Rozdział XXVII

783 59 32
                                    


- Puszczaj! - warknąłem próbując wyrwać się z uścisku, jednego z pracowników DRESZCZ-u.

Jak mogłem przewidzieć, to nic nie dało, a jeszcze bardziej zdenerwowało mężczyznę. Popchnął mnie do przodu, przykładając mi pistolet do pleców. Zerknąłem na przyjaciół. Wszyscy byliśmy w podobnej sytuacji. Gdy dotarliśmy do samochodów, kazali nam wejść na przyczepę, uprzednio pozbawiając nas broni. Dla pewności, założyli nam kajdanki.

- Teresa może jechać z wami - powiedział Szczurowaty, wskazując dłonią na jedną z terenówek. - Akurat o nią jestem spokojny - dodał po czym wszedł na przyczepę i usiadł na przeciwko naszej czwórki.

Na jego twarzy widniał kpiący uśmiech, a w oczach widoczna była satysfakcja. Nie minęło pięć minut, a samochody ruszyły. Jedna terenówka za nami, druga przed. Tak, jakby bali się, że możemy próbować uciec. Minho przez jakiś czas się szarpał, aż w końcu plunął Szczurowatemu prosto w twarz. Mężczyzna, jednak zachował kamienną twarz, postanowił nie pokazywać swojej wyższości. Już wiedział. Wiedział że wygrał.

Na długą chwilę zapanowała kompletna cisza, przerywana tylko odgłosami, które były wydawane przez jadące samochody. Zerknąłem na Malię i ująłem jej dłoń. Blondynka obdarzyła mnie pełnym smutku spojrzeniem, jednak nie odezwała się ani słowem.

- I po co wam to było? - spytał spokojnie Janson, przerywając ciszę - Ostatecznie i tak postawiliśmy na swoim. Nie lepiej było się dogadać?

- Dogadać? Z szumowinami, które traktują nas jak zabawki? Purwa, trzymajcie mnie! - warknął Minho, patrząc na Jansona z rządzą mordu w oczach. Gdyby nie miał ograniczonych ruchów, zapewne już rzuciłby się na mężczyznę.

- Gdyby to ode mnie zależało, wszyscy bylibyście już martwi - powiedział Janson, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę rozczarowania.

- To dlaczego od razu nas nie zabijecie? - spytała Malia, patrząc prosto w oczy Jansona.

- Ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale jesteście nam potrzebni - odparł, wzruszają ramionami - Konkretniej jesteście potrzebni kanclerz Paige.

- Myśli, że zgodzimy się na współpracę? Po tym co nam zrobiliście? Zabiliście naszych przyjaciół! - krzyknął Thomas.

- Owszem, tak właśnie myśli. Gdyby nie ona Malia już by nie żyła, a ty szybko podzieliłbyś jej los.

Słysząc to, aż się wzdrygnąłem. Malia miała umrzeć? To miało coś wspólnego z drugim labiryntem?

- I może tak byłoby lepiej dla wszystkich - mruknął Thomas.

- Naprawdę dziwi mnie wasze udawane oburzenie. Rozumiem ich - mówiąc to wskazał na mnie i Minho - Nie mieli nic do gadania. Ale wy? Oboje stworzyliście labirynt, ty w dodatku wybierałaś kandydatów. I z tego co mi wiadomo, nie każdy z tu obecnych miał brać udział w próbie.

Mocniej ścisnąłem dłoń Malii. Wiedziałem że, Janson chce zagrać na jej uczuciach. Postanowił nas podejść. Skoro agresja nie działała, chciał nas skłócić normalną rozmową.

- Odwal się od niej - warknąłem - Własny syn cię zdradził! - dodałem.

Wyraz twarzy Jansona w przeciągu sekundy, uległ zmianie. Próbował to zatuszować sztucznym uśmiechem, ale wiedziałem że ugodziłem w czuły punkt.

- Radzę ci oszczędzać siły, Newt. Nie zostało ci już dużo czasu.

W tym samym momencie Malia zerwała się z ziemi i uderzyła Szczurowatego w twarz. Janson szybko się otrząsnął i wyciągnął pistolet.

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz