładzie była surowa wicedyrektor. Kobieta była niskiego wzrostu, jednak jej spojrzenie sprawiało, że każdy szkolny huligan nagle doznawał nawrócenia. Miała twarz przypominającą pysk mopsa, a na szyi nosiła naszyjnik z czerwonym kamieniem. Po szkole krążyła legenda, że kobiecina ma już kilkaset lat, a wisior, którego praktycznie nie zdejmuje daje jej nieśmiertelność, kontrolę nad umysłami i kilka innych umiejętności, które posiadają trudni do pokonania złoczyńcy.
Poza tym, uczyła w szkole również matematyki.
"Zmora uczy zmorę" - skomentował kiedyś Henderson, który potrafił wziąć na klatę sto kilo, jednak załamywał się podczas obliczeń matematycznych. Steve Collage, który był wybitny z matematyki, twierdził, że wszystko winą logiki, którą posiadało każde działanie, jednak nie posiadał jej Mark Henderson.
Zamiast dyrektora i wicedyrektor, na scenę wkroczył trener Coach.
Trener ubrany był w gustowne spodnie dresowe, białą koszulę i czarną marynarkę. Zamiast muszki posiadał zielony gwizdek. Trzeba było przyznać, że bardzo pasował do sportowych adidasów mężczyzny, również tego samego koloru.
Zastukał palcami w mikrofon, a kiedy z głośników rozległ się piskliwy odgłos, widząc skrzywione miny uczniów, uśmiechnął się złowieszczo, niczym Grinch.
- W tych maskach i świetle wyglądacie jak nie moi uczniowie. Od razu lubię was jakoś bardziej. Więc tak, misiaczki, dzieciaczki, osiągające dojrzałość potwory i inne stworzenia, których nie udało mi się porządnie zidentyfikować przez wiele lat mojej roboty. Przekleństwem dla mnie jest to, że muszę rozpocząć ten bal. Dla was bowiem fakt, że musicie mnie słuchać i poczekać, aż powiem wam, że możecie się bawić. Może korzystając z okazji przedstawię wam wyniki ostatniego meczu Tygrysów z Beverly... - Na sali rozległo się głośne buczenie. Aby je uspokoić, Coach musiał zadąć w gwizdek. Po maskaradzie dźwięk gwizdka porównywano do dźwięku trąb zwiastujących apokalipsę. - Żartuję, bestyjki, no co wy! Niewychowane... Dobra, dobra. Zaczynajcie tę zabawę! A niech tylko ktoś tu coś zepsuje, to przysięgam, nie zatańczy już nigdy w swoim życiu, przysięgam na moją babunię!
Jednak już nikt nie zwracał uwagi na groźby rzucane przez mężczyznę, ponieważ puszczono pierwszy utwór, rozpoczynający maskaradę.

MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz