Rozdział IV

1.9K 127 52
                                    

- Malia! - wrzasnął Thomas wyrywając się z uścisku Plastra.

Rzucił się na mur próbując wspiąć się po pnączach. Ledwo oderwał się od ziemi, a pnącze pękło sprawiając, że Tommy wylądował na ziemi. Przez kilkanaście sekund stałem w miejscu. Czułem się tak jakby był w jakimś transie. Wciąż nie docierała do mnie myśl, że mogę już więcej nie zobaczyć Malii. Trwałem w amoku nie mogąc ruszyć się z miejsca. Dopiero upadek Thomasa sprawił, że pobiegłem w stronę przyjaciela, który aż kipiał ze złości. Wrzaski docierające z tłumu, który zebrał się przed wejściem do labiryntu w niczym nie pomagały. Dało się słyszeć opinie, które mnie doprowadzały do szału, nie wspominając o tym jak czuł się Thomas. "Jeden kłopot mniej", "Złamała zasady", "Zasłużyła sobie na to" - to tylko jedne z licznych zdań, które udało mi się wychwycić.

- Wynoście się stąd! Pikolone klumpy, już! - krzyknąłem czując, że tracę nad sobą panowanie.

Alby mnie poparł i rozgonił tłum. Chłopaki odeszli, jednak wciąż nie oszczędzali szyderczych komentarzy. Po chwili przy wejściu zostaliśmy we czwórkę. Ja, Alby, Minho i Thomas. Stałem obok Thomasa nie bardzo wiedząc co mam powiedzieć. Nadal nie mogłem uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Malia była sama. Sama w labiryncie. Moje myśli były chaotyczne, a jedyne na co miałem ochotę w tym momencie to zamordować Alby'ego, który powstrzymał mnie przed pobiegnięciem za dziewczyną. Jak w ogóle mogłem dopuścić do tego, żeby to Malia pomogła Thomasowi ciągnąc Minho? Dlaczego po raz kolejny się zawahałem? Minho był moim najlepszym przyjacielem, to mi powinno najbardziej zależeć na jego bezpieczeństwie. A Malia? Znała go niespełna kilka godzin, a rzuciła mu się z pomocą, ryzykując własne życie.

- Newt. W porządku? - spytał Alby.

Spojrzałem na niego ze wściekłością. Jak mógł w ogóle pytać o coś takiego? Czy on nie rozumie tego co się przed chwilą stało? Nikomu oprócz Minho i Thomasa nie udało się przetrwać nocy w labiryncie. Ale oni byli razem, mogli działać wspólnie. Jak taka drobna istotka jak Malia poradzi sobie stając oko w oko z Buldożercą?

- Zostaw mnie samego, zanim powiem coś czego będę żałował - wykrztusiłem przez zaciśnięte zęby i podszedłem do Thomasa i siedzącego obok niego Minho.

Plaster próbował zabrać go do sali szpitalnej, jednak ten wzbraniał się przed tym jak tylko mógł. W końcu machnął ręką i odszedł na kilka kroków.

- Przepraszam Tommy - wyjąkałem po chwili - To moja wina.

Thomas spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Trudno były wyczytać jakiekolwiek emocje na jego twarzy. Z furii, którą widziałem chwilę wcześniej w jego oczach nie pozostało już nic oprócz ogromnego smutku.

- To nie Twoja wina - powiedział sucho pomagając Minho się podnieść.

- Ej, przestańcie. Głowy do góry. Nic jej nie będzie - odezwał się Minho, a mój wzrok natychmiast powędrował w stronę przyjaciela.

- Z góry skazujecie ją na porażkę? Od początku ciągnęło ją do labiryntu. Zapewniam Was, że nie da się zabić. Nie wierzę, że to ja muszę Was pocieszać - mruknął Azjata wywracając oczami - Jakby nie patrzeć jestem jej coś winien, a wiecie, że nie lubię być niczyim dłużnikiem. Aż mnie boli, że jutro będę musiał być dla niej miły - dodał lekko się uśmiechając.

- Zamknij się Minho - mruknął Thomas zaciskając pięść - Chodźmy lepiej do Plastra, żeby nie musiał Ci obciąć tej nogi - dodał po chwili nieznacznie kiwając głową w moją stronę.

Wiedziałem, że Thomas cierpi. Gdyby była taka możliwość zapewne już byłby w labiryncie. Podobnie jak ja. Niestety nie istniał żaden sposób pomocy Malii, żaden. Przez chwilę patrzyłem jak Thomas i Plaster prowadzą Minho w głąb Strefy. Gdy tylko zniknęli w jednym z nielicznych pomieszczeń, odwróciłem się podchodząc do wejścia do labiryntu. Oparłem głowę o chłodną ścianę i przymknąłem oczy. Miałem ochotę wrzeszczeć, uderzyć, kogoś, albo coś zniszczyć. Nie wiem jak mogłem do tego dopuścić. Powinienem ją trzymać, to ja pierwszy powinienem wbiec do labiryntu. Ja nie ona. Jak głupio by to nie zabrzmiało, nie mogłem jej teraz stracić. Dopiero ją poznałem, poczułem coś czego nigdy nie czułem. Nie mogli mi jej teraz tak po prostu odebrać. Nie mogli. Malia była moją nadzieją na lepsze życie. Nie tylko na wydostanie się ze Strefy, ale na odnalezienie nadziei i radości z życia, którą już dawno straciłem. Przez dwa dni, które Malia spędziła w Strefie uśmiechnąłem się więcej razy, niż przez ostatni miesiąc. To przy niej czułem coś niesamowitego, coś czego nie potrafię nawet nazwać. I dzięki niej wróciło coś z dawnego życia. Pojedyncze wspomnienie z Nami w roli głównej. To nie mógł być przypadek. To, że została przysłana do Strefy to na pewno jakiś znak.

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz