1.

388 55 17
                                    

  Szkoła była jednym z najbardziej zadbanych budynków w mieście. Wielkością prawie dorównywała galerii. Mieściła w sobie około dwudziestu klas, wielką stołówkę, halę sportową oraz szatnie. Na jednego ucznia przypadała szafka, aby w niej przechowywał swoje rzeczy jak i książki, które trochę ważyły.

Theo jako jeden z pierwszych pojawił się w szkole. Szybkim krokiem przeszedł przez korytarz, nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi. Wyszedł szybciej z domu, aby nie spotkać gdzieś Lucasa, a teraz zmierzał tam, gdzie nie dorwie go Ruby - do męskiej toalety. Kiedy już znalazł się w tamtym miejscu, od razu zatkał nos. W męskiej toalecie, pomimo starań ekipy sprzątającej w postaci biednych, starszych pań, które musiały użerać się z nastolatkami, nie pachniało zbyt przyjemnie. Jednak Theo był zdesperowany. Wolał siedzieć w męskiej, niż musieć przytulać i udawać, że odwzajemnia uczucie Ruby. Kiedy do łazienki wszedł kolega chłopaka z drużyny koszykarskiej, uniósł brew pytająco, jednak nic nie powiedział. Załatwił swoją potrzebę i na odchodne mruknął:

- Jutro trening, wszyscy mają przyjść obowiązkowo. - Po czym wyszedł z męskiej toalety.

Theo pokiwał energicznie głową. Ucieszył się, ponieważ trening był idealnym powodem, dla którego z przyjemnością zrezygnuje ze spotkania z Sindy, Ruby i Lucasem.

Viper i Grace przebierały się w szatni dziewcząt, które dyskutowały na temat dzisiejszego projektu.

- Moim marzeniem jest być w grupie z Axelem! - powiedziała, a raczej krzyknęła Sarah.

Viper przewróciła oczami na te słowa. Jak można być tak pustym, jak Sarah.

- A ja chciałabym, aby w mojej grupie byli sami mądrzy. Nienawidzę jakichkolwiek prac - prychnęła Denzee, ubierając spodenki do ćwiczeń.

Grace delikatnie pokręciła głową. Nie lubiła, kiedy każdy szukał woła do roboty. Ludzie zawsze chcą wymigać się od roboty, obciążając przy tym innych.

W szatni chłopców panował hałas, jednak nie dyskutowano o projekcie, a o zbliżającym się wielkimi krokami meczu koszykówki z wrogą szkołą.

- Tylko czekam, aż tyłek Davidsa znajdzie się w zasięgu mojego super kopniaka! - krzyknął Mark Henderson.

- I dlatego przez większość czasu grzejesz ławę, Henderson. Za dużo faulujesz - odezwał się Dave.

- Zamknij się. Ty na wszystko narzekasz - burknął Mark.

- Ej, on ma rację w sumie. Henderson, musisz się ogarnąć - zaśmiał się Steve College.

- Słuchaj, warto zejść na ławkę po faulu, dzięki któremu przeciwnik płacze. Żywię się ich bólem. - Jasnowłosy chłopak wyszczerzył się w uśmiechu wyrażającym szaleństwo. Wszyscy chłopcy równocześnie parsknęli śmiechem. Tak się złożyło, że każdy z nich był w drużynie. Jedni stale grali, inni grzali ławkę. Ale trzeba przyznać, byli niesamowicie zgrani. Theo był dumny, że przyjęto go do drużyny.

Wychowanie fizyczne dłużyło się w nieskończoność. Przez całe dwie lekcje, trener Coach wrzeszczał do nich różnorakie teksty, które według niego kształtowały charakter i zachęcały wprost do nie rezygnowania z uczestnictwa w zajęciach:

- Podciąg te spodnie, Henderson! Nie chcę oślepnąć jeszcze bardziej!

- Misty, skarbeńku, nałożyłaś tyle tapety, że twoja twarz kształtem i kolorem przypomina piłkę do koszykówki!

- No dalej misiaki, ruszajcie tyłeczki! Mam nadzieję, że chociaż jedno z was będzie napawało moje serce dumą i wykaże się w sporcie. Nie ty, College. Dla ciebie to już chyba nie ma ratunku.

MorfiniściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz