Ledwo otworzyłam oczy, a do moich uszu dotarło skrzypienie, otwierających się drzwi. Nie minęło kilka sekund, gdy w pokoju pojawił się Minho.
- Nie chcę wam przeszkadzać... - powiedział szybko, a na jego twarzy pojawił się uśmiech - Ale musimy się powoli zbierać.
- Jak to? Która jest godzina? - spytałam szybko, orientacyjnie zerkając w stronę okna.
Słońce było już wysoko na niebie, a to oznaczało, że zostało nam niewiele czasu do stawienia się na lotnisku.
- Po dziesiątej.
Minho przeczesał dłonią włosy i wzruszył ramionami.
- Jak dla mnie, mogliśmy wstać za kwadrans dwunasta, ale księżna Brenda stwierdziła, że musi dać nam jeszcze kazanie - mruknął, nieznacznie się krzywiąc.
- Bardzo dobrze, że nas wcześniej obudziłeś. Musimy mieć, chociaż zarys planu - odparłam, podnosząc się z łóżka.
- Najlepiej będzie, jeśli wszyscy tu zostaniemy - powiedział nagle Newt, ściągając na siebie nasze spojrzenia.
- Ty akurat nie masz nic do powiedzenia - stwierdził Minho - Znowu zaczynasz majaczyć - dodał, a kąciki jego ust zadrgały.
Doskonale wiedziałam, że Minho w ten sposób próbuje rozładować napięcie. Każde z nas wiedziało, że bez względu na konsekwencje i tak, chociaż spróbujemy dostać się do Denver. Newt od początku był sceptyczny, nie chciał nas narażać. Gdyby była taka możliwość poszedłby tam sam, aby tylko nas ochronić. Zapomniał tylko o jednym. Zarówno ja, jak i Minho byliśmy cholernie uparci i jak raz coś sobie postanowiliśmy, raczej szybko nie zmienimy zdania.
- To nie jest zabawne - powiedział z wyrzutem Newt - Chcecie się narażać głównie dla mnie, a ja nie chcę mieć nikogo na sumieniu - dodał ciszej.
- Purwa, ale z ciebie optymista - jęknął Minho, przewracając oczami - Z tego, co mi wiadomo nikt nie zamierza dzisiaj zginąć.
- Zamiar to jedno - realia to inna sprawa.
- Newt, zawrzyj tworzostan bo ci przykopie - Minho podszedł do szafy i wyciągnął z niej losowe ubrania, rzucając nimi w Newta - Jakoś ty nie miałeś problemu, żeby narażać się dla innych. Przypomnieć ci? Więc nie bądź hipokrytą.
- To co innego - odparł zrezygnowanym głosem Newt.
- To dokładnie to samo - powiedziałam stanowczo, wycofując się w stronę drzwi. Minho lekkim ruchem głowy, wskazał na wyjście z pokoju. Domyśliłam się, że chce porozmawiać z przyjacielem, sam na sam.
- Widzimy się za chwilę.
Wyszłam z sypialni chłopaków ruszyłam w stronę schodów. Pokonałam je w szybkim tempie i chwilę później byłam już w swoim pokoju. Na krześle obok łóżka, leżały poskładane w kostkę ubrania, a pod nim stały wygodne trampki.
- Brenda - mruknęłam pod nosem.
Dziewczyna pomyślała o wszystkim. Moje stare ubrania nie nadawały się już do użytku, a sukienka którą miałam na sobie, zdecydowanie utrudniałaby mi swobodne poruszanie w trakcie wyprawy. Musieliśmy się liczyć ze wszystkim, nawet z tym że będziemy musieli uciekać, albo wracać do miasta na nogach. W Denver mogło wydarzyć się wszystko. Było tyle możliwości, że ciężko było nakreślić jakikolwiek scenariusz. Jeden fałszywy ruch, jedna minuta - wszystko mogło zaważyć o naszym być, albo nie być. Nienawidziłam sytuacji, których nie dało się przewidzieć. Świadomości, że jestem zależna od kogoś, albo czegoś. To było przytłaczające, niezrozumiałe, sprzeczne z naturą człowieka. Nie móc przewidzieć czyjegoś ruchu, snuć domysły i układać plany, które mogą nigdy nie zostać zrealizowane.
Wzięłam ubrania w ręce i poszłam do łazienki. Kwadrans później wyszłam już gotowa. Brenda wybrała dla mnie ciemne jeansy, czarną bluzkę z krótkim rękawem i skórzaną kurtkę. Spięłam włosy w luźnego koka i zbiegłam na dół.
W salonie byli już wszyscy oprócz Brendy, co oczywiście nie uszło uwadze, siedzącemu w fotelu Minho.
- Na nas to wrzeszczy, a sama się spóźnia - stwierdził, posyłając nam porozumiewające spojrzenie.
- Dbam o wasze tyłki - odpowiedziała brunetka, wchodząc do salonu. Taszczyła za sobą ogromną metalową skrzynkę na kółkach, która niemal od razu przykuła naszą uwagę.
- Nie jedziemy na wakacje - mruknął nieco sarkastycznie Minho.
- Gdybym jechała na wakacje, na pewno nie jechałbyś ze mną - odparła Brenda i otworzyła wieko.
- To nasz zapas broni, najprostsza w obsłudze, nie zabija, a paraliżuje - wyjaśnił Charlie, wyciągając z środka pistolet.
- Dla każdego z was po jednym, plus magazynek. Łącznie szesnaście strzałów. Pistolety są na tyle małe, że bramki metalu, nie wykryją ich przy wejściu, a w innym przypadku nie mają prawa nas przeszukać - wyjaśniła Brenda - W mieście lepiej nie wyjmujcie ich, dopóki nie będzie to konieczne.
- Przecież to oczywiste, że jak tylko znajdziemy się w Denver zaczniemy strzelać do wszystkich, jak opętani - odparł śmiertelnie poważnie Minho - Zawsze o tym marzyłem.
Brenda posłała mu nienawistne spojrzenie, ale postanowiła tego nie komentować. Poddała każdemu z nas pistolet i usiadła na skraju sofy.
- I pamiętajcie tam nie będzie tak prosto, jak na wczorajszym przyjęciu. Za każde nieprzemyślane słowo możecie zapłacić życiem, rozumiecie? Nie ma miejsca na głupie odzywki i nieprzemyślane zaczepki. Macie być jak cienie. Wchodzicie, załatwiacie swoje i wracacie. Zrozumiano?
Pokiwałam głową i kątem oka spojrzałam na Newta. Był strasznie blady, a jego wzrok totalnie nieobecny. Wiedziałam, że jest z nami tylko ciałem, a jego myśli są zajęte czymś kompletnie innym. Położyłam mu dłoń na ramieniu i lekko się uśmiechnęłam. Dopiero ten gest wyrwał go z częściowego amoku i odpowiedział mi skinieniem głowy.
- Pora ruszać - powiedział po chwili milczenia Charlie - Obyśmy wieczorem siedzieli tutaj w takim samym składzie.
******
Punktualnie o dwunastej samolot wystartował. Siedzieliśmy w ciszy, każdy w myślach przeżywał obecną sytuację. Nawet Minho zaprzestał żartować, a tylko od czasu do czasu, rozmawiał o czymś z Thomasem. Za to stale słychać było głosy z kabiny pilota, gdzie Brenda próbowała włamać się to systemów zabezpieczeń nałożonych przez DRESZCZ, aby móc obserwować, czy nie zbliża się do nas jakiś podejrzany obiekt. Spodziewaliśmy się ludzi z organizacji. Prędzej czy później, ale dowiedzą się co planujemy, jeśli już tego nie wiedzieli. Może wydawało im się, że nie będziemy na tyle głupi, aby pchać się w ich ręce. Przecież lecąc do Denver wystawialiśmy się im, jak na tacy. Ale z drugiej strony czasami najciemniej jest pod latarnią. Może tym razem wszystko się uda.
- Mam cholernie złe przeczucia... - powiedział pierwszy raz od dłuższego czasu Newt.
Przeniosłam wzrok na niego i cicho westchnęłam.
- I tym razem to coś innego... ja po prostu wiem, że stanie się coś złego - dodał ciszej, łapiąc mnie za dłoń.
- Wszystko będzie dobrze - odparłam splatając nasze palce.
- Mals...jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. Proszę cię jeszcze jest czas, żeby zawrócić... Proszę cię zostań.
Przymknęłam powieki czując zbierające się w oczach łzy.
- Wrócę cała i zdrowa. Obiecuje - powiedziałam cicho i mocno go przytuliłam - Zaufaj mi.
*******
Połowa rozdziału trzydziestego piątego za Nami. Wybaczcie, że musieliście tyle czekać. Zaczęłam studia, nowe miasto, zajęcia, teraz sesja, trochę zawirowań w życiu i stąd ten długi przestój w pisaniu. Obiecuje, że teraz się poprawię! :) Mimo, że nie było nowych rozdziałów na bieżąco tutaj zaglądałam, dziękuje za wszystkie nowe komentarze i gwiazdki. Jesteście cudowni! <3 Obiecywałam już kiedyś, że dokończę to opowiadanie i zdania dotrzymam. Postaram się, aby kolejny rozdział pojawił się w przeciągu dwóch dni. Będzie znacznie dłuższy i mam nadzieję, że odrobinę Was zaskoczy. Trzymajcie się ciepło. <3
CZYTASZ
I always remember you || The Maze Runner
FanfictionNic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Każde istnienie jest częścią planu, którego nie potrafimy zrozumieć. Rodzimy się wolni. Nasze decyzje, pokazują kim naprawdę jesteśmy. Możemy stanąć po stronie dobra, bądź świadomie wybrać zło. Nie ma czegoś p...