Rozdział XXVI

761 63 19
                                    

Stałem oparty plecami o chłodną ścianę. Nadal nie mogłem zrozumieć tego, co się przed chwilą stało. Jak mogłem się tak zachować? Jak mogłem uderzyć mojego najlepszego przyjaciela? Dlaczego do cholery całą swoją złość wyładowywałem na Malii? Było mi wstyd, cholernie wstyd za to co zrobiłem. Dlaczego nie potrafię nad sobą panować? Może nie wystarczająco się staram, zapanować nad Pożogą? Może gdybym bardziej się przyłożył, albo odpowiednio wcześniej przygotowywał na ataki byłoby łatwiej? Ale jak miałem to zrobić? To przychodziło tak nagle. W jednej chwili ogarniała mnie fala gorąca, a wraz z nią przychodził napad nieposkromionego gniewu. Miałem wrażenie, że nie jestem wtedy sobą. Zupełnie tak, jakby przez te krótkie chwile ktoś przejmował nade mną kontrolę. Byłem w swoim ciele, ale moim mózgiem i zachowaniem kierował ktoś zupełnie inny. Najgorsze bez wątpienia było to, że te nagłe napady agresji, znikały tak szybko, jak się pojawiały. Powodując u mnie kompletne zmieszanie. Czułem się, jakbym trwał w jakimś amoku. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej byłem zmieszany. Powoli traciłem nad sobą kontrolę, a co za tym idzie, stawałem się zagrożeniem dla moich przyjaciół. Teraz wdałem się w szarpaninę z Minho i przypadkowo uderzyłem Malię. Co będzie potem? A jak zrobię komuś z nich krzywdę? Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Póki co nie było żadnego dobrego rozwiązania. Nie mogę ich zostawić. Wiedziałem że Malia nie pozwoli mi odejść, a jeśli tak to odejdzie razem ze mną. Nie chciałbym jej krzywdzić, tutaj przynajmniej mam pewność, że w razie nagłego napadu, ktoś jej pomoże. Zakląłem cicho i uderzyłem pięścią w ścianę. Dlaczego ten cholerny koszmar nie chce się skończyć?

Przymknąłem oczy, próbując zebrać myśli. W tym samym momencie ktoś mocno mnie objął. Nie musiałem otwierać oczu by wiedzieć, że tym kimś była Malia. Po prostu mocniej ją do siebie przytuliłem, uspokajająco gładząc jej plecy. Nie wiedziałem jak mam się zachować, a już tym bardziej co mam w tej sytuacji powiedzieć. Wiedziałem jedno - potrzebuje jej, bardziej niż czegokolwiek na tym popieprzonym świecie.

- Przepraszam - wyszeptałem po chwili - Nie umiem nad tym panować - dodałem cicho, otwierając oczy.

- Nie przepraszaj - odparła Malia, a jej wzrok bez problemu odszukał moją twarz.

Dopiero gdy uniosła głowę, dostrzegłem jej rozciętą wargę i stróżkę zaschniętej krwi na podbródku. Zacisnąłem wargi, czując ukłucie w okolicach serca. To ja jej to zrobiłem.

- Nie masz nad tym kontroli, nie możesz przepraszać za coś, na co nie masz wpływu - powiedziała stanowczo - Nie rozmawiajmy już o tym, to co się dzieje to nie jest twoja wina. Nie możesz tak myśleć.

Ująłem w dłonie jej policzki i spojrzałem jej prosto w oczy. Po tym wszystkim co się stało, tym jak niemal zrównałem ją z błotem, ona twierdziła że to nie moja wina.

- Jesteś niemożliwa - szepnąłem i delikatnie musnąłem jej wargi.

*******

- Możemy się zbierać. Już po burzy - powiedział Minho, wychylając się przez otwarte okno - Z plusów okazało się, że jesteśmy tuż przy górach. Będzie łatwiej się przemieszczać i wreszcie znikniemy z wolej przestrzeni. W razie ataku naszych przyjaciół z DRESZCZ-u, łatwiej będzie się ukryć. Zaś jeśli chodzi o minusy, z racji tego, że za drzwiami czekają nasi kolejni przyjaciele, musimy zejść na dół po linie, a potem czeka nas przeprawa przez most.

- To akurat nie problem - zauważyła Teresa - Nie takie rzeczy robiliśmy.

- Dla ciebie to może nie problem, ale nie wszyscy tutaj lubią zadania na wysokości - odparł Azjata.

- Tylko mi nie mów, że masz lęk wysokości - zażartował Thomas, patrząc na przyjaciela.

- Nie ja - odparł Minho i przeniósł wzrok na mnie - Mogę poszukać jakiegoś innego wyjścia, ale most cię nie ominie - dodał uważnie mi się przyglądając.

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz